Trzy awanse już ma w CV. "Ktoś, kto to ułożył, zrobił nam przysługę"
- Jeden z chłopaków odpowiedział, że on miał serię sześciu, czy siedmiu, ale porażek z rzędu. Trochę się żartobliwie przekomarzaliśmy. Koniec końców muszę przyznać, że ja do tego spokojnie podchodzę. Mam swój cel. Nie mówię, że za wszelką cenę chcę awansować, bo dużo było zmian w drużynie i potrzebujemy czasu, żeby chociażby poprawić styl - powiedział w rozmowie z Polsatsoprt.pl Dariusz Banasik, trener GKS Tychy, lidera Fortuna 1 Ligi.
Dariusz Ostafiński: Zaczęliście sezon od trzech wygranych. Pan cieszy się chwilą, czy też już zaczynają chodzić panu po głowie myśli: co to będzie, bo wszyscy teraz będą chcieli bić lidera i każdy mecz będzie, jak o złoto.
Dariusz Banasik: Na pewno się cieszymy. Ja tylko przypomnę, że przed sezonem trochę narzekałem i marudziłem, że ktoś nam zafundował trudny początek ligi. Ustalono, że cztery z pierwszych pięciu meczów gramy na wyjeździe.
Dziwne.
Też tak pomyślałem, ale ktoś, kto to ułożył, zrobił nam przysługę. Zespół się sprężył. Trzy wyjazdy za nami, a my mamy dziewięć punktów i taktyka świetnie nam funkcjonuje, choć gramy inaczej niż zakładaliśmy. Myślałem nad czwórką w obronie, ale zaczęliśmy 3-4-3, punktujemy, więc tego nie zmieniam.
I co ten wyśmienity początek dla was oznacza?
Ja już trochę doświadczenia zdobyłem i chłodną głowę potrafię zachować, dlatego za wiele sobie nie wyobrażam. Wisła Płock rok temu też wygrała pięć pierwszych spotkań, a potem spadła. W sporcie nie ma nic pewnego. Jak powiedziałem, cieszymy się, że jest tak, a nie inaczej.
Bo?
Zawodnicy nabierają pewności siebie, wzmacniają mental. Z tego co wiem, to GKS nie miał jeszcze takiego początku. Zajrzałem w statystyki i wychodzi, że to najlepszy początek sezonu, jaki miała tyska drużyna. Pokora jednak musi być. Już powiedziałem, co stało się z Wisłą. Cieszmy się, ale nie przesadzajmy, bo te trzy wygrane niczego nam nie gwarantują. To dopiero początek sezonu, wiele spotkań przed nami.
Pan to powinien skakać z radości w górę. Zanim pan przejął GKS, rozmawiałem z wieloma ekspertami i każdy podkreślał, że GKS to drużyna trudna w prowadzeniu. Wielu sensownych szkoleniowców nie dało sobie w Tychach rady.
Coś w tym jest, ale ja trafiłem do innego GKS-u.
Dlaczego?
Bo w tej chwili jest dużo zmian w klubie. Począwszy od właściciela. W sumie zmienił się trener, sztab, zawodnicy, no i prezes. To już inne środowisko, inny klub, niż jeszcze kilka miesięcy temu. I powiem, że to był dobry moment, żeby te wszystkie zmiany zrobić. Musiała dojść świeża krew i wymieszać się z tą od zawodników, którzy tu byli i dobrze się w tym klubie czuli.
Chyba wiem, o co panu chodzi.
Było wielu zawodników, co tu długo grali. Nie mówię, że oni nie chcieli zrobić dużego wyniku, ale trochę się tu zasiedzieli. Przyszli nowi ludzie głodni piłki. Czasem taka zmiana jest potrzebna. Choć od razu chciałbym też zastrzec, że to nie czas na ocenę tej wymiany kadr. Jeszcze poczekajmy, zanim zaczniemy się na dobre chwalić.
Rozumiem, że po trzech wygranych pana zadaniem jest teraz chłodzić rozpalone głowy, bo zawodnicy po trzech wygranych mogą odlecieć.
Przyznam, że ja się tego obawiałem, że po trzech meczach może przyjść ten stan. Dlatego cieszę się, że teraz gramy z Wisłą Kraków. Nie będzie meczu, w którym będziemy faworytem. Będzie Wisła, czyli rywal, na którego nie trzeba nikogo motywować. Rywal medialny, trudny.
Na ten moment wymarzony.
Tak, bo dzięki temu moi zawodnicy nie zadowolą się tym, co mają. I oczywiście skupiamy się teraz nad tym, żeby dobrą passę podtrzymać. Kiedyś miałem już sześć, czy nawet siedem zwycięstw z rzędu, kiedy prowadziłem Radomiaka. Takie dłuższe serie już mi się zdarzyły, więc po trzeciej wygranej z Odrą powiedziałem, że się cieszę, ale miałem już więcej wygranych z rzędu.
Co oni na to?
Jeden z chłopaków odpowiedział, że on miał serię sześciu, czy siedmiu, ale porażek z rzędu. Trochę się żartobliwie przekomarzaliśmy. Koniec końców muszę przyznać, że ja do tego spokojnie podchodzę. Mam swój cel. Nie mówię, że za wszelką cenę chcę awansować, bo dużo było zmian w drużynie i potrzebujemy czasu, żeby chociażby poprawić styl. Bo zawsze mógłby być lepszy.
Pan mówi, że nie chce awansować za wszelką cenę, ale nie wmówi mi pan, że trener, który ma trzy awanse z rzędu, został wzięty po to, żeby sobie po prostu grać.
Nie. Na pewno klub nie wziął trenera dobrze znającego ligę, żeby grać o środek czy utrzymanie. Ja też miałem inne propozycje, a skorzystałem z tej, bo chcę coś osiągnąć. GKS skusił mnie tym, że jest infrastruktura, jest nowy inwestor i głód wyniku.
To, czego pan chce?
Nie będę oszukiwał. Chcę powalczyć o ten awans. Nie chcę się zadowalać środkiem tabeli. Chcę, żeby prędzej czy później drużyna poszła w górę.
Teraz ma pan wymarzoną sytuację. Taki początek. Grzech nie skorzystać?
To się tak fajnie mówi, ale jeszcze dwa, trzy mecze bym się wstrzymał. Po sześciu kolejkach będziemy więcej wiedzieć. Nie tylko o sobie, ale i o rywalach. Dowiemy się, kto, o co będzie grał. Bo w tej lidze każdy może każdego pokonać. Na razie trudno oszacować siłę spadkowiczów, którzy mają problem, nie punktują aż tak mocno. Zobaczymy, jak to się rozwinie.
Pamiętam, co pan mówił o rozterkach związanych z terminarzem, ale chciałem się dopytać, czy pan w ogóle miał nadzieję na to, że po trzech kolejkach będzie miał taki luksus?
U mnie to było tak, że wcześniej, po ogłoszeniu terminarza, trochę się bałem o nasz los. Jednak po sparingach zmieniłem zdanie. Nic wtedy nie przegraliśmy. Widziałem, że drużyna jest dość silna, bo radziliśmy sobie w grach kontrolnych z trudnymi rywalami, jak Radomiak, Śląsk, Karvina, czy Worskła Połtawa, która grała w Lidze Konferencji. Na tle tych zespołów wyglądaliśmy przyzwoicie. Można więc było przypuszczać, że słabi nie będziemy.
Nie jesteście, ale i tak bym chyba powiedział, że ten najbliższy mecz z Wisłą, to będzie taka pierwsza poważna weryfikacja.
Z takimi zespołami gra się łatwiej niż z teoretycznie słabszymi. Te mniej grają w piłkę. Bronią się i szukają szczęścia w stałych fragmentach. A z Wisłą to będzie otwarty futbol i to jest dla nas lepsza opcja. Do przeciwnika podchodzimy z szacunkiem, ale się nie obawiamy.
Wisła na razie ciuła punkty.
I mogła mieć mniej. Z Polonią zremisowała na farcie.
Chciałem się zapytać, jak to się stało, że trafił pan do GKS-u. Pana nazwisko przemknęło mi, gdy trenera szukało Podbeskidzie.
Było kilka klubów, także ekstraklasowych, które akurat były w kłopotach. Nie chciałem być jednak w roli ratownika. Ja chcę budować. To robiłem wiele lat w Legii, potem w Zniczu, gdzie spędziłem dwa lata i w Radomiaku, gdzie byłem cztery lata.
Ja, a pewnie wielu trenerów zazdrości panu tego komfortu. Wielu bierze, co jest, a pan mógł wybrać.
Po kontrakcie w Radomiaku odpocząłem i spokojnie wybrałem taki klub, gdzie podobała mi się wizja i gdzie, jak sądziłem, będzie mi się dobrze pracowało. Nowy właściciel GKS-u ma ciekawe spojrzenie. To jest firma amerykańsko-niemiecka, a więc filozofia działania jest inna. Zespół został odmłodzony, nie wiem, czy nie jest najmłodszy w lidze, ale jakoś sobie radzimy, choć mówiono, że spadniemy.
Choć mówiono, że GKS oznacza dla każdego trenera problemy.
Jak szedłem do Radomiaka, to też mówili, że przez 37 lat nic nie udało się zrobić, ale wziąłem tę pracę i zrobiliśmy dwa awanse.
Przejdź na Polsatsport.pl