Szczere wyznanie Natalii Kaczmarek. "Mam już trochę dosyć"

Inne
Szczere wyznanie Natalii Kaczmarek. "Mam już trochę dosyć"
Fot. PAP
Szczere wyznanie Natalii Kaczmarek. "Mam już trochę dosyć"

"Nie mogłam sobie tego lepiej wymarzyć. Moim celem był finał. Po cichu liczyłam, że jest szansa na medal, ale wiadomo, że wszystkie dziewczyny są mocne i trzeba mieć trzy mocne biegi na równym poziomie" - powiedziała Natalia Kaczmarek, wicemistrzyni świata w biegu na 400 m.

Kaczmarek w finale mistrzostw świata w Budapeszcie uzyskała trzeci czas w karierze - 49,57. Zwyciężyła Marileidy Paulino, która poprawiła rekord Dominikany na 48,76. Trzecia Sada Williams z Barbadosu przebiegła 400 m w 49,60.

 

ZOBACZ TAKŻE: Simone Biles z rekordowym ósmym tytułem mistrzyni USA w gimnastyce

 

"Tak naprawdę już jak weszłam do finału, to byłam z siebie bardzo zadowolona i dumna, a potem dodatkowo zdobyłam medal. W sztafecie też zrobiłyśmy wszystko, co mogłyśmy. Dziewczyny dały z siebie wszystko i naprawdę szóste miejsce to jest bardzo dobra pozycja. Dwa razy znakomicie pobiegłyśmy. Także oceniam te mistrzostwa na 10/10" - skomentowała.

 

Polska sztafeta 4x400 m była bardzo osłabiona, bo z różnych względów w Budapeszcie nie wystartowały doświadczone i utytułowane Anna Kiełbasińska, Iga Baumgart-Witan, Justyna Święty-Ersetic i Małgorzata Hołub-Kowalik.

 

Alicja Wrona-Kutrzepa, Marika Popowicz-Drapała, Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka i Natalia Kaczmarek w eliminacjach uzyskały czas 3.24,05, natomiast w finale - 3.24,93.

 

"Wiele osób w nas nie wierzyło przed mistrzostwami i mówiło, że z takim składem nie mamy tam czego szukać, ale weszłyśmy do finału i zajęłyśmy szóste miejsce, co uważam za ogromny sukces. Pobiegłyśmy naprawdę dobrze dzień po dniu w takim samym składzie. To naprawdę super wynik. Poziom był bardzo wysoki. W sztafetach na medal trzeba było biegać 3.20, czyli w granicach rekordu Polski. To jest naprawdę szybko. Jak wrócą dziewczyny, to będziemy miały znacznie szerszy skład. To umożliwi nam dokonywanie zmian i oszczędzanie sił w eliminacjach, dzięki czemu dalej będziemy walczyć o medale" - oświadczyła wicemistrzyni świata.

 

Kaczmarek jest przekonana, że polska sztafeta 4x400 m może walczyć o medal przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Paryżu.

 

"Mam nadzieję, że dziewczyny wrócą, a te zawodniczki, które startowały w Budapeszcie będą dalej biegać i poprawiać się. Wtedy będziemy mieli szeroki skład, żeby manewrować, wymieniać, móc zmieniać różne ustawienia i walczyć o medale. Myślę, że jak zakręcimy się w granicach rekordu Polski (3.20,53 - PAP), to będzie medal. Bardzo na to liczę, ale nie wszystko ode mnie zależy. Trzymam kciuki za dziewczyny. Wierzę, że wrócą na bieżnię i będą biegać na wysokim poziomie" - oznajmiła.

 

Lekkoatletka wyznała, że z Budapesztu wywiezie same pozytywne wspomnienia.

 

"Mistrzostwa były bardzo dobrze zorganizowane i naprawdę bardzo fajne. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Bardzo się postarali i było wiele nowości, jak choćby filmiki przy prezentacji. To też urozmaicenie dla kibiców. Wszystko było perfekcyjne i na bardzo wysokim poziomie: stadion i cała infrastruktura" - oceniła.

 

Podczas czempionatu w stolicy Węgier przez większość doby temperatura znacznie przekraczała 30 stopni Celsjusza, co spowodowało konieczność przeniesienia eliminacyjnych biegów na 5000 m na sesję wieczorną. Kaczmarek nie narzekała jednak na pogodę.

 

"Było gorąco, ale na pewno to lepsza temperatura niż gdy jest zimno. Zdecydowanie wolałabym biegać w 35 stopniach niż w 10. Nie będę narzekać. Trzeba było odpowiednio do tego podejść, czyli pamiętać o nawodnieniu i chłodzeniu. Jak się startuje w czerwcu i w lipcu, to najczęściej jest wysoka temperatura. W mityngach Diamentowej Ligi wszędzie było ponad 30 stopni. To kwestia dobrego podejścia. Pewnie gorzej jest w biegach długodystansowych. Gdy biegli maraton, to podejrzewam, że mogło być ciężko, ale w sprintach to lepsza pogoda, niż gdy jest chłodno" - stwierdziła biegaczka.

 

W 2023 roku Kaczmarek uzyskała najlepsze wyniki w karierze. Aż czterokrotnie zeszła poniżej 50 sekund, a 16 lipca podczas Diamentowej Ligi w Chorzowie pobiła rekord życiowy. 49,48 to drugi wynik w historii polskiej lekkoatletyki.

 

"Zaczęłam sezon na początku maja i od początku biegałam w granicach 50 sekund. Potrafiłam utrzymać ten wysoki poziom przez cały sezon i dowieźć formę do końcówki sierpnia. Na pewno wraz z sukcesami rośnie popularność. Cały ten sezon był szalony, bo miałam dużo biegów na wysokim poziomie, kilka zwycięstw w Diamentowej Lidze i faktycznie o tym było głośno. Znalazłam się w centrum uwagi. Nie zawsze to było fajne, ale raczej odbieram to pozytywnie. Popularność mnie nie przytłacza" - zadeklarowała.

 

Kaczmarek uważa, że nie wykorzystała w pełni swojego potencjału i wciąż może się rozwijać. Do rekordu Polski Ireny Szewińskiej (49,28) z 1976 roku brakuje jej tylko 0,2 sekundy.

 

"Jeszcze wiele da się zrobić. Przede wszystkim można ciężej trenować. Mogę przesuwać sporo swoich granic na treningach. O to się nie martwię. Muszę tylko dbać o siebie dbać. Jak będzie zdrowie, to będę mogła ciężej trenować i przyniesie to też rezultaty na bieżni" - podkreśliła lekkoatletka.

 

W tym sezonie Kaczmarek wygrała już trzy mityngi Diamentowej Ligi: we Florencji, Chorzowie i Monako. W połowie września wystąpi w finałowych zawodach prestiżowego cyklu w Eugene.

 

"W niedzielę wystartuję w Olsztynie, a potem w finale Diamentowej Ligi w Eugene. Mam tylko te dwa starty i kończę sezon. Na pewno motywacja i koncentracja trochę spada, bo trzeba było długo ją utrzymać i teraz na pewno już nie będzie tak łatwo. Postaram się jeszcze zakręcić koło 50 sekund, ale nie wiem, kto będzie startować w Diamentowej Lidze. Pokazuję, że potrafię wygrywać z mocnymi dziewczynami i mam nadzieję, że teraz nie będzie inaczej" - przekazała.

 

Reprezentantka Polski nie weźmie udziału w zawodach w Zurychu (31 sierpnia) i Brukseli (8 września).

 

"Awansowałam już do finału Diamentowej Ligi, więc nie planuję startować na tych dwóch pozostałych mityngach, które są po drodze" - wyjaśniła.

 

Po powrocie z Eugene Kaczmarek rozpocznie zasłużony odpoczynek po długim, intensywnym i pełnym sukcesów sezonie.

 

"Jak skończę sezon, to nie zamierzam trenować, bo mam już trochę dosyć i jestem zmęczona. Jakieś aktywności pewnie się pojawią, ale na pewno to nie będzie bieganie" - stwierdziła z uśmiechem.

 

Lekkoatletka rezygnuje z udziału w halowych MŚ w Glasgow, które odbędą się w marcu 2024 roku. Skupi się na przygotowaniach do najważniejszych imprez w sezonie letnim: mistrzostw świata sztafet w Nassau, mistrzostw Europy w Rzymie i igrzysk w Paryżu.

 

"Na pewno nie będę startować w sezonie halowym. Chciałabym się skupić na Bahamach, żeby ze sztafetami wejść na igrzyska. To jest właściwie jedyna droga kwalifikacji. Jak się nie uda, to później trzeba będzie szukać mityngów, a to nie jest takie łatwe. Potem są mistrzostwa Europy i myślę, że na spokojnie dam radę w nich wystartować. Chciałabym mieć najwyższą formę w Paryżu" - poinformowała.

 

"Do tej pory skupiałam się na mistrzostwach świata. O igrzyskach pomyślę dopiero wtedy, gdy zacznę trenować do nowego sezonu. Podejdę do nich jak do każdej innej globalnej imprezy, bo przygotowania nie będą się różnić. Będę trenować najlepiej jak potrafię" - zadeklarowała.

HS, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie