Wspomnienia z Wembley '73. "Wyzywali nas od zwierząt. Zapomnieli o jednym"
50 lat od starcia na Wembley. "Po tym meczu zostaliśmy celebrytami" cz.1
50 lat od starcia na Wembley "Gol Domarskiego to diament, który otworzył nam cały świat" cz.2
17 października 1973 roku doszło do jednego z najważniejszych meczów w dziejach polskiego futbolu. Reprezentacja Biało-Czerwonych zagrała wówczas na Wembley z Anglikami kluczowe spotkanie w walce o awans na MŚ '74. "Zwycięski remis" 1:1 sprawił, że podopieczni Kazimierza Górskiego wyeliminowali "Synów Albionu" i sami po 36 latach przerwy pojechali na mundial. Z okazji 50-lecia od legendarnego starcia porozmawialiśmy z Grzegorzem Lato - jednym z bohaterów tamtej rywalizacji.
Krystian Natoński, Polsat Sport: Rozegrał pan wiele pamiętnych meczów w dziejach polskiej reprezentacji. A gdzie w swojej karierze pozycjonuje pan starcie na Wembley?
Grzegorz Lato: Ten mecz i bramka mojego przyjaciela Jana Domarskiego otworzyła nam stadiony Europy i świata. Bez tego "zwycięskiego remisu" nie byłoby Kazimierza Górskiego, Grzegorza Laty, Kazia Deyny i całej plejady naszych wspaniałych zawodników.
Eliminacje mundialu '74 zaczęliśmy jednak źle, bo od porażki z Walią 0:2. Nastroje w narodzie musiały być zatem minorowe i zakładano chyba, że znowu nie uda się awansować.
Były minorowe. Mieliśmy w grupie Walię i Anglików, a z grupy awansowała tylko jedna drużyna. Margines błędu był praktycznie zerowy. Nastroje poprawił nam mecz na Śląskim, gdzie wygraliśmy 2:0. Następnie wygraliśmy z Walią, z którą Anglicy zremisowali. Został mecz na Wembley Anglia - Polska. Przed tym spotkaniem graliśmy z Holandią na wyjeździe. Grała w niej cała plejada słynnych piłkarzy z Johanem Cruyffem na czele. Tam było 1:1 i trener Holendrów po tym spotkaniu przestrzegł Anglików. "Jeszcze się nie pakujcie. Nie bądźcie pewni, że jedziecie na mistrzostwa świata. Musicie jeszcze wygrać z Polakami, a to nie będzie łatwa sprawa". To były jego prorocze słowa.
ZOBACZ TAKŻE: Domarski był zły, a Chojnacki siedział i się śmiał. Historia cudu na Wembley
Atmosfera na stadionie Wembley była gorąca. Tam była garstka polskich kibiców, która się tam dostała i która mieszkała w Anglii. Wchodząc na boisko słyszeliśmy jak sto tysięcy Anglików darło się na nas "animalsi, animalsi" (zwierzęta - przyp. red.). Tylko zapomnieli o jednym - że Polaka nie wolno denerwować, bo jak się zatnie, to się zatnie. Kazimierz Górski na odprawie powiedział ciepłe słowa - "Słuchajcie, nie ma co się ich bać. To są tacy sami piłkarze jak my. Wiecie co macie robić, założenia taktyczne są takie i takie". I dobrze, że na początku meczu "Tomka" (Jana Tomaszewskiego - przyp. red.) kopnęli w rękę, to się obudził (śmiech). Wypuścił sobie wtedy piłkę, ale nie zauważył, że z tyłu był jeszcze Anglik. Zdążył złapać.
To, że prasa angielska pisała, że Jan Tomaszewski to "clown" i była tak pewna siebie i pewna awansu przed tym meczem, to musiało was mocno wkurzyć.
Jak my graliśmy wspomniany mecz w Holandii, to oni grali u siebie z Austriakami na Wembley i wygrali 7:0. Byli tak pewni siebie, że myśleli, że tych Polaków pokonają dwa lub trzy do zera.
Po tym remisie w Holandii 1:1 polska prasa pisała - "A gdyby tak 1:1 na Wembley...".
Pisali skromnie (śmiech).
Atmosfera w kraju przed tym meczem była mimo wszystko optymistyczna. Na zasadzie, że nie ma co ich się bać.
Zgadza się. Wyszliśmy na mecz spokojnie, chociaż jeszcze przed jego rozpoczęciem Anglicy zrobili nam psikusa. Regulamin mówił, że masz prawo na godzinę wyjść na murawę, aby potrenować. Nie wpuszczono nas, bo pada, bo mecz, ale Anglicy trenowali.
A były jeszcze jakieś inne nieprzyjemne zagrywki Anglików przed tym meczem?
Nie. Mieszkaliśmy w pensjonacie, który prowadził Polak. To były czasy, gdzie było trudno o hotel. Ten pensjonat był bardzo skromny, ale czysty i zadbany.
Czyli nie było żadnych zagrywek nie fair-play Anglików, a może nie mieli ku temu okazji.
Nie mieli okazji, ale po meczu miała być ogromna feta z okazji ich awansu na mistrzostwa świata. Byliby zaliczani jako jedni z faworytów do medalu. Miał być wspólny posiłek obu drużyn, ale nikt z ich drużyny nie przyszedł i sami poszliśmy na piwo.
Co może zaskakiwać, to to, że Anglicy byli tak pewni swego, mimo że Polacy już byli blisko awansu na poprzedni mundial do Meksyku '70. Wówczas zajęliśmy drugie miejsce z punktem za Bułgarią, ale przed Holandią. Do tego złoto na igrzyskach w Monachium, no i pamiętna wygrana z Anglikami na Śląskim w Chorzowie 2:0. Nie byliście zatem anonimowym zespołem, tzw. "kopciuszkiem".
Z tą pewnością siebie w sporcie jest tak, że nawet największy faworyt przegrywa ze słabszą drużyną. My byliśmy bardzo dobrze przygotowani, jeśli chodzi o wytrzymałość, szybkość rozgrywania akcji. Parę razy "pogoniłem" tych obrońców. Bardzo mądrze się broniliśmy. Jak piłka mijała "Tomka", to zawsze asekurował go któryś z obrońców.
Dwuczęściowa rozmowa z Grzegorzem Lato o meczu na Wembley w załączonych materiałach wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl