Wymowne słowa Marka Papszuna przed meczem Rakowa w Kopenhadze. "Powstał z tego taki mit"
Dawid Szwarga podsumował mecz Raków Częstochowa - FC Kopenhaga
Raków Częstochowa - FC Kopenhaga 0:1. Skrót meczu
Kamil Grabara: Raków nie stworzył sobie klarownej sytuacji
Już w środę 30 sierpnia Raków Częstochowa zagra na wyjeździe rewanżowy mecz czwartej rundy eliminacji Ligi Mistrzów z FC Kopenhaga. Mistrzowie Polski muszą odrobić jedną bramkę po przegranej w Sosnowcu 0:1. Jak na starcie w stolicy Danii zapatruje się były szkoleniowiec RKS-u, Marek Papszun? Legendarny trener "Medalików" odpowiedział na wiele nurtujących pytań Polsatowi Sport.
Krystian Natoński (Polsat Sport): Panie trenerze, zbliża się rok szkolny, więc zapytam, jaką ocenę szkolną wystawiłby pan Rakowowi za pierwszy mecz z FC Kopenhaga w Sosnowcu?
Marek Papszun: Trudno to zważyć oceną, bo z jednej strony Raków bardzo dobrze przygotował się pod przeciwnika, ale rezultat - biorąc pod uwagę przebieg meczu, niezadowalający. Ciężko zatem wystawić szkolną notę.
To trochę tak, jakby uczeń dobrze przygotował się do sprawdzianu, ale jednak go nie zaliczył, chociaż wykazałby się wiedzą. Staram się znaleźć tutaj analogię, ale faktycznie ciężko jednoznacznie ocenić mistrzów Polski po tym pierwszym spotkaniu.
- Dokładnie. Z jednej strony mecz był pod kontrolą Rakowa, a jednak przegrany, więc możemy mieć ambiwalentne odczucie.
A uważa pan, że postawa Kopenhagi w Sosnowcu to była taka "zasłona dymna" przed rewanżem? Wydawało się, że to będzie bardzo mocny zespół, a jednak nic wielkiego nie pokazał. Być może zadowolili się tym wynikiem i w rewanżu pokażą swoje prawdziwe oblicze.
- Mnie Kopenhaga nie rozczarowała, bo oglądałem mecz Sparta Praga - FC Kopenhaga i Sparta bardzo mocno zdominowała Duńczyków. To, co pokazali w Sosnowcu nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Nie wiem skąd się brały te opinie, że to jest taki mocny zespół. To jest właśnie taki zespół, jaki zaprezentował się w Sosnowcu.
Wydaje mi się, że chyba ta drużyna została oceniona na bazie tej historii, którą stworzyła w pucharach.
- Zgadza się. I tych meczów nieprzegranych u siebie. I to się później tak kolportuje, kopiuje - jeden od drugiego. I powstał z tego taki mit. Dla mnie ta drużyna zagrała tak samo, jak przeciwko Sparcie.
Raków może podejść do rewanżu ze sportową złością, wiedząc, że mógł osiągnąć lepszy wynik w Sosnowcu i że rywal wcale nie jest taki mocny, jak się mogło wydawać. Z kolei FC Kopenhaga - pewnie nie zlekceważy Rakowa, bo to jednak czwarta runda eliminacji, ale może być nieco uśpiona i zbyt spokojna, zbyt pewna siebie. Pamiętajmy, że oni w przeszłości pokonywali u siebie renomowane ekipy.
- Zgadzam się. Lekceważenie to może złe słowo, ale poczuli się pewnie i taki trochę brak czujności w sporcie często kończy się bardzo źle. FC Kopenhaga nie była ani trochę lepszym zespołem od Rakowa w Sosnowcu, więc według mnie te szanse cały czas są, i to całkiem spore. Oczywiście przeciwnik ma przewagę tej jednej bramki, tak jak było w poprzednich rundach w naszym przypadku. Teraz mamy deficyt, ale to jest całkowicie do odrobienia, bo rywal na pewno nie będzie tak zdeterminowany jak poprzedni rywale.
Dopytam o tego nieuznanego gola Rakowa w Sosnowcu. Czy nie powinno się takich bramek uznawać? Tyle mówi się o promowaniu ofensywnej gry w takich przypadkach. Być może za bardzo idziemy w kierunku aptekarstwa.
- Gdzieś muszą być te granice, bo byśmy zawsze chcieli je przekraczać. Takie dyskusje o duchu sportu zawsze będą toczone, tak samo jak o momencie zatrzymania klatki, wyrysowaniu linii. Wystarczy, że przy spalonym moment kontaktu z piłką zostanie zatrzymany ciut za późno lub linia zostanie trochę źle wyrysowana - a takie coś zdarzało się już u nas, i to może przynieść niekorzyść danemu zespołowi. Ta granica musi jednak być i jeżeli jest ustalona, to trzeba respektować. I nie ma wyjścia.
ZOBACZ TAKŻE: Były kapitan reprezentacji ocenia szansę Rakowa Częstochowa. "Musi mieć to na uwadze"
Gdy usłyszał pan hymn Ligi Mistrzów na meczu Rakowa, to nie pomyślał pan sobie - kurczę, jeszcze kilka lat temu, to my graliśmy w pucharach, ale w Puławach i że bardzo szybko to ewoluowało.
- Nie, nie analizuję tego w ten sposób. Nie wspominam tego z nostalgią, bo życie toczy się dalej. To nie są momenty na to, żeby coś wspominać, lecz to są momenty, żeby dążyć dalej to pokonywania kolejnych barier. W ogóle mi to do głowy nie przyszło, co nie zmienia faktu, że to jest bardzo fajny moment. Cieszyłem się słysząc ten hymn, natomiast byłem zmartwiony, że to nie dzieje się w Częstochowie, tylko w Sosnowcu.
Pamiętam, bo byłem wtedy na konferencji prasowej w Gandawie po meczu Rakowa z Gent w eliminacjach Ligi Konferencji, kiedy pozwolił pan sobie na taki pstryczek w stronę władz Częstochowy, mówiąc, że to dobrze, że na tym spotkaniu obecny był wiceprezydent miasta, bo przynajmniej mógł zobaczyć jak wygląda Europa pod względem infrastruktury. Nie jest pan rodowitym częstochowianinem, ale na pewno jest to przykre, widząc Raków kolejny raz grający poza domem - wcześniej Bielsko-Biała, a teraz Sosnowiec. Lata mijają i niewiele się zmienia.
- Wiadomo, że budowa stadionu nie zadzieje się w ciągu roku czy dwóch lat. To są duże inwestycje, natomiast mam nadzieję, że teraz to ruszy, i to pełną parą. Liczę, że te kolejne sukcesy spowodują, że dojdzie do finalizacji tego tematu i ten stadion w końcu powstanie. A my będziemy się cieszyli z dobrych wyników już w Częstochowie.
Skoro już wspomniałem tamto starcie z Gandawą, to chyba to nabyte doświadczenie w pucharach zaczyna teraz procentować. Wtedy w tych meczach czwartej rundy eliminacji Ligi Konferencji w Gandawie i Pradze tego doświadczenia Rakowowi trochę brakowało.
- Myślę, że to zbyt duże uproszczenie. Oczywiście zespół i zawodnicy są coraz bardziej doświadczeni, ale po prostu są lepsi. Są lepsi jako zespół oraz indywidualnie, bo rozwijali się cyklicznie. Sezon mistrzowski jeszcze bardziej scementował i rozwinął tę drużynę, a teraz jest kontynuacja. Po moim odejściu nie było żadnych turbulencji. Koncepcja i tożsamość zespołu została zachowana. Dawid Szwarga bardzo dobrze to prowadzi i mamy tego efekty.
A dostrzega pan cechy wspólne z Dawidem Szwargą? Zauważyłem ostatnio na konferencji prasowej, że sposobem wypowiedzi i relacji z mediami można dostrzec podobieństwo. Być może się na panu wzorował. Nie wiem, czy pan też ma takie odczucia.
- Trudno mi powiedzieć, bo bardzo mało, a w zasadzie w ogóle nie oglądam konferencji. Nie pamiętam, czy widziałem jakiś fragment wypowiedzi Dawida. Bardziej ewentualnie jakiś cytat. Tego jest teraz dużo w mediach. Myślę, że Dawid mówi to, co czuje i myśli. To, że razem pracowaliśmy może było spowodowane tym, że nieraz ludzie dobierają się do siebie pod względem wspólnych wartości i zasad. Sądzę, że w naszym przypadku tak było, dlatego te podobieństwa mogą się pojawiać.
Działaliście na tych samych falach. Inaczej taka współpraca nie trwałaby tak długo.
- To na pewno. Dużo nas łączyło. Pewnie w niektórych aspektach jesteśmy różni jak każdy z nas, bo jesteśmy inni. Ale dużo też jest w ludziach podobieństw i w tym przypadku też tak jest.
Dawid Szwarga wspomniał na początku tego sezonu, że cały czas jesteście w kontakcie i dyskutujecie ze sobą.
- To prawda. Mieliśmy bardzo dobry kontakt, nadal mamy i mam nadzieję, że będziemy go mieli, bo razem dużo zrobiliśmy i osiągnęliśmy. To nas już połączyło na zawsze.
Wracając do rywalizacji z Kopenhagą. Nie martwią pana kontuzje czołowych zawodników Rakowa? To spotkanie w Sosnowcu mogłoby inaczej wyglądać, gdyby nie kontuzja Jeana Carlosa. Wcześniej z gry wypadli Zoran Arsenić i Stratos Svarnas. Do tego nie ma Iviego Lopeza.
- To ważny temat. Kontuzje czołowych graczy martwią, ale niestety, to jest wkalkulowane w sport oraz intensywność Rakowa. Trzeba tylko trzymać kciuki, żeby chłopaki wracali i w dalszej fazie sezonu unikali urazów.
Pan doskonale zna ten problem, bo również przerabiał pan w Rakowie "szpital", grając na kilku frontach.
- Dokładnie. Było kilka takich bardzo trudnych momentów i trzeba to dźwigać.
Według pana Raków może być pierwszym mistrzem Polski w ostatnich latach, który będzie godnie łączył grę w pucharach i w lidze? Wiemy, że ostatni mistrzowie - Legia i Lech mieli z tym duże problemy.
- Już wypowiadałem się na ten temat, że według mnie Raków ma zdecydowanie mocną kadrę, natomiast kluczowe będzie to, o czym przed chwilą mówiliśmy - dostępność tych chłopaków i ich zdrowotność. To będzie bardzo ważne, aby móc poradzić sobie na tych trzech frontach.
Sporo mówi się też o napastnikach Rakowa i ich braku skuteczności. Ten temat ciągnie się już od kilku lat.
- Ja bym tego nie demonizował. Moje zdanie jest znane. Na napastników jest zawsze nacisk, bo często wymaga się od nich strzelania goli, a takiego napastnika w Rakowie nigdy nie było. Najważniejsza jest jednak drużyna i realizacja celu - w tym przypadku jest nim awans. A jeśli chodzi o piłkarzy, to oczywiście zawsze dobrze jest mieć jak najlepszych, nie tylko w napadzie.
Myśli pan, że ten rewanż w Kopenhadze to będzie otwarty mecz i może dojść do wymiany ciosów?
- Myślę, że to będzie podobny mecz do tego, który widzieliśmy w Sosnowcu. Żadna z drużyn nie zmieni swojego sposobu gry.
Ciekawi mnie, czy ma pan "upolowanego" jakiegoś rywala, którego życzy pan Rakowowi w europejskich pucharach - czy to w Lidze Mistrzów, czy to w Lidze Europy? W obu przypadkach można trafić na gigantów.
- Fajnie byłoby, jakby trafili na Manchester City. Jak już grać, to z najlepszym przeciwnikiem, jakiego można wylosować. A to jest w tym momencie najprawdopodobniej najmocniejsza drużyna klubowa na świecie.
Taki mecz na Limanowskiego w Częstochowie...
- To by było... (śmiech)
A jak pan ocenia szanse Legii na awans do fazy grupowej Ligi Konferencji?
- Bardzo wysoko. Uważam, że u siebie pokonają Duńczyków i będziemy mieć jesienią dwie drużyny w fazie grupowej europejskich pucharów. Ten futbol, który Legia prezentuje może nie jest "radosny", ale na pewno atrakcyjny dla kibiców. Pada dużo bramek. Na końcu liczy się, żeby wszystko się zgadzało, czyli w tym przypadku, żeby udało się awansować do grupy.
Przejdź na Polsatsport.pl