Spadnie głowa Fernando Santosa? Antoni Piechniczek zaskakuje! "Ja bym go nie zwalniał"
- Chociaż uciekają nam te eliminacje, mimo wszystko, ja bym nie zwalniał Fernando Santosa. Po porażce w Albanii świat się nie zawalił, a wiele federacji przeżywa równie wielki kryzys, jak choćby Niemcy. U nas potrzebny jest jeszcze większy wstrząs piłkarzami – powiedział nam legendarny selekcjoner Polski z MŚ 1982 r. Antoni Piechniczek.
Michał Białoński, Polsat Sport: Polska przegrała zasłużenie z Albanią. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku 0-2 przegrywaliśmy, ale z Argentyną, która rozpędzała się do zdobycia mistrzostwa świata. Nisko upadliśmy w ciągu niespełna roku i nie służy nam portugalska myśl szkoleniowa w wydaniu Fernando Santosa. Jak pan to ocenia?
Antoni Piechniczek, selekcjoner srebrnych medalistów MŚ 1982 r.: Nie moją rolą jest ocenianie selekcjonerów, bez względu na to, czy to są obcokrajowcy. Ja również byłem selekcjonerem i przeżywałem podobne chwile jak Fernando Santos teraz, więc ja mogę tylko się z nim utożsamiać i życzyć, żeby zatrzymał kryzys, wytrzymał psychicznie i znalazł drogę wyjścia.
Co może być tą drogą wyjścia z kryzysu?
Jeszcze większy wstrząs piłkarzami. To nie ma być wstrząs wewnętrzny, że się pokłócą między sobą. Oni muszą poczuć autorytet trenera, muszą poczuć autorytet prezesa i do którejś potęgi zwiększoną presję opinii publicznej. Przecież grają nie dla siebie. Koniec końców wrócą do tej Polski, nie chcą przecież być skazani na dożywotnią banicję. Po zakończeniu kariery będą żyli w Polsce, sądzę, że niewielki ich procent wybierze resztę życia poza granicami kraju. Zdecydowana większość utożsamia się z naszym krajem, tutaj ma swoje rodziny itd.
Druga rzecz, na mecz z Albanią patrzyłem z dużą życzliwością i oceniam, że te pierwsze 30 minut było w dobrym wykonaniu, aż do momentu utraty bramki. Wcześniej to my strzeliliśmy bramkę, ale unieważnił ją VAR z powodu spalonego, który nie był wymuszony przez piłkarzy Albanii. Wyniknął po prostu z sytuacji, każdy mógł być na tak minimalnym spalonym, na jakim się znalazł Kiwior. Chciał przecież przechwycić piłkę, więc jego ruch do niej był naturalny. VAR ma to do siebie, że raz daje, a innym razem odbiera. Potem z naszą grą było coraz gorzej, szczególnie śliczna bramka na 1-0 wszystkich podłamała, pozwoliła nam przez parę minut rozpamiętywać jej urok. Tak jakby piłkarze szukali usprawiedliwienia, że Szczęsny przy tym strzale był rzeczywiście bezradny.
Nie miał szans obrony?
Większych szans nie miał, bo jakaś zawsze istnieje. Wszyscy byliśmy pod wrażeniem tej bramki, ale cały czas wszystko było w naszym zasięgu.
Fernando Santos popełnił jakieś błędy w tym meczu?
Wszystkie zmiany, jakich dokonał, to – mimo wszystko – były chybione. Ja nie znalazłbym ani jednego piłkarza, który zagrał lepiej od poprzednika. Krótko mówiąc, na pierwszą fazę trener trafił ze składem i rzeczywiście pierwsze 30 minut było do przyjęcia. Dobrze się przemieszczaliśmy, szybko zdobywaliśmy piłkę, ciężko było rywalom dotrzeć do naszego pola karnego. Bramkę strzelili nam po strzale zza pola karnego, po uderzeniu, że daj Boże zdrowie.
Natomiast idąc tropem rozliczania trenerów, powiem panu, że byłem zbulwersowany pytaniem jednego z dziennikarzy do trenera Santosa. Jak on mógł powiedzieć: „Czy pan się nie wstydzi?”.
Na konferencji prasowej Fernando Santos dostawał jeszcze ostrzejsze pytania.
Panie, ale kur zapiał! O wstydzeniu się to ja mogę powiedzieć dziecku, które chodzi do szkoły czy przedszkola. Trener odpowiadał rzeczowo i mądrze. Od zwalniania trenera jest PZPN, prezes i zarząd. Oczywiście trener sam również się może zwolnić, podając się do dymisji.
Ale nie zamierza tego robić.
To prawda, widać, że trener Santos nie ma takiej ochoty i chwała mu i cześć. Nie zapominajmy, że kryzys, który dotknął nas, dotyczy wielu innych federacji. Reprezentacja Niemiec miała 11 selekcjonerów i Hansi Flick jest pierwszym zwolnionym przed terminem wygaśnięcia kontraktu. My podobnie jesteśmy w innej, szczególnej sytuacji i nie za wszystko można winić trenera.
Czyli pan by nie zwolnił Fernando Santosa?
Chociaż uciekają nam te eliminacje, mimo wszystko, że szansa na awans jest coraz mniejsza, ja bym go nie zwalniał. My mówimy o barażach, że w nich mamy jeszcze szanse, ale ona będzie w nich jeszcze mniejsza, bo przeciwnicy będą silniejsi!
To prawda, Walia, która może być naszym rywalem w barażu, jest znacznie silniejsza od Mołdawii, czy Albanii.
Dlatego naprawdę nie będzie tak łatwo i trzeba powiedzieć, że albo się zakwalifikujemy, albo nie. Oczywiście, trzeba się zastanowić i porozmawiać z trenerem, czy on się dalej chce męczyć i walczyć o wyjazd na ME czy już ma dość. Jeśli będzie chciał, to niech walczy dalej, a potem się go zwolni. Podkreślam, ten problem dotyczy nie tylko nas.
To gdzie by pan szukał winnych?
U zawodników i jeszcze raz u zawodników! Niech mi pan powie – dwóch tak klasowych i utytułowanych zawodników, jak Lewandowski i Milik. Czy pan widział, aby w meczu z Wyspami Owczymi ta dwójka napastników zagrała choćby jedną akcję z pierwszej piłki: przyjął, zagrał, „z bandy”, że jeden wychodzi na pozycję sam na sam i strzela bramkę?
Oczywiście nie było ani jednej takiej akcji, byli dość dokładnie pilnowani przez Farerów.
Ale ja nie widziałem nawet jednego zamiaru rozegrania takiej akcji. To jest największy błąd, no panie!
Nie zawiódł pana Piotr Zieliński?
On się przynajmniej starał adresować te piłki, parę razy komuś na głowę trafił. Zieliński może rzucić piłkę „na patelnię”, pod warunkiem, że ten napastnik, czy inny piłkarz na linii środkowej się pokaże, znajdzie gdzieś lukę, pokaże się między dwoma obrońcami, a Zieliński pośle taką górną piłkę, że jeśli napastnik wygra główkę, to zdobędzie bramkę. Zawodnicy to wszystko wiedzą, tylko że to trzeba próbować robić.
Z Wyspami Owczymi to było tak, że piłkarze wyszli na mecz, uważali, że to będzie spacerek: „Minimalnym nakładem sił my ich ogramy”. Grali na zasadzie: ja do ciebie, a ty do mnie, wszystko w wolnym tempie. Nikt nie chciał tego meczu wybiegać, nikt nie chciał się spocić. Ja od dziecka pamiętałem o pierwszej zasadzie: „Jak chcemy zagrać dobry mecz, to musimy dużo biegać”. Tymczasem nasi piłkarze zaczęli biegać i walczyć dopiero w pierwszych 30 minutach meczu z Albanią i ja będę to pamiętał. Powiem: „Gdybyście tak grali przez 90 minut, to byście może ze dwie bramki strzelili”.
Nie róbmy z tego, co się stało tragedii! Świat się nie zawalił. Przytoczę taki dowcip. Spotkało się dwóch trenerów angielskich i jeden mówi tak: „Słuchaj, przegrałeś trzy mecze i mogą cię zwolnić”. To u nas pewien Portugalczyk powinien powiedzieć Fernando Santosowi: „Słuchaj, wszystko jest na takiej drodze, że cię zwolnią”. A wie pan jaka powinna być reakcja Fernando Santosa?
Nie podam się do dymisji?
Nie. Powinien zripostować: „Najwyżej może mnie zwolnią, a na morzu zdarzają się gorsze rzeczy”. Powinien odpowiedzieć temu dziennikarzowi TVP: „Panie Borczuch, jak pan był jeszcze w kołysce, to ja już odnosiłem sukcesy sportowe i niech się pan nauczy kindersztuby, że jak pan rozmawia z trenerem, który mógłby być pańskim ojcem, to niech mu pan nie wmawia, że się ma wstydzić. Wstydzić to się pan może, że ma taką, a nie inną kindersztubę i nie potrafi się odpowiednio zachować. Wydaje ci się, że im jesteś agresywnym dziennikarzem, to jesteś też lepszym dziennikarzem, a jest wręcz odwrotnie”.
Jak pan ocenia powrót Grzegorza Krychowiaka do reprezentacji Polski? W Albanii rozegrał setny mecz. Nie wydaje się panu, że jest aż za bardzo krytykowany? W zabezpieczaniu środka pola spisywał się jednak dobrze.
Ja nie chciałbym się wypowiadać na temat poszczególnych piłkarzy, zastanawiać się, który z nich jest potrzebny, a który nie. Ja z kolei mógłbym to zripostować tak: jak wszedł Kamil Grosicki, to od razu stracił piłkę i padła druga bramka. My cały czas walczymy z cieniami. Jak ktoś został najlepszym piłkarzem ligi, to nie znaczy, że on to samo powtórzy w reprezentacji. Ja Grosickiego ceniłem i to bardzo, ale też się dziwiłem, że pozwolił sobą tak bardzo manipulować. Jeśli nie masz tej swojej starej stuprocentowej formy, z pięknym dryblingiem, z niesamowitą szybkością, z determinacją, to po jaką cholerę się pchasz do kadry?! Czy ktoś powiedział przy ocenie drugiej bramki, że wszystko się zaczęło od straty piłki przez Grosickiego? Chyba nikt na to nie zwrócił uwagi.
Najwięcej po głowie dostawał Mateusz Wieteska, który źle się zachował przy kryciu Mirlinda Daku.
Od Wieteski piłka się odbiła i Szczęsny ją dostał w górny róg, ale ja bym winił bardziej tego, który tę piłkę stracił, a nie tego, który próbował ratować sytuację. Rzeczywiście, napastnik Albanii się zachował idealnie – ostry kąt, teoretycznie bez szans na zdobycie bramki, bo bramkarz sparuje uderzenie na róg. Tymczasem napastnik oddał strzał i zdobył bramkę.
Przejdź na Polsatsport.pl