Kowalski: Brawa dla Śląska, ale informacje o końcu Legii są przedwczesne
Legia przegrała ze Śląskiem aż 0:4 i to było wydarzeniem ostatniej kolejki Ekstraklasy. Czy taka porażka drużyny uważanej za faworyta rozgrywek to sygnał, że drużyna Kosty Runjaica definitywnie nie jest gotowa, aby zdominować naszą ligę? Czy nic się nie stało i czwarta porażka z rzędu (wliczając mecz Ligi Europy) to tylko lekkie zachwianie i za chwilę sześciopunktowa strata do lidera, który ma rozegrany jeden mecz więcej, zostanie zniwelowana? W moim odczuciu - ani jedno, ani drugie.
Według byłego gracza Legii Marka Jóźwiaka, obecna rozchwiana forma Legii to efekt zbyt wielkiej rotacji, jaką stosuje jej niemiecki trener. I trzeba się z nim zgodzić. Owszem, teoretycznie jest to uzasadnione próbą rozkładania sił na rozgrywki międzynarodowe i krajowe. Po to klub ma tylu zawodników na przyzwoitych albo bardzo przyzwoitych kontraktach, aby z nich korzystać. Ewidentnie okazuje się jednak, że ten drugi garnitur odstaje. Tacy gracze jak Burch, Kapuadi, Augustyniak, Kramer, Rosołek, Dias, Strzałek nie są obecnie w formie, którą w większości przypadków prezentuje wyjściowy garnitur. Tu jest pies pogrzebany.
ZOBACZ TAKŻE: Agent Szymańskiego przerwał milczenie. Odniósł się do plotek!
Druga sprawa to hierarchia rozgrywek. Widać wyraźnie, że Legia stawia na te międzynarodowe. Najpierw zbudujmy swoją pozycję w Lidze Konferencji, pokażmy się, zaróbmy, podwyższmy wartość zawodników i klubu, a potem skupmy się na ESA. Tak to mniej więcej wygląda. Nawet jeśli ten plan nie jest jakoś oficjalnie zadekretowany, to z pewnością coś takiego podświadomie kołacze się w głowach zawodników i trenera. I wcale nie jest to takie nierozsądne myślenie. Wyjść z fazy grupowej, do której z takim trudem udało się przebić, to jest przecież zadanie na dziś. Później już się tego nie nadrobi. A ligę w kraju jednak można…
Nie potępiam za to Legii, bo miarą postępu są właśnie osiągnięcia na arenie międzynarodowej. Dość przecież mieliśmy sytuacji, w których polskie drużyny odpadały z rywalizacji w Europie już na starcie, by następnie z mozołem walczyć w lidze, aby do europejskich pucharów znów się dostać. Kiedyś trzeba było to przełamać, wyjść z zamkniętego kręgu. Przewartościować cele. Gorzej oczywiście, jeśli przy okazji takiego zwrotu wyleje się dziecko z kąpielą. I nie będzie ani pucharów, ani dobrej pozycji w lidze. Wyliczyć tego jednak się nie da. Bez podjęcia próby nigdzie nie zajedziemy. A Legia tę próbę podejmuje. Zwycięstwo nad solidną angielską Aston Villą i nikła porażka na wyjeździe z AZ świadczy o tym, że Kosta Runjaic jest w trakcie działań. Jego zespół liczy się w realnej grze.
I trzecia sprawa to odium wydarzeń z Holandii. Awantura w Alkmaar i fakt, że dwóch zawodników, od których zależy gra drużyny, trafiło do aresztu wcale nie na krótka chwilę, to ślad, który ma prawo pozostawać w ich głowach. I wpływać na dyspozycję sportową przez kilka tygodni. Bo to nie są przecież zaprawieni w bójkach chuligani, tylko młodzi sportowcy, którym taka historia przytrafiła się pierwszy raz w życiu. Tanim tłumaczeniem byłoby sprowadzenie do tego porażki we Wrocławiu (Josue nie grał), ale też nie można powiedzieć, że nie miało to żadnego wpływu na postawę drużyny.
Ewidentny zakręt, na jakim z różnych powodów znalazła się Legia, nadszedł szybciej, niż się można było spodziewać przy tak zachwalanej konstrukcji organizacyjno-sportowej (pełne trybuny, widowiskowa gra). Ale nie jest ostatecznym dowodem, że oto jesteśmy świadkami schyłku tego „projektu” (firmuje go dyrektor sportowy Jacek Zieliński). Teraz jest po prostu czas na reakcję. Najtrudniejszy moment dla trenera, ale też samych zawodników, którzy spróbują się podnieść. W ciągu najbliższych meczów poznamy prawdziwą klasę tej drużyny.