Marek Magiera: Apetyt na dobry wynik
Zaraz po zakończeniu finałowego turnieju Ligi Narodów w Gdańsku przepakowałem walizkę i pojechałem na urlop żeby naładować akumulatory przed drugą - najważniejszą - częścią sezonu reprezentacyjnego. Zasilanie i prąd w dużej ilości bardzo się przydadzą, bo pracy będzie dużo, emocji jeszcze więcej, o oczekiwaniach nie wspomnę. Zaraz wyjaśnię dlaczego.
Na wakacjach poznałem małżeństwo ze Zduńskiej Woli, którzy na miejsce wypoczynku wybrali to samo miejsce, co ja z żoną. Oboje są kibicami siatkówki, więc złapanie kontaktu przyszło wyjątkowo łatwo, a że jeszcze znali mnie z pracy i komentowania meczów w Polsacie Sport, a także z pracy z mikrofonem w ręku na meczach reprezentacji Polski - po paru wspólnie spędzonych dniach dystans wyraźnie się skrócił.
ZOBACZ TAKŻE: Jak potoczyły się losy "Złotek" trenera Andrzeja Niemczyka? (ZDJĘCIA)
Takie spotkania są bardzo sympatyczne, ja je bardzo lubię, bo można się wielu ciekawych rzeczy dowiedzieć, ot choćby jak to wszystko wygląda od drugiej strony ekranu. Personalne wycieczki sympatycznych znajomych, z zawodu nauczycieli, pozostawię dla siebie. Chciałem powiedzieć, że ucieszyłem się bardzo, że w naszych siatkarskich dyskusjach nie zabrakło tematu żeńskiej siatkówki, co z moich wcześniejszych wakacyjnych doświadczeń poprzedzających równie duże imprezy co w tym roku już wcale takie oczywiste nie jest. I co? Jakie są oczekiwania? Dość proste jak się okazuje, bo jeśli wygraliśmy trzecie miejsce i brązowy medal w imprezie światowej, to na mistrzostwach Europy powinno być łatwiej, gdyż w turnieju nie zagrają Brazylijki, Amerykanki, Chinki, Japonki, Dominikanki...
W tym miejscu się uśmiecham, bo na moje twierdzenie, że to tak nie działa, usłyszałem jedynie w odpowiedzi - "e, tam".
Balonika pompował w tym miejscu nie będę, bo napompowały go nasze siatkarki znakomitą grą podczas Ligi Narodów. Brązowy medal był dla nich nagrodą nie tylko za świetnie wykonaną pracę pod okiem Stefano Lavariniego, ale także potwierdzeniem ogromnego potencjału, który cały czas w nich drzemie i odnoszę nieodparte wrażenie, że nie spożytkował się jeszcze nawet w połowie.
Na mistrzostwa Europy do Belgii wybieramy się przede wszystkim po to, aby przeżyć duże emocje i zagrać dobry turniej. Na razie nie ważne, co wydarzy się za tydzień - w poniedziałek - w kluczowym dla wielu meczu z Serbią. Kluczowym oczywiście dla układu miejsc w grupie i w kontekście rywalizacji w fazie pucharowej, gdzie połączymy się z zespołami z grupy w której są m.in. Turczynki i Niemki. Na razie liczy się to, co tutaj i teraz. Mecz po meczu. Krok po kroku. Tak jak w czasie Ligi Narodów. Zaczynamy w piątek ze Słowenią, później w niedzielę mecz z Węgrami, dalej wspomniana Serbia, groźne u siebie Belgijki i na koniec Ukraina. I wtedy zobaczymy co dalej...
Wszystkie mecze mistrzostw Europy obejrzą Państwo oczywiście tylko i wyłącznie na sportowych antenach Polsatu. Zaczynamy we wtorek meczem otwarcia Włochy - Rumunia na który zapraszam o godz. 17:50 do Polsatu Sport wspólnie z Joasią Kaczor-Bednarską. Po nim pakujemy walizki i - razem z Bożeną Pieczko - w trójkę, lecimy do Belgii.