Bożydar Iwanow: Zagłębie (nie) cierpliwości. Tylko spokój może je uratować
Artur Derbin wrócił na swoje stare śmieci, choć pewnie w normalnym świecie mógłby w Sosnowcu pracować już blisko dekadę. Bez przerwy. Gdy w 2015 roku awansował do 1 Ligi, beniaminek grał z ogromnym entuzjazmem i pozytywną energią prezentowanymi wówczas także przez szalejącego przy linii bocznej trenera.
Jesień Zagłębie zakończyło z niewielką stratą do czołówki, wiosną zameldowało się w półfinale Pucharu Polski, ale w regularnych rozgrywkach drużyna przestała już tak mocno punktować. Wiadomo, kto w takiej sytuacji poniósł konsekwencje. Rodowity sosnowiczanin, były piłkarz drużyny grającej jeszcze na wysłużonym Stadionie Ludowym, przez Bełchatów, Chojniczankę, GKS Tychy i… pracę eksperta w Polsacie Sport wrócił na swoje miejsce po siedmiu latach. Choć gdyby władzom klubu nie zabrakło wtedy cierpliwości, mógłby być kimś takim jak Tomasz Tułacz w Niepołomicach.
ZOBACZ TAKŻE: Zbigniew Boniek skomentował libację reprezentantów. "Chce mi się płakać"
No właśnie. Cierpliwość. Od tamtego czasu licząc także pięciu (sic!) trenerów tymczasowych zmiany na tym stanowisku, liczą sobie dziewiętnaście roszad. Pewnie, że w tym czasie był awans, po którym błyskawicznie nastąpił natychmiastowy spadek. Od tamtego momentu Zagłębie zamiast bić się o powrót do elity martwi się o byt na zapleczu. Co rok! Nie inaczej jest i teraz.
Choć w przedsezonowych sondach drużynę z Sosnowca postrzegano bardziej w charakterze "czarnego konia" i jednego z kandydatów do baraży. Bo takimi nabytkami jak Joel Valencia (w Piaście najlepszy piłkarz Ekstraklasy), Hubert Matynia (powoływany przez Jerzego Brzęczka do reprezentacji Polski), Kamil Biliński (ex król strzelców Fortuna 1 Ligi) czy Juan Camara (niegdyś Jagiellonia) czy Oleksiy Bykov (były reprezentant ukraińskiej młodzieżówki) nie mógł się pochwalić żaden z klubów zaplecza. Do tego oddany do użytku nowoczesny stadion, na którym swe mecze w Europie rozgrywa Raków Częstochowa. To wszystko wreszcie musiało się zazębić. Ale jeszcze się nie zazębia.
Derbin przejmując drużynę zaczął od remisu i dwóch zwycięstw. Ostatnie dwie wygrane z rzędu tego klubu? To nie miało miejsca w ostatnich dwóch latach. Potem przyszły kontuzje, a wraz z nimi gorsze wyniki. Normalne. Ostatni tydzień to trudy rywalizacji z ówczesnym wiceliderem z Tychów, dogrywka w Pucharze Polski z Górnikiem Zabrze, w końcu remis z Wisłą w Krakowie. Potężna dawka wymagań. Dziś sytuacja w tabeli jest trudna – przedostatnia lokata – ale spokojnie. Jak się coś wcześniej zaniedba, trzeba czasu, by to odbudować. To tak jak z murawą na stadionie. Jeżeli coś poszło nie tak na początku, potem trzeba się w tym "grzebać".
Dziś Zagłębie potrzebuje przede wszystkim spokoju. Stabilizacji. Wdrożenia planu i jego realizowania. Każdy nowy trener to inna koncepcja, inni ludzie, inny proces. To wszystko wymaga czasu. Jak ta roślinka, którą kiedyś na konferencję prasową w Cracovii w doniczce przyniósł Michał Probierz.
Derbin nigdy nie miał żalu do klubu, że kilka lat temu się z nim pożegnał. Zebrał różne doświadczenia, z Bełchatowem walczył najpierw o utrzymanie, by rok później do 1 Ligi awansować. Z Tychami grał w barażach o Ekstraklasę. W Polsacie Sport był zawsze pełen pasji i przygotowany do nowych zadań. Dziś też jest. Ma bagaż nowej wiedzy i świadomości, co i jak trzeba naprawiać. Zagłębie może w tym w sezonie znów walczyć będzie o utrzymanie, ale za kilkanaście miesięcy, kto wie? Potrzebuje tylko cierpliwości. A ona jest ponoć siostrą mądrości. Dobrze by było, by w klubie znów odtworzyła się rodzina, która dobrze wychodzi nie tylko na zdjęciach.