Ich turnieje ogląda na żywo 300 tysięcy. "Dbamy o ciało i dietę"
- Golf jest jak gra planszowa - mówi nam Adrian Meronk, numer 46. na świecie i najlepszy Polak w dyscyplinie, którą kojarzymy z luksusem, bogactwem i przepychem. Zresztą, jak wrzuci się do Google'a nazwisko Meronk, to pięć pierwszych informacji dotyczy kosmicznej gaży dla naszego zawodnika, który przygodę z golfem zaczął od spacerów z tatą po polu, a rok temu grał już z wielkim Tigerem Woodsem.
Dariusz Ostafiński: Dlaczego golf?
Adrian Meronk: Przez tatę, albo raczej dzięki tacie. On grał w siatkówkę, a potem szukał sportu, który mógłby uprawiać alternatywnie. I padło na golf. Od małego miałem więc styczność z tą dyscypliną. Na początku to była zabawa. Zresztą grałem w piłkę nożną, siatkę i kosza, a golf był gdzieś obok. Zaczęło się od spacerów z tatą po polach, potem strzelnica. W wieku 12-13 lat pojawiły się pierwsze sukcesy, obozy golfa. Spodobało mi się. Ten rodzaj rywalizacji, kolejne turnieje i sukcesy, to mnie motywowało do tego, żeby mocniej w to wejść. Golf to sport indywidualny i to też jest plus, bo za wszystko jestem odpowiedzialny ja sam.
Mówią, że golf to sport bogatych ludzi, biznesmenów, którzy chodzą od dołka do dołka, paląc cygara.
Jest taki stereotyp, ale to się w końcu zmienia. Pracujemy nad tym, żeby tak było. Dla mnie golf to sport techniczny, to też sport dla osób wytrwałych i cierpliwych. Trzeba dużo czasu poświęcić, żeby poznać zręby techniki, żeby stać się powtarzalnym, żeby zamach był płynny. Zamach w golfie to podstawa. Trzeba całe ciało skoordynować, żeby uderzyć tak, żeby piłka wpadła do dołka lub trafiła tuż obok. Golf to wciąż te same strzały i ruchy. Człowiek uczy się ich na pamięć. Będąc na polu, szlifuje wszystkie elementy. Ja bym porównał golf ze strategiczną grą planszową.
Ma pan wyobraźnię.
Ale tak właśnie jest. 18 dołków, 14 kijów i trzeba jak najszybciej trafić piłką do kolejnych dołków. Trzeba mieć na to strategię, bo zawodnik musi zdecydować, jaki wybrać kij w danym momencie, czy też, na jaki strzał się zdecydować. Warunki pogodowe się zmieniają, każde pole jest inne, bo nie ma dwóch takich samych, każdy strzał jest inny. Zmiennych w golfie jest dużo. Jeszcze dorzuciłbym temperaturę, albo to, że trawa raz jest mokra, a innym razem: sucha. To ma wpływ, to nam przeszkadza, determinuje wybór kija.
A ja myślałem, że to żużel jest najbardziej skomplikowany, bo trzeba dobrać przełożenia i zgrać wiele elementów.
Golf brzmi skomplikowanie, ale jak się zagłębić, to jest to proste. A byłoby jeszcze prostsze, gdyby nie wpływ warunków atmosferycznych. Deszcz, wiatr, to potrafi wiele zaburzyć. Jest coś jeszcze. Jak gram w hali w pingponga i wszystko jest porównywalne, to mogę pewne rzeczy doszlifować. W golfie nie da się osiągnąć perfekcji. To jest niemożliwe i piękne zarazem. Każdy z nas jednak do tej perfekcji dąży, choć zdaje sobie sprawę, że jest ona nieosiągalna. Chcemy jednak być najlepsi na tyle, o ile się da.
Wcześniej pan powiedział, że w golfie najważniejszy jest zamach. Ile trzeba czasu, żeby się go nauczyć?
W miesiąc można taki zamach opanować, trenując trzy razy w tygodniu pod okiem kogoś, kto się na tym zna. Trzeba się skupić, powtarzać ruchy tak, jak uczy trener i po miesiącu można grać dla fun-u ze znajomymi.
I nie trzeba być bogatym.
Nie trzeba. W Polsce utrwalił się obraz golfa taki, że widzimy filmy, gdzie biznesmeni grają w różnych cudownych zakątkach świata, na dokładkę w pięknych resortach. I to jest jedna strona golfa, ale jest też ta druga.
Przystępniejsza dla zwykłego zjadacza chleba.
Tak. Coś jak wypad na kręgle z przyjaciółmi. Albo na gokarty. Sprzęt do golfa wcale nie jest drogi. Zresztą nawet nie musimy go kupować. Na każdym polu możemy coś wypożyczyć i tak zacząć. Dopiero jak się zarazimy, to możemy sobie kupić zestaw za tysiąc złotych. I to nam wystarczy na 10 lat. U nas popularne są wyjazdy na narty. I choć na filmach widzimy, jak grają w golfa w pięciogwiazdkowych hotelach, to golf jest tańszy niż narty, czy jazda konna i myślę, że porównywalny do tenisa. Wejście na pole też nie jest drogie.
Powiedział pan, że wystarczy zestaw za tysiąc złotych. Rozumiem jednak, że takim pan nie gra.
No nie. Ja muszę mieć specjalne kije do gry zawodowej na moją miarę, tak samo jak skoczkowie muszą mieć specjalne narty do skoków. Sport zawodowy wymusza posiadanie sprzętu bardziej specjalistycznego. To już trzeba zainwestować, jak się podjęło decyzję o byciu zawodowym graczem.
To ile kosztuje taki profesjonalny zestaw dla pana?
Nie wiem, bo nigdy za to nie płaciłem. Ciężko mi ocenić. Może dziesięć tysięcy. Jak jednak powiedziałem, nie wykładam tych pieniędzy, bo o tyle mam farta, że mój poziom pozwolił mi nawiązać współpracę z firmą, która produkuje ten sprzęt. Nigdy nie musiałem się o to martwić.
Mówi pan fart, ale ja się domyślam, że raczej chodzi o ciężką pracę.
O lata pracy, poświęceń i wyrzeczeń. Trochę trzeba, żeby zajść tu, gdzie jestem. Szczęście też musiałem mieć. No i właściwych ludzi też musiałem poznać. Jednak wytrwałość i praca są najważniejsze.
Pan jest wysportowanym młodym człowiekiem, ale czy w golfa mogą grać zawodowo panowie z brzuszkiem?
Tak. Nawet są tacy. Teraz jest taka moda, chodzi o to młode pokolenie golfistów, że dbamy o ciało i dietę. To się zaczęło od Tigera Woodsa. Kiedyś nie było siłowni, ani fizjoterapeutów i całej tej otoczki. Byli starsi panowie z brzuszkiem i grali na bardzo dobrym poziomie. Zresztą w golfie nie ma limitu wieku. Każdy może grać. Bez względu na wagę i wiek. W Szwecji 80-latkowie grają. Tam golf w pewnym wieku jest darmowy. I to jest dobre, bo ludzie mają zapewniony spacer na świeżym powietrzu, a do tego dochodzi element rywalizacji. Ciekawej, bo zapomniałem wcześniej dodać, że w golfie każdy ma swój własny, oryginalny zamach. Nie ma dwóch takich samych.
Wzrost ma znaczenie? Pan ma prawie dwa metry.
Dokładnie 197 centymetrów. Szczerze mówiąc, są wady i zalety. Mam dłuższe ramiona, a przez to większy zamach, więc mogę dalej zagrać piłkę. Z drugiej strony mam dalej do podłoża, do piłki, więc muszę nadrabiać techniką.
Jak kiedyś rozmawiałem z Andrzejem Personem, to powiedział mi, że Meronk gra nisko. On to powiedział, bo miał pan wystąpić na British Open w Szkocji, gdzie hula wiatr.
Jak się gra w takich warunkach, to trzeba umiejętnie wybrać rodzaj strzału. Piłka ma tendencję, żeby polecieć tam, gdzie zawieje. Jak się gra pod wiatr, to trzeba uderzyć technicznie, jak najniżej, żeby ten wiatr nie zniósł piłki.
Wtedy przy okazji British Open świat obiegły pańskie zdjęcia z Woodsem. Pamiętam, że pan Andrzej był zachwycony.
British Open to coś, jak turniej wielkiego szlema w tenisie. Dla mnie ten ubiegłoroczny British Open był debiutem. I grałem wtedy rundę próbną z Tigerem Woodsem, który jest legendą, człowiek, który zmienił ten sport. Granie z nim, to było coś niesamowitego, wielkie przeżycie. Zagrałem wtedy dobrze i to zostało zauważone. Z roku na rok przebijam się też w rankingu, żeby Polska była mocna na mapie golfa. To taka moja misja, żeby golf w naszym kraju mocno spopularyzować.
Na którym miejsce w rankingu pan jest obecnie?
Na 46. Byłem na 45, ale tylko przez chwilę.
Jak to miejsce czytać?
To jest bardzo dobre miejsce, światowa czołówka. Znowu porównam to do tenisa, gdzie ten wynik byłby równoznaczny z miejscem w TOP20. W golfie na zawodach wielkiego szlema startuje 160 zawodników z całego świata, a w ogóle, to jest nas 10 tysięcy. Mówię o zawodowych golfistach, bo grających są miliony.
Ten sezon jest pana najlepszym? A może poprzedni, gdzie był debiut na British Open i granie z Woodsem?
Ten rok jest lepszy niż poprzedni. Zbieram doświadczenia, gram w wielkim szlemie. To są duże osiągnięcia. To wysokie miejsce w rankingu też. Mój golf mocno poszedł do przodu.
Z powodu zbierania doświadczeń?
Tak. To granie z najlepszymi dodaje pewności siebie. Czuję się teraz bardziej swobodnie. Mogę grać swojego golfa, nie stresuję się już tak bardzo. To wiele mi daje. Głowa w golfie to siedemdziesiąt procent sukcesu. Ja zresztą dużo czasu spędzam z psychologiem, żeby to opanować, żeby dać sobie szansę w tych wielkich turniejach.
W piłce czy innych popularnych sportach jest tak, że ci najlepsi są mocno hejtowani w mediach społecznościowych. W golfie też istnieje to zjawisko?
Jest taka grupa społeczna, gdzie fani golfa są bardzo aktywni. Komentują różne rzeczy. Staram się jednak tego nie czytać. To oczywiście nie piłka, gdzie wszyscy są ekspertami, ale w golfie też jest dużo mądrych głów, które wiedzą lepiej.
Zawody golfa, te najbardziej prestiżowe potrafi oglądać 300 tysięcy ludzi.
To prawda. Są nawet stadiony, czy trybuny usytuowane wokół jednego dołka, gdzie mieści się 40 tysięcy ludzi.
Czy w Polsce są turnieje golfa, w których można pana zobaczyć?
W Polsce nie ma zawodów tej rangi, w których ja gram. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale to nie ten poziom. Są jednak zamysły, żeby taki topowy turniej w Polsce zrobić, żeby przedstawić tę dyscyplinę. Liczę, że w ciągu 2, 3 lat to się uda.
A czy mamy jakiegoś zawodnika poza Adrianem Meronkiem? Czy jest pan dla tego środowiska takim Małyszem, który pociągnął za sobą wielu entuzjastów skakania?
To tak działa, choć skala nie ta. Nie mam, przynajmniej na razie, takiego wpływu, jak Adam Małysz, czy Robert Kubica. To inne sporty, inne uwarunkowania. Niemniej mamy w golfie dużo więcej juniorów. Ja jestem ambasadorem turniejów z ich udziałem. Jak ja grałem w podobnych, to występowało 40 zawodników, teraz jest ich trzy razy więcej. Część jedzie do Stanów i tam szlifuje formę. W ogóle chcę powiedzieć, że mamy też sporą rzeszę kibiców na całym świecie. Polonia w różnych miejsca mnie dopinguje, to jest bardzo miłe.
Jak wrzuciłem pana nazwisko do Google'a, to pięć pierwszych tekstów, jakie wyskoczyło było o kosmicznej gaży Meronka. Jak ludzie przeczytają, to pewnie będzie więcej chętnych. Nic tak nie działa, jak pieniądz.
Każda motywacja jest dobra. Mam nadzieję, że te informacje o kosmicznej gaży były z dobrego źródła.
Przejdź na Polsatsport.pl