Bożydar Iwanow: Dajmy czas czasowi. I Michałowi Probierzowi też
Michał Probierz jest moim przyjacielem, więc cokolwiek bym nie napisał po jego nominacji, mogę mieć "przechlapane". Albo u niego, albo u kibiców... Sytuacją win-win trudno to nazwać... Jednak bez względu na okoliczności i relację nie zamierzam ani nadmiernie się rozpływać nad tym wyborem, ani go krytykować. U nas często narracja negatywna jest bardziej popularna niż ta pozytywna. Zanim zaczniemy szukać zalet, pochylamy się nad wynajdywaniem wad. Taki mamy klimat.

Tak wyglądała kariera trenerska Michała Probierza
Wiele lat temu jeden z doradców klubu z niższego poziomu Ekstraklasy rozmawiał ze mną na temat potencjalnego kandydata do objęcia pracy w miejscu, z którym współpracował. Zapytał, kogo ja bym "widział", ale każde nazwisko, które wymieniałem, się "nie nadawało". Bo temu nie poszło w jednym miejscu, z drugim gdzieś się rozstano, a o trzecim coś niekorzystnego słyszał. Nikt nie zasługiwał.
ZOBACZ TAKŻE: Pierwszy wywiad Michała Probierza w roli selekcjonera. Opowiedział o Michniewiczu i Santosie
Michała poznałem w studiu Telewizji Katowice podczas magazynu piłkarskiego Gol w 1997 roku, krótko po tym, jak wrócił do Polski po próbie podbicia rynku niemieckiego w roli piłkarza. Do dziś pamiętam jego słowa, że jeśli nie pójdzie mu na boisku, chętnie widziałby się w roli telewizyjnego eksperta. Dwadzieścia lat później, gdy już pracował jako trener, skomentowałem z nim wiele spotkań w Polsacie Sport, różnych, głównie w rozgrywkach międzynarodowych i zawsze była to duża przyjemność. Jego analityczność i mnóstwo ciekawych spostrzeżeń popartych wiedzą, którą posiadał, a także sposób przekazu, bardzo oryginalny, odróżniały go od wielu innych moich współkomentatorów. Był inny. Nietuzinkowy. Tak jak w życiu, jak w piłce zarówno jako zawodnik jak i już w roli szkoleniowca. Później było wspólne EURO 2008 ale potem pochłonęła go już na dobre praca szkoleniowa.
Nigdy - gdy spotykaliśmy się już na innej niwie - gdy komentowałem spotkania jego zespołów, czy to Polonii Bytom, czy Jagiellonii Białystok, czy Cracovii, "forów" nigdy mi nie dawał. Ani tak zwanych "cynków". A nawet wpuszczał często w "maliny". Prowadził wciąż swoją grę, był ostrożny mimo, że łączyła nas długoletnia znajomość i sympatia. Jeżeli dzwoniliśmy do siebie, to otwarcie rozmawialiśmy także o naszych prywatnych sprawach. Czasem trudnych, czasem przyjemnych, poczucie humoru mamy na podobnym poziomie, przez niektórych uznawanym za specyficzne. Nadawaliśmy na tych samych falach, ale jeśli chodzi o sprawy zawodowe? Trzymał język za zębami, często po ostatnim gwizdku śmialiśmy się do rozpuku, że wykiwał nie tylko trenera przeciwnika.
Cieszę się, że namówiłem go na rolę eksperta w studiu Ligi Mistrzów w ubiegłym sezonie, bo czuł się w nim jak ryba w wodzie. Kto inny mógłby lepiej odczytać strategię Manchesteru City niż "polski Guardiola"? Dodawał kolorytu, uśmiechu, prowadzący uwielbiali z nim pracować. Zniknął tworzony przez lata mit furiata, trenera nerwowego, wręcz szalonego, którego nakręca bycie w kontrze do interlokutora. Każdy z nas się zmienia. Michał też. Opuszczenie codziennej pracy klubowej i zajęcie się reprezentacją do lat 21 dało mu trochę dystansu. Ale Probierz nie zrobił tego tylko dlatego, nie wykonał tego ruchu bez celu. U niego nic nie jest dziełem przypadku. Wiedział, że praca selekcyjna, tak jak w przypadku Czesława Michniewicza, może mu się kiedyś przydać. Choć z pewnością nie przypuszczał, że aż tak szybko. Przecież Fernando Santos tę grupę eliminacji miał wygrać w cuglach. Jestem absolutnie przekonany, że ten nieoczywisty zwrot dał mu kolejny "plusik" w niełatwej kwestii rozstrzygnięcia, na którego z trenerów o inicjałach MP prezes Cezary Kulesza zamierzał postawić w roli trenera, który ma ratować to, co się da.
Czy misja się powiedzie, czy zakończy się klapą, nie sposób dziś jednoznacznie powiedzieć. O relacje z zespołem i merytoryczne przygotowanie się nie boję. Ale wiadomo - w piłce dzieje się tyle nieprzewidywalnych i nielogicznych rzeczy, że nikt nie jest w stanie prorokować jak ułoży się ta kadencja. Spisywać kogoś na straty nie można zanim nie została jeszcze kopnięta pierwsza piłka. I nie wyciągajmy wniosków także po wizycie w Torshavn czy zaraz po przyjeździe na PGE Narodowy Mołdawian. Dajmy czas czasowi. I Probierzowi też. Magicznej różdżki w swej torbie zapalonego golfisty przecież nie ma.
