"Żółte Tygrysy” już nie tak drapieżne, ale wciąż groźne
Mecz niewykorzystanych szans – tak w telegraficznym skrócie można podsumować porażkę polskich siatkarek w meczu z Serbią. Tak też ocenił to spotkanie trener reprezentacji Polski Stefano Lavarini, który po meczu nie unikał dziennikarzy i długo przebywał w strefie mieszanej udzielając odpowiedzi na pytania w tym to najważniejsze, jak to się stało, że przegraliśmy wygrany mecz?
Specyfika takich turniejów jak mistrzostwa Europy polega na tym, że tutaj nie ma miejsca na rozpamiętywanie tego, co było. Nie ma na to czasu. Kolejny dzień przynosi kolejne szanse, które trzeba wykorzystywać, bo wystarczy jedna porażka, jedna wpadka i sytuacja może się mocno skomplikować. Porażka z Serbią niczego nie rozstrzyga na turnieju, ani tym bardziej nie zamyka drogi do strefy medalowej, natomiast – wszystko na to wskazuje – dość mocno ją utrudnia.
ZOBACZ TAKŻE: 0:3! Niespodzianka w meczu polskiej grupy ME siatkarek
Dzisiaj Polki grają z gospodyniami Eurovolleya 2023 reprezentacją Belgii. To już nie ta sama Belgia co kiedyś, która potrafiła uprzykrzyć życie najlepszym na świecie. Reprezentacja Polski przekonała się o tym dobitnie cztery lata temu, kiedy to musiała uznać wyższość rywalek przegrywając mecz po tie-breaku mocno komplikując sobie wówczas sytuację w grupie eliminacyjnej. Wtedy też Belgijki nie miały kłopotów z wygrywaniem spotkań z przeciętnymi europejskimi drużynami takimi jak Słowenia, czy Ukraina. Tutaj w Gandawie też mierzyły się z tymi rywalami i już tak lekko i przyjemnie nie było. Ze Słowenkami wprawdzie wygrały, ale po heroicznym boju, natomiast wczoraj przegrały z Ukrainą 0:3 i to bez większej dyskusji.
"Żółte Tygrysy” – taki przydomek nosi reprezentacja Belgii – w ostatnim czasie dość mocno wyblakły, a wszystko za sprawą zbiorowego pozwu kilku zawodniczek, które pozwały dotychczasowego trenera drużyny Gerta Vande Broecka oskarżając go o przemoc emocjonalną. Sprawa odbiła się w Belgii szerokim echem, a w jej konsekwencji szkoleniowiec został zawieszony i odsunięty od prowadzenia zespołu. Jego miejsce zajął jego dotychczasowy współpracownik Kris Vansnick. W belgijskim środowisku da się słyszeć opinie, że nie była to dobra decyzja, i że lepszym rozwiązaniem byłoby sięgnięcie po kogoś z zewnątrz, kogoś kto w żaden sposób nie uczestniczył w domniemanym procederze, kogoś kto chłodnym okiem spojrzałby na siatkarki, które pracowały w systemach wdrażanych przez Vende Broeka aż 14 lat.
W ostatnim czasie w reprezentacji Belgii zmieniło się dużo. Patrząc na przeciwnika z naszej perspektywy też, bo przecież do niedawna w belgijskiej kadrze występowały aż cztery Polki – urodzone, albo już wychowane na belgijskiej ziemi przez rodziców (związanych z siatkówką), którzy w latach 80-tych wyemigrowali do tego kraju. Dominika Sobolska, Dominika Strumiłło i Karolina Goliat pożegnały się z występami w reprezentacji Belgii, z kolei Kaja Grobelna ma wrócić do drużyny na olimpijskie kwalifikacje.
Jedno, co nie zmieniło się w belgijskiej reprezentacji, to pozycja Britt Herbots, która odkąd gra w narodowej drużynie w każdym spotkaniu pełni rolę liderki i regularnie zdobywa najwięcej punktów dla zespołu. Tak też jest podczas meczów rozegranych w Gandawie, i tak też będzie w starciu z Polską o czym wie każdy, kto obejrzał choć jedno spotkanie reprezentacji Belgii.
Polki są faworytem dzisiejszego spotkania, ale muszą zachować czujność, bo po pierwsze grają przeciwko gospodyniom, a takie mecze – prowadzone w specjalnej oprawie – gra się zawsze ciężko, po drugie, co z kolei pokazał nasz mecz z Węgrami, z tymi nieco słabszymi drużynami zdarzają nam się niewytłumaczalne przestoje.
Jesteśmy na półmetku eliminacji grupowych. Wszystkie drużyny mają rozegrane po trzy mecze. Bez strat w turnieju jest Serbia. Kolejne miejsca zajmują Ukraina, Polska i Belgia, które mają po jednej porażce na koncie. I to tutaj będą się rozstrzygały kwestie zajęcia drugiego, trzeciego, albo czwartego miejsca przed rozstawieniem drużyn do fazy pucharowej.
Przejdź na Polsatsport.pl