Marek Magiera: Liga Mistrzyń, czyli nie ma mowy o niespodziankach
Sukcesy reprezentacji Polski siatkarek powinny nakręcać koniunkturę i zainteresowanie dyscypliną. Zobaczymy, jak na dystansie całego sezonu będzie to wyglądało w Tauron Lidze. Na pewno w tej kwestii bardzo mogą pomóc drużyny, które będą nas reprezentowały w rozgrywkach europejskich pucharów. W tym tygodniu startuje Liga Mistrzyń z udziałem trzech polskich klubów.
Panowie w tych rozgrywkach ostatnio dość mocno nas rozpieścili. Po pandemicznej przerwie w trzech kolejnych edycjach triumfowali siatkarze Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Za każdym razem robili to w Superfinale w spektakularny sposób, a w poprzednim sezonie pokonali drugi z polskich zespołów, który dotarł do finału – Klub Sportowy Jastrzębski Węgiel. Wcześniej polskie kluby dość regularnie meldowały się w finałowych rozgrywkach, które rozgrywane były na zasadach Final Four, ale wygranie rywalizacji w tej formule żadnej z polskich drużyn – a grały w tych finałach Skra Bełchatów, Jastrzębie i Resovia Rzeszów – się nie udało.
ZOBACZ TAKŻE: Rewanż za Superpuchar! Siatkarze Perugii przegrali w hitowym starciu
Kobiece drużyny na tle męskich wyglądają słabiutko. Nie licząc pojedynczych sukcesów polskich klubów w latach 60-tych, czy 70-tych – drugie i trzecie miejsca AZS AWF Warszawa, czy Startu Łódź – trzeba jednak pamiętać, że siatkówka była kompletnie inną dyscypliną niż dzisiaj. Nieco ponad dwadzieścia lat temu do Final Four awansowała Nafta Gaz Piła, ale zajęła czwarte miejsce, podobnie jak Chemik Police, który był gospodarzem F4 w Szczecinie w 2015 roku.
Patrząc na tegoroczne zmagania w naszej lidze i skład Chemika można żałować, że tej drużyny w Lidze Mistrzyń akurat w tym sezonie zabraknie, choć komentatorka Polsatu Sport Joanna Kaczor-Bednarska ma nieco inne zdanie.
– Chemik wystartował w naszej lidze bardzo dobrze, ale nie wiadomo jak ten zespół poradziłby sobie z tuzami europejskiej klubowej siatkówki – mówi nasza ekspertka. – Generalnie problemem naszych klubów jest wciąż skala możliwości finansowych na tle drużyn tureckich i włoskich, które są poza naszym zasięgiem. Jedno jest pewne. Gra w Lidze Mistrzyń, czy w ogóle w europejskich pucharach, to świetne doświadczenie dla każdej zawodniczki w perspektywie jej indywidualnego rozwoju, a o to też przecież w tej zabawie chodzi.
Polskie kluby nie są faworytami do odegrania kluczowych ról w rozgrywkach, ale na pewno będziemy od nich oczekiwać solidnego grania, kto wie – może uda się sprawić jakąś pojedynczą niespodziankę, na pewno frajdę będą mieć kibice w Rzeszowie i w Łodzi, których odwiedzą dwie nasze reprezentantki występujące w klubach aspirujących do wygrania Champions League – Joanna Wołosz z Imoco Volley Conegliano i Magdalena Stysiak z Fenerbachce Stambuł. Wołosz ze swoim włoskim klubem zwyciężyła już w Lidze Mistrzyń, wcześniej po Puchar Europy sięgnęły trzy inne Polki – Dorota Świeniewicz, Małgorzata Glinka i Katarzyna Gujska.
Conegliano przyjedzie do Rzeszowa na spotkanie z PGE Rysicami, które mierzyć się będą także z Asterix Beveren i MTV Stuttgart. Fenerbahce będzie rywalem Grota Budowlanych Łódź podobnie jak Calcit Kamnik i SC Potsdam. ŁKS Commercecon Łódź z kolei powalczy w grupie z Albą Blaj, Prometey Dnipro i Vollero le Cannet.
– Patrząc na potencjał poszczególnych drużyn wydaje się, że z polskich zespołów najwięcej szans w pierwszej fazie rywalizacji ma ŁKS, ale pamiętajmy, że wiele klubów buduje swoje drużyny z myślą tylko i wyłącznie o europejskich pucharach, bo u siebie w ligach nie mają praktycznie przeciwników. I na to też trzeba uważać, bo często nie grają tam zawodniczki z pierwszych stron gazet, ale solidne siatkarki, które potrafią dać dużo sportowej jakości – mówi Kaczor-Bednarska.
I o tym będziemy mieli okazję przekonać się już w tym tygodniu.
Przejdź na Polsatsport.pl