Iwanow: Europa da się lubić. Ale tylko jeśli punktujesz
Gdyby sezon w Ekstraklasie zakończył się dziś, mielibyśmy do czynienia z najbardziej sensacyjnymi rozgrywkami ostatniej dekady. Co najmniej. Liderem jest bowiem Śląsk, który ligę wiosną zachował niemal cudem. Gdyby nie beznadziejna postawa w kwietniu i maju Wisły Płock, „Twierdzę Wrocław” odwiedzalibyśmy co weekend z kamerami Polsatu Sport w Fortuna 1 Lidze.
Drużyna Jacka Magiery wyprzedziła zdegradowanych „Nafciarzy” o zaledwie punkt. Niewiele więcej zdobyła Jagiellonia Białystok, która zajęła drugie od końca bezpieczne miejsce, a dziś szczyci się pozycją wicelidera tabeli. Nasi dumni „eksportowi” znaleźli się w tej chwili poza podium i choć jeszcze nie ma co bić na alarm, to jednak widać jak na dłoni, że zarówno w Legii, jak i w Rakowie daleko jest od sielanki. Tym bardziej, że oba zespoły wkraczają w kolejny już czas etapów, gdzie będzie mocno pod górę.
ZOBACZ TAKŻE: Szymański się nie zatrzymuje! Kolejny gol i zwycięstwo Fenerbahce
Piłkarze ze stolicy przegrali czwarte spotkanie z rzędu – licząc także porażkę w Alkmaar – i umówmy się, że przy Łazienkowskiej takie serie to nie „normalny dzień w biurze”. Ostatni mecz z czystym kontem to 20 sierpnia i wygrana z Koroną Kielce. Kosta Runjaic, wzorem trenerów najlepszych klubów w Europie, długo grał mniej więcej tym samym składem, ale najwięcej roszad przeprowadzał w formacji, która powinna być najstabilniejsza – w obronie. Dziś trudno jest wskazać, jaka trójka stoperów daje największe bezpieczeństwo. Kto może być jej prawdziwym przywódcą i urodzonym liderem?
Na początku rozgrywek wydawało się, że będzie nim Rafał Augustyniak. Trzydziestolatek to jednak wciąż środkowy pomocnik przerobiony na stopera i mimo że latem rozegrał sporo imponujących spotkań, to część jego zachowań to wciąż charakterystyka piłkarza występującego w drugiej linii. Kapuadi, Burch, Jędrzejczyk, Pankow i Ribeiro też zaliczają mecze lepsze i gorsze. Na wahadłach występują piłkarze o ofensywnym usposobieniu, w kadrze nie ma też typowej szóstki, skoncentrowanej tylko na odbiorze i asekuracji zarówno środka obrony, jak i jej boków. Jeżeli dodamy do tego, że Kacper Tobiasz sam nie wygrywa już tak często meczów, jak miało to miejsce jeszcze w poprzednim sezonie, obraz staje się bardziej klarowny. Dlatego Legia traci tyle goli. Dochodzi do tego jeszcze jedna kwestia, która łączy zresztą drużynę z Warszawy z Rakowem. Europejskie puchary. Do końca roku oba te zespoły czekają jeszcze cztery wieczory w Lidze Europy i Konferencji. Do tego, za tydzień, zaczyna się dla nich także Puchar Polski. Czasu na treningi brak. Tylko regeneracja i podróże.
Mistrz Polski jest w ciut gorszej sytuacji od Legii, bo w Europie na razie jest bez jakiejkolwiek zdobyczy. W dwóch kolejnych meczach ze Sportingiem Lizbona – liderem swojej grupy – musi coś uzyskać, w innym razie dwa ostatnie spotkania będą o pietruszkę. Pytanie jednak, czy będzie w stanie? Wiadomo, że Europa League stawia wyższe wymagania niż rozgrywki z udziałem Legii, ale zderzenie i tak jest bolesne. A przecież pod Jasną Górą aspiracje sięgały nawet wyżej. Gorzej, że najbardziej przewidywalny w Polsce klub, któremu rzadko zdarzało się wpadać w dołek, przegrał w Ekstraklasie już trzy spotkania – w całym poprzednim sezonie uległ zaledwie pięciokrotnie, w tym dwa razy, kiedy tytuł miał już w kieszeni. Największy ból głowy Dawidowi Szwardze i jego sztabowi sprawiała plaga kontuzji w formacji obronnej. Do dyspozycji napastników w Częstochowie są przyzwyczajeni od dawna. Najlepszy strzelcem na dziś we wszystkich rozgrywkach jest Łukasz Zwoliński. Zdobył sześć goli, ale ostatniego w Kopenhadze, a pierwszym składzie pojawił się ostatnio przy 1-4 z Lechem przy Bułgarskiej. Ante Crnac trafił pod Jasną Górą niedawno i wiadomo, że będzie potrzebował czasu, by wejść w częstochowskie - nie zawsze wygodne dla napastnika - buty.
Na Raków i Legię musimy jednak patrzeć łaskawszym okiem. Drużyna z Częstochowy ma w nogach już 23 mecze o stawkę. W dawnej szesnastozespołowej Ekstraklasie dojeżdżałaby już do końca rozgrywek. Ma sporą grupę nowych piłkarzy, z których nikt póki co nie robi wyraźnej różnicy, ale to przecież proces. Mimo że Europa da się lubić, to jednak cieszyć się nią można tylko, kiedy są jakieś punktowe zdobycze. Jeśli przegrywasz, potencjalna nagroda staje się nieprzyjemnym balastem przeradzającym się w cierpienie. Wygrana zawsze łagodzi pomeczowe zmęczenie. Dlatego nadchodzące, trudne dni, zarówno dla Legii, jak i Rakowa będą miały tak istotne znaczenie.
Przejdź na Polsatsport.pl