Polska za burtą Euro 2024? "Michał Probierz ma szczęście, że zajęły nas wybory”
- Selekcjoner Michał Probierz i jego reprezentacja mają to szczęście, że po remisie z Mołdawią wszystkich nas zajęły wybory parlamentarne i nie ma rozdrapywania ran wokół kadry – zauważył w rozmowie z Polsatem Sport selekcjoner piątej drużyny świata w 1978 r. Jacek Gmoch, który generalnie apeluje, by dać czas nowemu trenerowi kadry narodowej.
Michał Białoński, Polsat Sport: W 1973 r. na Wembley, remisując z Anglią 1-1, wywarzyliście drzwi do świata wielkiej piłki. Nie sądzi pan jednak, że remisując u siebie z Mołdawią trochę je sobie przytrzasnęliśmy? Straciliśmy w starciach z nią pięć punktów, do tego przegraliśmy z Albanią i musimy liczyć na cud, jeśli chcemy awansować z grupy.
Jacek Gmoch: były asystent Kazimierza Górskiego, selekcjoner piątej reprezentacji MŚ 1978 r.: Byłem za Fernando Santosem, bo to jeden z dziesięciu najlepszych trenerów, ale nie poradził sobie z komunikacją z drużyną. Jego sposób prowadzenia drużyny również nie trafiał do naszej szatni. Nie pomógł w tym nawet Grzegorz Mielcarski. Finalnie okazało się, że trener Santos absolutnie nie miał rozeznania w naszych realiach. Nie przygotował się dobrze do tej pracy.
PZPN postawił na polskiego trenera i ja się zgadzam z wyborem Michała Probierza. Dajmy mu trochę casu i spokoju. Przecież on wziął to wszystko z marszu. Zaczął dobrze, od wygranej na Wyspach Owczych, choć to nie był wcale łatwy mecz. On się tylko dobrze ułożył dla nas, od szybko strzelonej bramki. Mieliśmy też szczęście, bo nie wiało tak mocno, jak się to często dzieje na tym stadionie. Kolejnym plusem była czerwona kartka dla obrońcy Wysp Owczych, więc wszystko zagrało.
Co zawiodło w meczu z Mołdawią?
Przespaliśmy pierwszą połowę. Ja byłem tak podbuzowany faktem, że mamy okazję zmieść z boiska tę Mołdawię, by zrewanżować się za porażkę w Kiszyniowie. Powinniśmy się po niej przejechać po piłkarsku. Tymczasem oddaliśmy bez walki pierwsze 45 minut.
Co mogło być przyczyną, oprócz mentalności?
Ktoś może się śmiać, ale ja zawsze zwracałem uwagę na szczegóły. Na Wyspach Owczych była sztuczna nawierzchnia. Zakwasy po niej są wyjątkowe, do tego doszły problemy z opóźnionym o jeden dzień powrotem. To mogło mieć wpływ na słabą pierwszą połowę. Nasza gra była dziwna, nieporównywalna z tamtą z Wysp. Mołdawianie stosowali średni pressing. Wychodzili wcześniej do tego, który posiadał piłkę i mieścili się w ustalonych przez Pepa Guardiolę granicach pięciu sekundach do odbioru. To nas zupełnie zaskoczyło i wybiło z uderzenia.
Nasi piłkarze byli nieprzygotowani, ani motywacyjnie, ani psychicznie, ani taktycznie. Oczywiście, dziennikarze pastwią się nad zmianami, ale ja się z tym nie zgadzam. Współcześnie piłkarz musi umieć grać na wszystkich pozycjach, vide Manchester City Guardioli. Trzeba dążyć do doskonałości.
Nie chciałbym krytykować, ale wolałbym, aby u trenera liczyła się nie tylko intuicja, ale też wiedza i rozeznanie. Michał Probierz ma przecież zawodników, których prowadził.
Oczywiście, choćby Karola Świderskiego, Przemysława Frankowskiego, Patryka Pedę i Filipa Marchwińskiego.
To jest zaleta trenera – ma grupę zawodników, którzy pójdą za nim w ogień. Szkoda tej pierwszej połowy. Druga była już lepsza, ale i tak nie wygraliśmy.
Jakie wnioski na przyszłość?
Zanim zacznie się dyskusję o ustawieniu, najpierw musi być właściwe nastawienie, żeby nie pojawiały się głosy krytyki, iż zabrakło „jaj”. Waleczność pojawiła się dopiero w drugiej połowie. W pierwszej przegrywaliśmy pojedynki na ziemi i w powietrzu, wszystkie piłki stykowe padały łupem rywala.
Nie chce dawać ocen ostatecznych, ale gdzie ta motywacja u tych zawodników?! Przecież Probierz był zawsze bardzo dobrym motywatorem w naszej lidze, a prowadził nawet w kilku meczach greckiej ligi Aris Saloniki. Trafił tam akurat na Wieżę Babel i musiałby być poliglotą, żeby sobie w dłuższym okresie poradzić z tą szatnią. Przez tłumacza niewiele można zrobić.
Selekcjoner i reprezentacja ma to szczęście, że po remisie z Mołdawią wszystkich nas zajęły wybory parlamentarne i nie ma rozdrapywania ran wokół kadry.
Nie dziwi pana narzekanie na Arkadiusza Milika, który od czasów Napoli nie imponował wielką skutecznością?
Ale czy tylko Milik grał na tym boisku? Wszyscy odpowiadają za wynik i cieszą się ze zwycięstw, smucą po niepowodzeniach. Piłka to sport zespołowy i nie można szukać ofiar. Na Wembley zremisowała drużyna, a nie tylko „Tomek”. On miał swój wielki udział, ale jest bramkarzem i powinien tak właśnie bronić. Wiem że media potrzebują bohaterów i antybohaterów, ale to nie jest dobre w procesie budowy zespołu. On wymaga dystansu i spokoju.
Jeśli nie uda się uratować awansu z grupy, to Michał Probierz do barażów ma pięć miesięcy.
Wierzę w to, że uda mu się przygotować mocny zespół i Polska ostatecznie pojedzie na ME.
Przejdź na Polsatsport.pl