Łukasz Kaczmarek jednoznacznie o sędziach. "Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca"
Polscy siatkarze awansowali w czwartek do finału mistrzostw Europy, mimo że sędziowie podejmowali wiele kontrowersyjnych decyzji, często na niekorzyść biało-czerwonych. „Pierwszy raz widzę tych sędziów. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca w półfinale” – podkreślił Łukasz Kaczmarek.
Półfinałowy mecz Polaków ze Słoweńcami od początku do końca był niezwykle emocjonujący, a sytuację pogarszali sędziowie, którzy popełniali wiele ewidentnych błędów, co powodowało wiele sporów na boisku między nimi a zawodnikami.
ZOBACZ TAKŻE: Startuje zaplecze PlusLigi, atrakcyjna TAURON 1. Liga przyciągnęła znane nazwiska
Denerwował się również trener biało-czerwonych Nikola Grbic, który po jednej z akcji, gdy główny arbiter odgwizdał błąd podwójnego odbicia Słoweńcom, teatralnie się przeżegnał.
- Sędzia odgwizdał piłkę rzuconą Śliwce, a wcześniej puszczał wiele podobnych piłek np. Urnauta. Jeśli najpierw nie traktuje się podobnych zagrań jako błąd, to trzeba utrzymać równy poziom do końca spotkania. W późniejszej akcji oddał nam jednak punkt. Nie wierzyłem w to, dlatego zrobiłem znak krzyża. Oddał nam to, co wcześniej zabrał – wyjaśnił swój gest szkoleniowiec.
Biało-czerwoni mieli przede wszystkim pretensje o trzy akcje, w których punkty należały się im. Prosili wtedy o weryfikację wideo, jednak były to sytuacje, których nie można było sprawdzić.
- Sędziowie dwa razy nie widzieli, że były cztery odbicia, a nie ma na to challenge’u. Tak samo nie widzieli dotknięcia piłki w obronie libero rywali. Takie błędy w ich wykonaniu świadczą o tym, że albo nie mają doświadczenia, albo są po prostu słabymi arbitrami – ocenił kategorycznie Grbic.
- Na jednym z czasów powiedziałem chłopakom, żeby się nie złościli, bo sędzia nie robi tego specjalnie. Po prostu jest zbyt słaby. Jest z kraju bez wielkiej siatkówki, więc nie jest przyzwyczajony do takich spotkań – dodał, podkreślając, że pierwszy sędzia, Igor Porvaznik, był ze Słowacji. Dziwić może jednak słaba postawa drugiej sędzi Ilarii Vagni, która jest z Włoch.
Szkoleniowiec zwrócił uwagę, że musiał uspokajać zawodników, by kłótnie nie poskutkowały stratą punktu.
- To niebezpieczne. Kiedy siatkarze chcą wygrać, to czują wielkie emocje. Powiedziałem Kaczmarkowi, który zaczął klaskać po decyzjach sędziego: "Nie rób tego chłopie". Za to grozi żółta kartka, też w koszykówce i piłce nożnej. A mieliśmy już jedną żółtą, więc za czerwoną stracilibyśmy punkt – podkreślił trener.
Atakujący polskiej reprezentacji Łukasz Kaczmarek również negatywnie wypowiedział się o arbitrach czwartkowego spotkania.
- Poziom sędziowania w Polsce jest kiepski, ale tutaj to jest coś niepojętego. Pierwszy raz widzę tych sędziów. Dwa razy z rzędu była sytuacja z błędem czterech odbić, gdzie w tym drugim secie było ewidentnie widać, jak Alen Pajenk dotknął piłkę zanim przebił ją Tine Urnaut, co było już czwartym kontaktem z piłką. Sędzia będący półtora metra od sytuacji nie widzi tego? Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca w półfinale mistrzostw Europy. Miejmy nadzieję, że będzie poprawa – przyznał atakujący.
Nieco więcej zrozumienia dla pracy sędziów wykazali pozostali zawodnicy polskiej kadry.
"Uważam, że należały nam się trzy punkty, na pewno dwa przez błędy czterech odbić po stronie Słoweńców. Niestety nie da się tego sprawdzić na challengu i jeśli sędziowie tego nie zauważyli, to mieli związane ręce i nie mogli zmienić decyzji. Tak wygląda system CEV. Musieliśmy grać dalej" – stwierdził Aleksander Śliwka, który wobec nieobecności Bartosz Kurka na boisku pełnił funkcję kapitana.
- Próbowałem rozmawiać z głównym sędzią, skłonić go do rozmowy z drugim arbitrem albo z ekipą challenge, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście były cztery dotknięcia, ale nikt tego nie widział – dodał.
Rozgrywający Marcin Janusz przyznał, że kontrowersyjne decyzje nie były bez znaczenia, jednak nie wypaczyły końcowego wyniku.
- Te sytuacje oczywiście na nas wpływały. Będąc na boisku, kiedy jest nerwowo i są emocje, to nasze reakcje wyglądają tak, jak wyglądają. Dla nas niektóre rzeczy są oczywiste. Zdaję sobie sprawę z tego, że sędziowie to też ludzie, po to mamy system challenge, żeby pomagać. Wszystko da się zauważyć, ale też ciężko utrzymać koncentrację przez kilka godzin jeśli jest się sędzią. Myślę, że to nie zaważyło na wyniku spotkania, a to jest najważniejsze – podkreślił Janusz.
Podobnie jak Śliwka próbował on dyskutować z sędziami, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że nie wpłynie to na zmianę decyzji.
- Zawsze podpytuję grzecznie, czasem próbuję się czegoś dowiedzieć. Najczęściej dlatego ze mną rozmawiają. Jak sędzia podejmie jednak decyzję, to jedną z gorszych rzeczy, jakie może zrobić, to zmienić ją po kłótni z zawodnikami. Po prostu dawaliśmy znać, że popełnił kilka błędów przeciwko nam i tyle – powiedział rozgrywający.
Sędziowie byli na pierwszym planie nie tylko starcia Polaków ze Słoweńcami, ale także drugiego półfinału, w którym Włosi mierzyli się z Francuzami. Przy piłce meczowej główna arbiter odgwizdała błąd na zagrywce Earvina N’Gapetha, chociaż piłka spadła w takim miejscu, że mogła mieć kontakt z linią końcową. "Trójokolorwi" wykorzystali już jednak wszystkie weryfikacje, a sędzia nie zdecydowała się poprosić o challenge dla siebie, chociaż miała do tego prawo. Zamiast wyniku po 24 spotkanie zakończyło się więc zwycięstwem Włochów 3:0.
Europejska federacja nie wyznaczyła jeszcze sędziów finałowego spotkania, które zostanie rozegrane w sobotę o godz. 21.
Przejdź na Polsatsport.pl