Selekcjonerem powinien zostać twardy Polak, który sprawi, że ogon przestanie merdać psem

Prezes PZPN uwielbia pogrywać publicznością podczas wyborów selekcjonera. Lubi puścić oko, „dać cynk w lewo”, wprowadzić w maliny, podpuścić. Ewidentnie bawi się mediami i opinią publiczną. I dziś konia z rzędem temu, kto wytypuje, co szef związku wymyśli jutro. Tak było przy okazji wyboru Czesława Michniewicza. I Fernando Santosa podobnie.

Gdyby to była gra sama w sobie, nie byłoby problemu - nie byłaby obarczona wielkim ryzykiem (najwyżej trener zmieni się w połowie eliminacji). W tym przypadku jednak pali się i nie ma już marginesu na taki błąd jak z nieszczęsnym Santosem.

 

ZOBACZ TAKŻE: Nawałka? Urban? To tylko pobożne życzenia kibiców

 

Czy trener powinien być polski, czy zagraniczny? – pada sakramentalne pytanie podczas każdego przewrotu. Najbardziej wyświechtana odpowiedź brzmi, że nieważne skąd, musi być po prostu dobry. Teoretycznie to święta prawda, ale praktycznie…


Na dwadzieścia najlepszych drużyn w rankingu FIFA tylko trzy mają trenerów obcokrajowców. Mulitikulturową Belgię prowadzi Niemiec urodzony we Włoszech Domenico Tedesco, Portugalię bliski mentalnie nacji pracodawców Hiszpan Robert Martinez, a Kolumbię hiszpańskojęzyczny Argentyńczyk Nestor Lorenzo.


Argentyna, Francja, Brazylia, Anglia, Chorwacja, Holandia, Włochy, Hiszpania, USA, Meksyk, Szwajcaria, Maroko, Niemcy, Urugwaj, Senegal, Dania, Japonia mają swoich rodzimych trenerów. I kiedy obejmowali oni swoje zespoły niekoniecznie byli już ugruntowanymi markami na rynku.


Taki Zlato Dalić, który pociągnął Chorwację do wicemistrzostwa świata i utrzymuje ją od lat na światowym szczycie, dla szerszej publiczności był postacią absolutnie anonimową. Mistrz świata z Kataru Argentyńczyk Lionel Scaloni przez pół roku był jedynie trenerem tymczasowym powołanym do czasu znalezienia kogoś „z nazwiskiem” i doświadczeniem. Dokładnie tym tropem poszła Brazylia. Trener Diniz z Fluminense ma przygotować ekipę „Canarinhos” Carlo Ancelotteiemu, ale jak to się skończy nikt nie wie. Marokańczyk Walid Regragui, zanim razem ze swoją reprezentacją został rewelacją mundialu, pracował w Casablance i Rabacie.


Jasne, że świat się zmienia, że staliśmy się globalną wioską, że to, że tamto… Reprezentacje narodowe są jednak czymś wyjątkowym. Tu naprawdę liczy się kod kulturowy, historia, tradycja, zwyczaje, specyfika charakteru. Ważne aby się porozumiewać w rodzimym języku. Wciąż znacznie to wszystko istotniejsze niż w futbolu klubowym.


Zawsze byłem zwolennikiem obsadzania w roli selekcjonerów polskich trenerów i nie trafia do mnie argumentacja, że nie mamy odpowiednich fachowców z właściwym CV. Czy Kazimierz Górski albo Antoni Piechniczek byli wielkimi trenerami przed tym, jak obejmowali naszą kadrę? Piechniczek prowadził Odrę Opole, która w pewnym momencie przez krótki czas była rewelacją I ligi. I właściwie tyle. Adam Nawałka na reprezentację zamienił Górnika Zabrze, z którym znajdował się daleko poza podium Ekstraklasy i dobrze pamiętam, jak bywał wygwizdywany.


W moim odczuciu nawet mianując kogoś, kto jeszcze nic wielkiego nie ugrał, mamy szansę zbudować go razem z reprezentacją. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby trener rósł razem z zespołem. Tak jak było w przypadku Nawałki do pewnego momentu. Dziś też inaczej patrzymy choćby na przygodę Jerzego Brzęczka. Wyśmiewany, wygwizdywany i zwolniony w wyniku presji opinii publicznej i niechęci do dogadania się z kapitanem, awansował na poprzednie mistrzostwa Europy w cuglach. Wyprzedził Austrię o sześć punktów. Pokonał Izrael, Macedonię, Słowenię i Łotwę. I na Euro nie pojechał, bo potrzebowaliśmy kogoś bardziej światłego (Paulo Sousa). Santos wygląda przy nim wręcz żałośnie.


Okazuje się jednak, że CV w przypadku trenera reprezentacji nie ma kluczowego znaczenia. I co z tego, że Santos wygrał mistrzostwo Europy z Portugalią? Dla nas dokładnie nic.


Jeszcze bardziej niedorzecznym kryterium miało by być pochodzenie, status majątkowy i praca w wielkich klubach kandydata. „Bo jakim autorytetem może być trener z Częstochowy, Zabrza czy Łodzi dla naszych gwiazd, które zarabiają miliony i w swoich klubach pracują z wielkimi nazwiskami?” – słyszę mnóstwo pytań z gotową odpowiedzią.


Otóż to jest dokładnie moment, w którym należałoby zmienić porządek w reprezentacji. Nie może być dalej tak, że ogon kręci psem. Że to od lat zawodnicy decydują niemalże o wszystkim, że są w tym gronie święte krowy, których nie wolno dotknąć. Ten trener się nie podoba, bo gra za bardzo defensywnie, ten w ogóle nie ma planu (słynne osiem sekund milczenia kapitana na pytanie, jaka była taktyka na mecz), kolejny nie chce słuchać, itd.


Dobrze byłoby, aby nowy polski trener nie przychodził do kadry jako spełniony szczęściarz, któremu udało się złapać pana Boga za nogi, ale prawdziwy szef. Najlepiej otoczony współpracownikami, którzy jeszcze niedawno grali w piłkę i doskonale czują szatnię.


Lider, który potrafiłby dobrać kadrę mentalnie i mieć na tyle siły, aby podziękować tym, którzy tworzą państwo w państwie i wiecznie kręcą nosem. Nawet jeśli pod względem sportowym zasługiwaliby na nominację. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy dreptać w miejscu. Nie stać już nas na dalsze rządy piłkarzy i trenera, który będzie administrował zamiast kreować i zarządzać.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie