Głośny powrót na gali Revolta 4. "Wracam do poważnego MMA"
Już 6 października podczas gali Revolta 4: Robs Group Fight Night czeka nas długo wyczekiwany powrót. Po kilkuletnim rozbracie z MMA na wznowienie kariery zdecydował się Damian Szmigielski (8-1, 3 KO, 3 SUB), który swego czasu był czołowym zawodnikiem kategorii koguciej w Polsce.
Szmigielski pierwszą walkę w zawodowym MMA stoczył w 2013. Początek kariery miał fantastyczny, wygrał 5 walk, w tym 3 przed czasem. Pierwsza porażka przyszła w pojedynku z Alanem Philpottem, który w trakcie swojej kariery bił się w takich organizacjach jak Cage Warriors, BAMMA i One Championship. Później Szmigielski w MMA notował już same zwycięstwa.
- Moja przerwa od występów w MMA była spowodowana wieloma rzeczami. Po drugiej walce w organizacji ACB miałem przepuklinę kręgosłupa. Rok leczyłem tę kontuzję. Kiedy chciałem wrócić, kontrakt z federacją się skończył. Były rozmowy, nawet z KSW, ale ostatecznie nie wyszło. Nie miałem menadżera, kogoś kto mi doradzi. Ciągle byłem w treningu, a większość ofert to były tzw. short notice. Przyjmowałem niektóre z nich, ale koniec końców nie udało się zawalczyć. Te propozycje nie były najlepsze, problemem były kwestie finansowe. W ACB miałem dobry kontrakt i nie chciałem się godzić na gorsze warunki - mówi Szmigielski.
W 2020 roku łodzianin dostał ofertę walki na gołe pięści. Na pierwszej gali Genesis zmierzył się z Denisem Makowskim. Szmigielski wygrał niejednogłośną decyzją sędziów.
- Mimo przerwy, cały czas trenowałem pod MMA. Później przyszła pandemia i wiedziałem, że z walkami będzie trudno. Pojawiła się oferta od Genesis, dokładnie 4 dni przed walką. Podjąłem decyzję w 2 godziny. Zaoferowali lepsze pieniądze niż w MMA, ale dalej nie były one jakieś świetne. Uznałem, że w tej formule jestem nowy i nie mam nic do stracenia. Mój trener uznał, że walka będzie łatwa i wyjdę bez większych szkód. Wszystko trochę na wariackich papierach, ale ostatecznie się udało - dodaje.
Szmigielski na co dzień trenuje w łódzkim Octopusie, jednym z najlepszych klubów w Polsce. Jego reprezentantami są m.in. mistrzowie KSW, Adrian Bartosiński i Paweł Pawlak.
- Lżejsze kategorie też mamy mocne. Jest Zuriko Jojua, który miał walczyć o pas KSW, ale wypadł z powodu kontuzji. Ponadto kilku mocnych zawodników i zdolna młodzież. W narożniku będzie u mnie Dawid Pepłowski, jeden z najbardziej utalentowanych trenerów młodego pokolenia. Te przygotowania nie były klasyczne, gdyż o walce dowiedziałem się 3 tygodnie wcześniej. Miałem walczyć na innej gali, ale nie udało się znaleźć rywala. Myślę, że jestem w dobrej formie. Dzięki tym niestandardowym przygotowaniom mam świeższą głowę i nie złapały mnie żadne kontuzje - zauważa łodzianin.
Szmigielski to bardzo przekrojowy fighter, który nie obawia się żadnej z płaszczyzn. Zaczynał od kickboxingu, ale szybko przerzucił się na MMA. W swojej karierze notował zarówno nokauty, jak i poddania.
- Wracam do poważnego MMA. Przez cały ten okres chciałem wrócić, ale tak wyszło, że nie mogłem. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli, to z moim menadżerem mamy poważne plany. Nigdy nie zamykam się na inne formuły. Dobra oferta, fajna gala i mocny rywal - jak najbardziej jestem na tak. Długo czekałem na ten powrót i zależy mi, żeby skupić się na MMA. Jak zakończę ten etap swojej kariery, to inne formuły wchodzą w grę - zaznacza.
Podczas gali Revolta 4 Szmigielski zmierzy się z Giorgim Khuntsaryą (0-1). Walka zakontraktowana jest limicie do 68 kg. 31-latek docelowo chce walczyć w dywizji piórkowej (65.8 kg). Przypomnijmy, że dotychczasowo zawodnik z Łodzi występował w kategorii koguciej (61.2 kg).
- Prawdę mówiąc nie analizowałem mojego rywala. Mój trener i menadżer zajęli się tą sprawą. Wiem, że trudno było znaleźć dla mnie rywala. Oczywiście wyjdę do niego jak do najtrudniejszego przeciwnika - dodaje.
Swój ostatni pojedynek w MMA Szmigielski stoczył w 2016 roku. Rozbił wtedy ciosami Jewgienija Łazukowa. Siedem lat to bardzo długi okres, jednak dla zawodnika Octopusa to nie jest problem.
- Nie obawiam się rdzy. Kiedy walczyłem w Genesis, trochę się obawiałem, a wszystko wyszło dobrze. Chęć powrotu spowodowała, że czułem się lepiej, niż gdy biłem się regularnie. Z wiekiem człowiek dojrzewa do pewnych rzeczy. Interesuje się psychologią i samorozwojem, więc przepracowałem dużo w tych kwestiach. Uważam, że rdza to mit. Niektóre osoby pod wpływem stresu gorzej sobie radzą, ale ja ciągle jestem w treningu, przez lata pomagałem chłopakom w przygotowaniach, więc rdzy się nie boję - mówi łodzianin.
Szmigielski ma świadomość, że przerwa zahamowała jego karierę. W 2016 roku był jednym z najlepszych polskich kogucich. Teraz 31-latek chce znowu rywalizować z najlepszymi.
- Jestem pewien, że gdyby nie przerwa, to byłbym teraz w czołówce polskiej kategorii koguciej. Na pewno moje losy potoczyłyby się inaczej, ale też nie ma co gdybać - zakończył bohater gali Revolta 4.
Gala Revolta 4: Robs Group Fight Night już 6 października w Gdańsku. Transmisja na sportowych antenach Polsatu.
Przejdź na Polsatsport.pl