Polak u bram hokejowego raju

Polak u bram hokejowego raju
fot. PAP
Krzysztof Maciaś

- Na pewno chciałbym kiedyś zadebiutować w lidze NHL, wiem że na razie jest to w sferze marzeń i zdaję sobie sprawę, że jeszcze dużo czeka mnie pracy aby go zrealizować, ale nie boję się ciężkiej pracy – mówi 19-letni hokeista Krzysztof Maciaś, który niedawno został zawodnikiem Prince Albert Raiders i jako drugi Polak będzie miał okazję zagrać w najlepszej juniorskiej hokejowej lidze świata – WHL.

Grzegorz Michalewski: Jesteś osobą, która zrobiła w ostatnim czasie największą furorę w polskim hokeju. Mamy cały czas w pamięci awans do elity mistrzostw świata wywalczony po 22 latach przerwy przez naszą reprezentację, ale całkiem niedawno pojawiła się informacja, że będziesz drugim Polakiem po Marcinie Koluszu, który zagra w najlepszej hokejowej lidze juniorów na świecie. Zostałeś zawodnikiem zespołu Prince Albert Raiders, który gra w lidze WHL. W jaki sposób znalazłeś się w tej drużynie?

 

ZOBACZ TAKŻE: Legenda kończy karierę! "Zawsze byliśmy z ciebie dumni"

 

Krzysztof Maciaś: Pomysł aby trafić do tej ligi rodził się jeszcze pod koniec zeszłego sezonu, zwłaszcza że był udany w moim wykonaniu. Było w nim bardzo dużo dobrych rzeczy, więc razem z moim agentem doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby spróbować czegoś za granicą, w dodatku w najlepszej juniorskiej lidze na świecie. Był draft do ligi CHL, która składa się z trzech lig, w tym także właśnie WHL, do której trafiłem. Zostałem wybrany z numerem czternastym (de facto z numerem piętnastym, bo klub Saint John Sea Dogs nie dokonał wyboru w pierwszej rundzie przyp. red.). Wszystko już zostało dopięte i w przyszłym sezonie będę tam występował. Na pewno jest to dla mnie ogromny skok, ale nie mogę się już doczekać jak to będzie wyglądało.

 

Twój nowy klub Prince Albert Raiders w przeszłości wychował kilku zawodników, którzy grali w lidze NHL jak choćby Leon Draisaitl czy Scott Hartnell – tych nazwisk można wymienić jeszcze kilka i są to uznani hokeiści, zresztą wielu z nich występowało z powodzeniem w najlepszej hokejowej lidze świata. Dla Ciebie jest to ogromne wyróżnienie móc znaleźć się w tak doborowym towarzystwie. Owszem grałeś w lidze czeskiej i nasi sąsiedzi traktują Ciebie jako „swojego”, ale to wspaniała informacja gdy Polak trafia do tak mocnej ligi.

 

- Na szczęście to się zmienia i obecnie wielu chłopaków próbuje swoich siła za granicą. Ogromnie mnie to cieszy i mam nadzieję, że to będzie szło w takim dobrym kierunku i będzie teraz więcej słychać o polskim hokeju i naszych zawodnikach w jakimkolwiek wieku. Nie da się ukryć, że pomocnym okazał się awans naszej reprezentacji do elity. Dzięki temu nasi gracze są teraz inaczej postrzegani w tym hokejowym świecie. Jest też w tym prawda jak mnie traktują Czesi. Nie dali odczuć, że jestem obcokrajowcem. Jestem tutaj już bardzo długo i faktycznie przez ten czas traktowali mnie jak swojego. Mam nadzieję, że coraz częściej takie sytuacje będą występowały, że Polaków będą traktowali jak swoich, a nasi zawodnicy udowodnią, że hokejowo wcale nie jesteśmy takim słabym narodem.

 

Patrząc na Twoją – choć jeszcze stosunkowo krótką karierę – dochodzę do wniosku, że podążasz śladami Twoich starszych i bardziej utytułowanych kolegów, którzy tak jak Ty także pochodzą z Nowego Targu. Z jednej strony mam tu na myśli Marcina Kolusza, który prawie dwadzieścia lat temu grał w tej samej lidze do której właśnie trafiłeś. Z drugiej widzę analogię drogi, którą pokonał Alan Łyszczarczyk, który z Nowego Targu poprzez grę w Czechach także trafił za ocean. Czy obaj zawodnicy są dla Ciebie jakąś inspiracją?

 

- Wiadomo, że Nowy Targ nie jest dużym miastem, więc się spotykamy. Zresztą rozmawiałem już zarówno z Marcinem jak i Alanem. Staram się wyciągać to co najlepsze z obu tych zawodników, choć bliżej mi do Alana z racji tego, że jest napastnikiem. On także w wieku juniora przeniósł się do Czech i stamtąd trafił za ocean. Mam nadzieję, że pójdzie mi za granicą co najmniej tak dobrze jak Alanowi i zobaczymy jak to wszystko się potoczy.

 

Alan Łyszczarczyk z klubem Fort Wayne Koments sięgnął po Puchar Kelly’ego przyznawany dla najlepszej drużyny w lidze ECHL, która za oceanem jest trzecią po NHL i AHL. A jaki Ty masz plan odnośnie swojej kariery i jakie są Twoje hokejowe marzenia?

 

- Marzeniem każdego hokeisty, który zaczyna swoją przygodę z tą dyscypliną, jest wystąpienie w tej najlepszej lidze jaką jest NHL. To jest także jedno z moich marzeń. Jeżeli chodzi o cele, to staram się ich nie zakładać na przyszły sezon. Staram się iść od treningu do treningu, od ćwiczenia do ćwiczenia, wykonywać wszystko na sto procent i zobaczymy gdzie to mnie zaprowadzi. Chciałbym na pewno „potoczyć” swoją karierę tak, aby w wieku czterdziestu lat, czy po skończeniu kariery, móc sobie usiąść na spokojnie i powiedzieć, że zrobiłem wszystko w tym kierunku aby było jak najlepiej. I jak się skończyło, tak się skończyło i najwidoczniej na więcej rzeczy oraz sukcesów nie było mnie po prostu stać. Na tę chwilę te przenosiny do ligi WHL to jest to dla mnie taki następny krok i mam nadzieję, że w dobrym kierunku, ale to się jeszcze okaże. Wierzę, że od treningu do treningu i od meczu do meczu będę się starał dawać z siebie sto procent i mam nadzieję, że to będzie widać, a ja nie zawiodę nikogo, zwłaszcza siebie. Jeśli chodzi o cele, które sam sobie wyznaczam, to nie ma jakiś konkretnych. Na pewno chciałbym kiedyś zadebiutować w lidze NHL, wiem że na razie jest to w sferze marzeń i zdaję sobie sprawę, że jeszcze dużo czeka mnie pracy aby go zrealizować, ale nie boję się ciężkiej pracy. Mam nadzieję, że uda mi się to zrobić.

 

Jeżeli chodzi o ten okres wakacyjny, to jak będą wyglądały Twoje przygotowania do nowego sezonu w lidze WHL. Trenujesz w rodzinnym Nowym Targu czy może zajęcia „na sucho” masz zaplanowane gdzieś indziej?

 

- Jeżeli chodzi o przygotowanie „off ice”, czyli na sucho, to te zajęcia miałem razem z pierwszym zespołem HC Viktovice, za co jestem bardzo wdzięczny władzom i trenerom mojego byłego klubu, który się zgodził, abym mógł się przygotowywać do sezonu razem z drużyną seniorów. Później normalnie trenowałem z nimi na lodzie, więc miałem możliwość optymalnego przygotowania się do nowego sezonu. Jeśli chodzi o wyjazd za ocean, to lot mam tak zaplanowany, że tam już się zaczyna tzw. „camp przygotowawczy” i to są już normalne zajęcia na lodzie, które są przeplatane treningami na sucho oraz sparingami. Jest to taki ponad miesięczny „camp” przed rozpoczęciem ligi. Po nim od razu rozpoczynamy rozgrywki ligi WHL. Zatem to całe przygotowanie letnie „na sucho” odbyłem tutaj w Ostrawie i tam wylatuję już na zajęcia na lodzie, aby „zgrać” się z drużyną.

 

Zdajesz sobie sprawę, że to będzie zupełnie inny hokej. Lodowiska będą węższe od tych, które mamy w Europie. Do tego będzie inne natężenie w czasie sezonu. Przed Tobą zdecydowanie więcej meczów, a mniej treningów, gdzie można „szlifować” pewne elementy i przy okazji poprawiać i udoskonalać różne schematy jak gra w osłabieniu i przewadze, czy choćby wyprowadzanie krążka z własnej tercji. Poradzisz sobie ze zmianą tego systemu treningów i meczów, a także z tą dużo większą intensywnością.

 

- Ja mam takie szczęście i zresztą potwierdzają to trenerzy od przygotowań kondycyjnych z którymi współpracowałem, że to moje przygotowanie fizyczne w poprzednim sezonie było jedną z moich najmocniejszych stron. Teraz ten okres przygotowawczy, który mam tutaj w Vitkovicach z trenerem od przygotowania kondycyjnego – jednego z najlepszych specjalistów w tym temacie w Czechach – przepracowaliśmy bardzo dobrze. Ja się czuję bardzo dobrze. Zobaczymy jak to będzie wyglądało, bo ja jeszcze takiego natężenia meczów nigdy wcześniej nie miałem w swojej krótkiej karierze. Do tej pory nigdy nie udało mi się rozegrać tylu meczów w jednym sezonie. Na pewno będę dawał z siebie sto procent i jestem przekonany, że spokojnie starczy mi „pary”, a ja zrobiłem wszystko aby się jak najlepiej przygotować do nowego sezonu i dawać z siebie maksimum w każdym meczu.

 

Jak wyglądał draft do ligi WHL i cały ten proces podpisania umowy z ekipą Prince Albert Raiders. Jak to wszystko odebrał Twój były klub oraz koledzy z ekipy HC Vitkovice?

 

- Szczerze mówiąc zaskoczyło mnie to wszystko trochę. Obawiałem się trochę reakcji. Myślałem nawet, że nie pozwolą mi tutaj trenować. Klub się zachował bardzo w porządku w stosunku do mojej osoby i chciałbym im za to jeszcze raz podziękować. Przyjęli to ze zrozumieniem, bo takie rzeczy się zdarzają. Otrzymałem szansę i wypadałoby z niej skorzystać. Dziękuję im bardzo za to, że tak do tego podeszli, dali mi możliwość przygotowywania się z nimi do wylotu za ocean i w żaden sposób nie utrudniali mi życia. To bardzo miłe z ich strony. Jeśli chodzi o kolegów z drużyny, to w większości były gratulacje. Wiadomo, że z jednymi trzymałem się bliżej, a z innymi dalej, ale u wszystkich była mniej więcej podobna reakcja, czyli gratulacje, a ja nie spotkałem się z żadną opinią, że zrobiłem błąd. Mam nadzieję, że mi się opłaci ta zmiana ligi.

 

Znasz siebie doskonale, swoje możliwości i potencjał. Wspominałeś, że przygotowanie kondycyjne będzie zawsze Twoim atutem. Zdajesz sobie sprawę, że jeszcze masz trochę do poprawy, aby stać się zawodnikiem kompletnym. Zatem nad czym jeszcze musisz mocniej pracować, by być lepszym zawodnikiem.

 

- Na pewno aby znaleźć się w lidze NHL, to tych rzeczy jest jeszcze bardzo dużo do poprawy. Moją mocną stroną nigdy nie była gra w obronie, bo zawsze dużo lepiej czułem się w ataku, dlatego nad tym będziemy musieli dużo popracować. Jeśli chodzi o resztę, to są już takie detale, których jest dużo. Wiadomo, że nigdy się nie dochodzi do perfekcji, bo zawsze coś można robić lepiej. I z tego założenia wychodzę, że nawet te rzeczy, które w zeszłym sezonie wychodziły bardzo dobrze, mogę jeszcze poprawić. Staram się rozwijać wszechstronnie w każdą stronę i rozwijać. Teraz większy nacisk w tych przygotowaniach będę kładł na grę w defensywie dlatego, że w zeszłym sezonie był to element, który najmniej mi wychodził. Dlatego te przygotowania będą też ukierunkowane na grę w obronie, zresztą także i inne elementy gry w hokeja będę się starał poprawiać.

 

Pochodzisz z Nowego Targu, więc nie będę się Ciebie pytał skąd pomysł na hokej na lodzie. W Twoim przypadku była to też tradycja rodzinna, choć nawet nie tyle tata, a mama uprawiała tę dyscyplinę sportu. Skąd u niej wzięła się miłość do hokeja?

 

- Z treningami hokejowymi mojej mamy związana jest zabawna historia. Otóż ona zaczęła uprawiać tę dyscyplinę sportu ze względu na mnie i mojego brata Kacpra, który rok wcześniej rozpoczął treningi w Podhalu. Mogliśmy w ten sposób mieć wspólny język do komunikowania się. Widziałem ile radości te zajęcia sprawiały mojemu bratu i stwierdziłem, że też chcę być hokeistą. Nowy Targ jest takim miastem, że ciężko jest nie spróbować swoich sił w zajęciach hokejowych. Zresztą kilku naszych kuzynów grało w hokeja, nawet na poziomie reprezentacyjnym w przypadku Maksymiliana Maciasia, który był na zgrupowaniu kadry do lat szesnastu, czy Damiana Sulki, który także występował w młodzieżowych reprezentacjach. Widziałem jak wszyscy przy tym dobrze się bawią, do tego całe miasto żyje tym sportem, więc tata mnie zabrał na kilka ślizgawek i później normalnie już dołączyłem do grupy treningowej i tak to się wszystko jakoś potoczyło.

 

Spotkałem się z taką opinią, że w Nowym Targu nie musisz umieć jeździć na rowerze, ale jazda na łyżwach jest już takim obowiązkiem, bo inaczej nie jesteś prawdziwym nowotarżaninem.

 

- To prawda, tak to mniej więcej wygląda. Większość młodych osób przynajmniej kilka razy w życiu było na ślizgawkach. Zresztą większość chłopaków z mojego rocznika było w sprzęcie hokejowym, niż go nigdy nie miało na sobie, więc przynajmniej raz brał udział w hokejowym treningu. To jest bardzo dobra rzecz i mam nadzieję, że nie będzie zanikała, choć ostatnio zaczyna się to gdzieś robić. Wierzę jednak, że ten sukces odniesiony przez naszą reprezentację sprawi, że hokej zainteresuje jeszcze większą liczbę młodych adeptów tej pięknej dyscypliny sportu.

 

Przy hokeju pozostał także Twój starszy o rok brat Kacper, który wspólnie z Tobą także przecierał czeskie szlaki, ale wrócił do Polski i w zeszłym sezonie grając w GKS-ie Katowice wywalczył mistrzostwo Polski.

 

- Tak, to prawda. Należą mu się wielkie gratulacje i mam nadzieję, że w tym sezonie uda mu się obronić to trofeum. Z drugiej strony pochodzę z Nowego Targu i ciężko byłoby mi wskazać komu bym kibicował, gdyby doszło do takiego finału w nadchodzącym sezonie. Do tego jeszcze długa droga, więc trzymam kciuki za brata, aby mu się wiodło jak najlepiej.

 

W bardzo młodym wieku wyjechałeś do innego kraju. Widomo, że Czesi mają większe od nas tradycje hokejowe i poziom szkolenia jest dużo wyższy niż u nas, ale dlaczego zdecydowałeś się ten kraj. Jakie czynniki decydowały o takim właśnie wyborze?

 

- Rodzice zauważyli, że razem z Kacprem prezentujemy wysoki poziom i moglibyśmy spróbować swoich sił w mocniejszej lidze, gdzie szkolenie młodzieży stoi na dużo wyższym poziomie. Z lepszą infrastrukturą i dużą większą liczbą rozgrywanych meczów, bo to też jest pomocne właśnie w takim wieku. Z Podhala już wcześniej taki właśnie szlak przetarło kilku zawodników, więc pomyśleliśmy o Czechach i przy pomocy właśnie tych kilku osób udało się tam trafić. Najpierw przez pierwsze trzy lata jeździliśmy tylko na weekendy żeby móc rozgrywać mecze, a w tygodniu trenowaliśmy normalnie w Nowym Targu. Mając dwanaście lat przeprowadziłem się do Czech. Najpierw mieszkałem w Porubie, a później w Vitkovicach. Przez pierwsze kilka lat razem z bratem, a teraz już całkowicie sam. Widzieliśmy jak wygląda poziom hokeja młodzieżowego w Czechach i niestety był bez porównania lepszy niż w Polsce. U nas niestety w grupach młodzieżowych rozgrywa się zdecydowanie mniej spotkań i przy pomocy kilku osób doszliśmy do wniosku, że powinniśmy spróbować swoich siła za granicą.

 

W bardzo młodym wieku przeniosłeś się do Poruby i choć byłeś w innym kraju, to nie zapomniałeś o swojej edukacji. W jaki sposób udawało Ci się pogodzić mieszkanie i treningi w Czechach z nauką w polskiej szkole? Do tego nie zapomnijmy o barierze językowej, bo choć jesteśmy sąsiadami to jednak język czeski jest inny od polskiego. Nie miałeś problemów ze zwykłym komunikowaniem się?

 

- Jeżeli chodzi o edukację, to była ona cały czas w Polsce. Przez pierwszy rok szkolny mieliśmy indywidualny tok nauczania. Razem z bratem jeździliśmy dwa razy w roku szkolnym do Nowego Targu na tydzień czy dwa, aby zdawać egzamin ze wszystkich przedmiotów za całe półrocze. Nie ukrywam, że jako młody chłopak z zapałem do hokeja, to ciężko u mnie było z motywacją do nauki. Wprawdzie moje oceny nie były jakieś tragiczne, ale widać było spadek przez ten indywidualny tok nauczania. Bardziej poświęcałem się hokejowi niż siedzeniu przy książkach, więc rodzice podjęli z nami decyzję, że od ósmej klasy dojeżdżałem z Ostravy do Cieszyna pociągiem i tam toczyła się dalsza moja edukacja. Jeżeli chodzi o kwestię nauki języka, to „łapałem” słówka przede wszystkim w szatni i stałem się domyślać co to może oznaczać po polsku. Najpierw nauczyłem się wyrażeń typowo hokejowych, a później określeń, których może niekoniecznie jest warto tutaj cytować. Jestem już w Czechach tyle lat, że bez problemu porozumiewam się w tym języku i nie stanowi on dla mnie żadnego problemu. Zresztą jeśli jestem tutaj przez dłuższy okres, to czasami łatwiej jest mi się porozumiewać po czesku niż po polsku.

 

„Čerstvý chléb” w Czechach, a u nas oznacza że chleb jest świeży. Rozumiem, że te różnice między językiem polskim i czeskim nie stanowią dla Ciebie żadnego problemu.

 

- Tak, zresztą dużo jest takich przykładów, że jakaś rzecz w języku czeskim ma u nas zupełnie inne znaczenie. Na szczęście już teraz mi się to nie myli i nie mam z tym żadnego problemu.

 

Po kilku latach gry w Porubie przeniosłeś się do Vitkovic. Obie miejscowości wchodzą w skład dużej aglomeracji Ostrawy, ale jeśli chodził o potencjał obu klubów, to tutaj HC Vitkovice jest bez porównania większym i bardziej utytułowany w porównaniu do Poruby. W jaki sposób doszło do Twoich przenosin?

 

- Wyszedł mi bardzo dobry sezon w ekstralidze dorostu, gdzie grałem jako zawodnik z młodszego rocznika. Trenerzy z Vitkovic, którzy na bieżąco obserwowali okoliczne kluby takie jak Poruba, Frydek Mistek i Havierov, chcą najlepszych graczy mieć u siebie, bo właśnie ich klub ma tutaj największą renomę. I właśnie najlepszych zawodników z „dorostu” czy „juniorki” ściągają do siebie, aby mogli się właśnie u nich ogrywać. Trener z Vitkovic się ze mną skontaktował i zaproponował przenosiny do nich. Były różne rozmowy i wspólnie z rodzicami doszliśmy do wniosku, że będzie to dla mnie dobry ruch jeśli tam się przeniosę. Dla mnie nie stanowiło to większej różnicy, bo zostawałem w tym samym mieście, ale miałem możliwość grać w dużo lepszym i bardziej utytułowanym klubie, w dodatku z dużo większym potencjałem. Wydaje mi się, że był to jeden z kluczowych ruchów w mojej krótkiej karierze hokejowej.

 

Nie da się ukryć, że chyba wszyscy byliśmy zaskoczeni informacją w poprzednim sezonie, że dostaniesz swoją szansę debiutu w drużynie seniorów HC Vitkovice w meczu czeskiej ekstraligi. Zresztą to był wymarzony dla Ciebie debiut, bo w wygranym 5:3 derbowym starciu z Ocelari Trzyniec strzeliłeś gola. Kiedy dowiedziałeś się, że zagrasz w pierwszym zespole i w dodatku w takim meczu?

 

- Mieliśmy wtedy wyjazd z juniorami na drugi koniec Czech do Hradca Kralove i to był tzw. „trip”, a więc w piątek graliśmy w Pardubicach, w sobotę w Hradcu Kralove i wygraliśmy oba spotkania. Po meczu trener powiedział mi, że w niedzielę rano idę razem z seniorami na trening przed meczem z Trzyńcem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem czy zagram w tym meczu, ale trener oraz koledzy z zespołu, którzy już w takich spotkaniach wcześniej grali, mówili mi jak się mam mentalnie przygotować do tego meczu, co mam robić, a czego unikać. Bardzo mi pomogło. Zresztą gdy przyszedłem na ten poranny rozjazd, to dalej nie dowierzałem, że zagram w takim meczu. Wydawało mi się, że przyjdę na trening i na tym będzie koniec. Zresztą często się zdarza, że gdy jakiś zawodnik z pierwszej drużyny jest chory albo kontuzjowany, to się w jego miejsce „dobiera” kogoś z zespołu juniorów, ale już na mecz ten doświadczony zawodnik zazwyczaj jest gotowy do gry. Okazało się jednak, że jestem wpisany normalnie do meczowego składu. Pierwszym dla mnie takim impulsem było gdy pan kierownik wziął mój kask i zaczął mi na nim naklejać te wszystkie naklejki sponsorów, które mają na sobie zawodnicy z pierwszego zespołu. Następnie trener pierwszego zespołu wziął mnie na rozmowę odnośnie taktyki na to spotkanie, czego ode mnie będzie wymagał i wieczorem nie było już innego wyjścia jak wyjść na lód i dać z siebie wszystko w tak szczególnym meczu.

 

Wiadomo, że w debiucie dużą rolę odgrywa adrenalina oraz stres, ale widać było, że nogi się pod Tobą nie ugięły. Wchodziłeś do szatni w której są doświadczeni zawodnicy, w dodatku mający na swoim koncie grę na wielu ważnych turniejach rangi mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich. Jaka była Twoja pierwsza reakcja gdy po raz pierwszy otworzyłeś drzwi do tej szatni wiedząc, że za chwilę ubierzesz koszulkę meczową ze swoim nazwiskiem i założysz na głowę kask oklejony sponsorami drużyny seniorów. Macie w Vitkovicach jakiś specjalny rytuał w szatni, gdy młody zawodnik wita się z dużo bardziej doświadczonymi hokeistami?

 

- Nie, tutaj nie ma nic specjalnego, aczkolwiek był to dla mnie duży szok, zważywszy na to, że znalazłem się w ataku razem z dwójką napastników, którzy na co dzień grali w pierwszej formacji. Akurat zastępowałem kontuzjowanego Amerykanina Petera Muellera, który był wybierany w pierwszej rundzie draftu do ligi NHL, więc wiedziałem, że zastępując zawodnika takiego kalibru, będę musiał dać z siebie sto dziesięć procent. Dostałem do piątki dwóch świetnych zawodników, z którymi jeszcze przed meczem dużo się komunikowałem. Mieli naprawdę bardzo dobre podejście, bardzo mnie wspierali, dawali dużo dobrych porad i słów otuchy. Zresztą już na tym porannym rozjeździe, a później w trakcie meczu po każdej zmianie, na ławce obok mnie siadało tych dwóch kolegów z ataku w którym razem graliśmy i dyskutowaliśmy co mogłem zrobić lepiej lub co oni mogli zrobić lepiej. To mi naprawdę ułatwiło mój debiut w meczu ekstraligi. Właśnie może dlatego nie odczuwałem takiej presji, że gram razem z gwiazdami światowego hokeja. Dzięki ich normalnemu podejściu czułem się jakbym ich znał bardzo długo i oni naprawdę ułatwili mi to wejście w seniorski hokej.

 

Debiut w czeskiej lidze „okrasiłeś” strzelonym golem i to w derbowym starciu z broniącą tytułu ekipą „Stalowników” z Trzyńca. Kiedy to dotarło do Ciebie, że wpisałeś się na listę strzelców, a spiker wyczytał Twoje imię i nazwisko. Widziałem skrót z tego meczu i Twoją radość gdy spoglądałeś w telebim po zdobytej bramce.

 

- To prawda. Na ten moment jest to chyba najlepsze wspomnienie w mojej karierze. Niektórzy zawodnicy żartują, ze mają przygotowane specjalne „cieszynki” przed bramkami, ja też śmiałem się z kolegami, że będą miał coś ekstra na taką okoliczność, ale jak oddałem ten strzał, to na początku nie wiedziałem co się stało. Wydawało mi się, że krążek odbił się od kasku bramkarza i poleciał gdzieś w bok. Kiedy zobaczyłem, że nie wypadł z żadnej strony, tylko trafił do bramki to jedyne co mi przyszło do głowy to rozłożyć ręce i popatrzeć w trybuny. Tak naprawdę zaczęło to do mnie dochodzić że strzeliłem gola, dopiero jak usiadłem na ławce. Wtedy popatrzyłem na telebim i zacząłem się zastanawiać, że kurcze chyba zrobiłem coś dobrze. Później jeszcze w trakcie meczu dostawałem również gratulacje od kolegów z zespołu i to też było takie niosące. Cieszę się, że mogłem się przyczynić w jakiś sposób do tego żebyśmy w końcu te derby wygrali, bo przegrywaliśmy 2:3, a wtedy udało się ten wynik odwrócić i wygrać to spotkanie.

 

W ekstralidze czeskiej rozegrałeś łącznie pięć meczów w zeszłym sezonie. Wcześniej grałeś na MŚ do lat 20 Dywizji 1B, gdzie zostałeś wybrany najlepszym strzelcem oraz najlepiej punktującym zawodnikiem tego turnieju. Przed Tobą gra za oceanem, ale również pojawia się szansa abyś zagrał na mistrzostwach świata Elity, które w maju przyszłego roku odbędą się w Czechach. Do tego Polacy, którzy zagrają na tym poziomie po 22 latach przerwy, swoje mecze grupowe będą rozgrywali właśnie na Arenie w Vitkovicach. Byłeś już powoływany przez Roberta Kalabera na zgrupowania seniorskiej reprezentacji Polski. Sezon w WHL jest długi. Czy jest szansa, abyś zagrał w tym turnieju?

 

- Z tego co się orientowałem to sezon ligi WHL kończy się mniej więcej na początku maja, a mistrzostwa świata w Czechach rozpoczynają się dokładnie 10 maja, więc w teorii miałbym czas, aby przylecieć na końcówkę zgrupowania. Wprawdzie do tego jest bardzo długa droga, a poza tym szanse na to są różne. Należy też pamiętać, że po zakończeniu play-offów zwycięzcy lig WHL, OHL i QMJHL grają o trofeum Memorial Cup, a rywalizacja trwa praktycznie do końca maja. Do tego jest jeszcze daleka droga, więc nad tym się jeszcze nie zastanawiam. Z trenerem Robertem Kalaberem jeszcze nie rozmawiałem i wydaje mi się, że to jest chyba za wcześnie na takie rozmowy. Trener Kalaber to profesjonalista, na pewno będziemy w kontakcie i będę wiedział jak wygląda moja sytuacja. Na pewno jednym z moich marzeń, oprócz gry w lidze NHL, był występ na mistrzostwach świata Elity. Jeszcze niedawno to było takie marzenie „ściętej głowy”, bo nasza kadra grała w Dywizji IB, a więc na trzecim poziomie rozgrywkowym. Teraz jak to się staje coraz bardziej realne, to chciałoby się jeszcze bardziej na tych mistrzostwach wystąpić. Zwłaszcza, że jako młodzież Vitkovic graliśmy właśnie na Ostravar Arenie nasze mecze ligowe. Chciałbym bardzo zagrać na tym turnieju, a jeśli to się nie uda, to będą z całych sił trzymał kciuki za naszą reprezentację i będę wierzył, że może to się uda w przyszłych sezonach.

 

Jak oceniasz nasze szanse w tym przyszłorocznym turnieju w Czechach. Utrzymamy się, a może zagramy o coś więcej. Jakie są Twoje typy?

 

- Na razie ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć na ten temat. Na pewno z tego co widziałem na zgrupowaniach przed MS Dywizji IA i później gdy oglądałem nasze mecze na tym turnieju, to widać że drużyna była bardzo dobrze poukładana, do tego solidna i bardzo mocna. Nie wiem czy kiedykolwiek w historii mistrzostw świata mieliśmy tak dobre statystyki jeśli chodzi o grę w przewagach. Ogólnie tam wszystko zadziałało tak jak powinno. Teraz czeka nas duży przeskok, bo miedzy Dywizją IA a Elitą jest duża różnica. Mam nadzieję, że chłopkom na tym turnieju pójdzie jak najlepiej, ze mną w składzie czy bez, ale będę walczył o to, abym tam wystąpił i zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Mam nadzieję, że nasze wyniki będą jak najlepsze. Na razie jest jeszcze za wcześnie, aby móc typować jakiekolwiek wyniki.

 

Wiem, że obecnie cała Twoja uwaga skupiona jest wokół przygotowań do nowego sezonu i jak najlepszej gry w barwach Prince Albert Raiders w lidze WHL. Czy może masz jakieś hobby niezwiązane z hokejem, które daje Ci dużo radości w czasie wolnym.

 

- Zdarzają mi się takie dni, choć wiem że jest ich za mało, bo odpoczynek psychiczny jest równie ważny jak odpoczynek fizyczny. Muszę się przyznać, że u mnie to jest zboczenie zawodowe i jak mam tylko trochę wolnego czasu, to na różnych serwisach społecznościowych lubię sobie pooglądać jakieś skróty meczów ligi NHL, gdzie mogę podpatrywać w akcji najlepszych hokeistów na świecie. Muszę się też do czegoś przyznać, bo ostatnio przez mojego współlokatora w Ostrawie Kubę Ślusarczyka złapałem „zajawkę” na tenisa ziemnego. W wolnych chwilach chodzę na kort aby pograć, bo to pozwala mi odciąć się od hokeja. Wprawdzie ostatnio nie dzieją się jakieś złe rzeczy, to jednak tenis daje mi taką możliwość odpocząć psychicznie od tego wszystkiego żeby potem mieć ten „głód” gry i sukcesów. Poza tym w wolnych chwilach, zwłaszcza teraz gdy mamy wolne weekendy, to staram się przyjeżdżać do domu, aby ten wolny czas spędzać z rodziną. Większość osób wakacje spędza poza domem, a ja przeciwnie właśnie ten okres jest dla mnie czasem, który lubię spędzać z rodziną, bo wtedy naprawdę odpoczywam. Od kilku lat w domu bywam rzadko, więc to jest dla mnie najlepszy okres aby aktywnie spędzać wolny czas w gronie rodzinnym.

 

Wspomniałeś o „tenisowym bakcylu”. Czy jest to dla Ciebie tylko fajna forma spędzania wolnego czasu, czy także śledzisz poczynania naszych tenisistów z Igą Świątek i Hubertem Hurkaczem na czele?

 

- Lubię oglądać tenis. Zresztą od tego się zaczęło, że najpierw obejrzałem kilka meczów, a później stwierdziłem, że w sumie fajnie byłoby spróbować. Z tenisem miałem już znacznie wcześniej trochę styczności, tylko dopiero w tym sezonie tenisowym wziąłem się już tak na poważnie za granie oraz kibicowanie. Oglądam mecze i trzymam kciuki za nasze tenisistki i tenisistów. Wszyscy wiemy co teraz robi Iga Świątek i mam nadzieję, że ta jej świetna passa utrzyma się jak najdłużej.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie