Dlaczego Raków Częstochowa miałby nie podbić Europy?
Dynamika, z jaką Raków Częstochowa zgarnia trofea w kraju, ale także coraz śmielsze poczynania w Europie, pozwalają liczyć na czwartą w historii fazę grupową Ligi Mistrzów dla polskiego zespołu. Nawet jeśli niemal wszystkie fakty są przeciwko mistrzom Polski, możemy być w środę świadkami jednego z najbardziej niespodziewanych wyskoków w historii piłki klubowej.
Ta historia nie ma precedensu, choć gdyby poszukać dla Rakowa pierwowzoru, najprędzej byłby nim Groclin Grodzisk Wielkopolski, który na początku XXI wieku pasją i pieniędzmi bogatego właściciela bawił się na salonach Pucharu UEFA z niezapomnianymi starciami z Herthą Berlin czy Manchesterem City. Po latach okazało się, że inwestycja w tak nieoczywisty klub była jedynie biznesowym kaprysem Zbigniewa Drzymały. Nie ma jednak porównania, jeśli chodzi o potencjał ośrodka, bo gdzie maleńkiemu Grodziskowi do całkiem sporej Częstochowy i gdzie Pucharowi UEFA do Ligi Mistrzów. Majątki wspomnianego Drzymały i właściciela Rakowa Michała Świerczewskiego trudno porównywać, to przecież zupełnie inne czasy i zupełnie inne branże, jednak determinacja i skala ich inwestycji w futbol były/są relatywnie podobne.
ZOBACZ TAKŻE: Grabara zaczepił dziennikarzy Polsatu Sport! "Panowie, gdzieś się zgubiliście?"
Tyle że Drzymale, kiedy czuł już nad głową sufit nie do przebicia, po pewnym czasie znudziło się wydawanie pieniędzy. Świerczewski chyba dopiero się rozpędza o czym świadczą transfery Johna Yeboaha, Łukasza Zwolińskiego czy Sonny’ego Kittela oraz planowane kolejne, przy których suma 1,5 mln euro nie jest barierą nie do przejścia. Właściwie cały Raków wciąż niesie euforia, bo przecież plan minimum, jakim była faza grupowa Ligi Konferencji, został zrealizowany z potężną nawiązką. Ponieważ jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia, a 3,5 mln euro za Ligę Europy, która już jest zagwarantowana, to nie to samo co pięć razy większy bonus za Ligę Mistrzów, w Częstochowie są przekonani o zrealizowaniu kopenhaskiej misji mimo niekorzystnego rezultatu z pierwszego meczu w Sosnowcu.
Zastanówmy się teraz, dlaczego Rakowowi miałoby się udać, skoro to niemal wszystkie fakty są przeciwko mistrzom Polski. Zacznijmy od niekorzystnie wybrzmiewającej historii. Mimo zaangażowania prywatnego kapitału licznych pasjonatów futbolu, na przełomie wieków i teraz udawało się w Europie tak naprawdę tylko dwóm polskim klubom – Legii Warszawa i Widzewowi Łódź. W Pucharze UEFA i jego kontynuacji w Lidze Europy mieliśmy kilka udanych przygód przywołanego już Groclinu, Wisły Kraków czy Lecha Poznań, ale Liga Mistrzów jednak to wciąż kraina, do której pukamy z reguły bezskutecznie. Raków jest już 10. polskim klubem, który dokonuje już 32. podejścia do bram piłkarskiego raju. Na razie zaledwie trzy z nich były skuteczne, jedno z nich niemal cudowne, biorąc pod uwagę dramaturgię, z jaką Widzew wyeliminował na ostatniej prostej także duński klub, Broendby Kopenhaga.
Idąc dalej, za Rakowem nie stoi tak naprawdę żadne doświadczenie. To ich trzecia przygoda z europejskimi pucharami, dwie poprzednie kończyły się tuż przed drzwiami Ligi Konferencji. Włączając w to obecną kampanię częstochowianie rozegrali dotąd 19 spotkań z blisko 250 starciami, jakie ma w swej krótkiej, 30-letniej historii FC Kopenhaga. Nie trzeba sięgać daleko, choćby do ubiegłorocznej Ligi Mistrzów, gdzie rywalami grupowymi Duńczyków byli Manchester City, Sevilla i Borussia Dortmund. Już na marginesie można dodać znany fakt, że żaden z tych tuzów na Parken nie wygrał. Bywały tu największe marki Europy z Realem Madryt, Chelsea, Milanem, Juventusem, Atletico Madryt, etc. To nie tylko sportowe doświadczenie – prognozowana jedenastka Kopenhagi ma w sumie 423 mecze w pucharach przy 219 graczy Rakowa – ale także organizacyjne, co czuje się na każdym kroku tego przepięknego duńskiego obiektu. Ledwie kilka dni temu polskich kibiców wzburzyła wypowiedź polskiego bramkarza gospodarzy Kamila Grabary, który powiedział, że w poprzednim sezonie jego klub zagrał w Lidze Mistrzów i w tym zrobi dokładnie to samo. Dla jednych to przejaw buty, dla Duńczyków to esencja pewności siebie, która w starciach o taką stawkę jest tak nieodzowna jak umiejętności.
Przechodząc już do samej jakości piłkarskiej obu drużyn, wiele większa – jeśli nie zdecydowanie większa - jest po stronie rywala Rakowa. Możemy przeanalizować każdą z formacji i dojść do wniosku, że atuty są po stronie FC. Bierzemy najbardziej doświadczonych piłkarzy jak Viktor Claesson, Andreas Cornelius czy nawet Rasmus Falk i widzimy, że indywidualnie mają za sobą więcej niż częstochowianie razem wzięci. Spojrzymy na najbardziej rokujących zawodników jak Roony Bardghji i bez trudu możemy zakładać, że niebawem będzie bohaterem wielomilionowego transferu do któregoś z największych klubów lig TOP5.
Co więc przemawia za gośćmi? Na pewno niemierzalny entuzjazm i determinacja, z jaką Raków realizuje od trzech lata założone cele. Na pewno niezwykle zespołowy styl, dzięki któremu podopieczni Dawida Szwargi, a wcześniej Marka Papszuna, wyciskają z drużyny więcej niż można by przypuszczać. Wyjście spod pressingu, umiejętność szybkiej gry kombinacyjnej – to przecież znaki firmowe zespołu spod Jasnej Góry. Wreszcie postawa rywala, jego kłopoty w ostatnich starciach, ligowym z Silkeborgiem (1:3) i jak na ironię tym wygranym w Sosnowcu, pozwalają wierzyć, że Raków wbrew logice dokona skutecznego skoku na Ligę Mistrzów. Racjonalne przesłanki każą widzieć w środę Raków niepocieszony po nieudanej próbie dobicia się do elity. Na szczęście piłka nożna to nie matematyka.
Transmisja meczu FC Kopenhaga - Raków Częstochowa od godz. 20:50 w Polsacie Sport, Polsacie Sport Premium 1 oraz Polsacie Box Go. Początek przedmeczowego studia o godz. 18:00 w Polsacie Sport oraz o godz. 19:00 w Polsacie Sport Premium 1.
Przejdź na Polsatsport.pl