Stajnia Santosa. Kto ją posprząta?
Jedno jest pewne. Nie sądzę by na kolejne wakacje Cezary Kulesza wybrał się do Portugalii. W ciągu niespełna dwóch lat prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej został zmuszony do nieprzyjemnych negocjacji podczas rozstań z dwoma selekcjonerami pochodzącymi z tego pięknego kraju.
Jeśli jeszcze przy Paulo Sousie i jego „porzuceniu” kadry federacja zarobiła kilkaset tysięcy euro, bo odchodząc do Flamengo obecny trener Salernitany musiał zapłacić nam, teraz to my musimy pokryć koszty wynagrodzeń kolejnych – podobno tylko dwóch - miesięcy Fernando Santosa i jego sztabu. Bez obowiązku świadczenia pracy. Choć tak naprawdę podczas ich kadencji zdarzały się tygodnie, że trudno powiedzieć, by wykonywali oni jakieś zadania.
ZOBACZ TAKŻE: Cezary Kowalski o Fernando Santosie. "Uwstecznił tę drużynę"
Byłego opiekuna reprezentacji Portugali i Grecji ogłoszono w styczniu. Czy w lutym do marcowego debiutu w Pradze solidnie się przygotował? Nie sądzę. Kolejne zgrupowanie miało miejsce w czerwcu. Do tego czasu – od marca – dowiedzieliśmy się głównie, że towarzyskie spotkanie z Niemcami jest bez sensu, a potem była mołdawska katastrofa. Później czas letniej kanikuły, wymuszona wizyta na Superpucharze Polski i tak „sumienne” rozeznanie rynku naszych piłkarzy, że na kolejne zgrupowanie przyjechali „młodzi i perspektywiczni” Kamil Grosicki i Grzegorz Krychowiak.
Co było dalej, mamy jeszcze świeżo w pamięci. Czego nowego się dowiedzieliśmy dzięki tym kilku miesiącom? Ktoś poszedł w górę, ktoś się zbudował? Nawet Wojciech Szczęsny, bohater katarskiego mundialu, zaczął wpuszczać niemal wszystko co leciało w jego stronę w eliminacjach. Strzelający w nich dotychczas jak z karabinu maszynowego Robert Lewandowski trafiał jedynie z Wyspami Owczymi oraz Mołdawią i często plątał się o własne nogi. Piotr Zieliński zamiast kliku asyst zaliczył kluczową stratę w Kiszyniowie, a kapitan Hellasu Verona przylatując na zgrupowania nie dostał ani minuty, a raz wylądował nawet na trybunach.
Polska myśl szkoleniowa została odsunięta na boczny tor. Nie korzystano z wiedzy tych, którzy poruszają się po korytarzach biura na warszawskich Szczęśliwicach. Dobrze się to nie skończyło. Dla nas. Oni wrócą do swojej ojczyzny, być może dostaną pracę gdzieś na Bliskim Wschodzie. Tam też będą patrzeć raczej na wcześniejsze CV, jeżeli ktoś wpadnie na pomysł, by ich jeszcze zatrudniać. Nie nasze zmartwienie, nie nasza sprawa. Ale to, że jesteśmy w takiej sytuacji, już tak. Drużyna ani została zresetowana ani odbudowana. Nie zazdroszczę temu, kto będzie to teraz po swojemu układał. Augiasz też stajnię miał pełną. Ale nie chciał w niej sprzątać. Ta pozostawiona przez Santosa również wymaga oczyszczenia.
Czy z zagranicznego selekcjonera wyleczyliśmy się na dobre i na lata? Czasu nie cofniemy, więc nie ma dziś sensu zastanawiać się, czy z Vladimirem Petkovicem czy Paolo Bento za sterami nie musielibyśmy się zastanawiać się z kim zagramy w barażach. Gorzej jednak na pewno by nie było. Na szczęście dzięki modyfikacjom sposobu awansu na europejski turniej dzięki pozostaniu w pierwszej Dywizji Ligi Narodów impreza w Niemczech wciąż może odbyć się z naszym udziałem.
To najpierw Jerzy Brzęczek, a potem Czesław Michniewicz utrzymywali nas w pierwszej kategorii UEFA Nations League. Kto z uśmiechem politowania patrzył na te rozgrywki, dziś musi zweryfikować swoje zdanie na ich temat. Nadzieja jeszcze nie umarła i w czerwcu przyszłego roku wciąż możemy emocjonować się naszym udziałem w niemieckiej imprezie. Czasu jednak nie da się cofnąć. Ani go kupić. Ale wierzę w to, że będzie już tylko lepiej. Nie tylko dlatego, że gorzej być nie może. Po prostu ta grupa ludzi jest w stanie grać lepiej piłkę. Oby już od października i listopada.
Przejdź na Polsatsport.pl