To może zgubić Michała Probierza. Nawet Lewandowski nie pomoże?
Po wygranej nad Wyspami Owczymi, gdy Czesi zgubili punkty w Albanii, selekcjoner Michał Probierz awans na Euro 2024 miał niczym podany na tacy. Remis z Mołdawią wszystko skomplikował i teraz może mu nie pomóc nawet powrót Roberta Lewandowskiego. Tym bardziej, że zamiast przebudować w twierdzę nie do zdobycia Stadionu Narodowego, trener Probierz majstruje przy innej budowie – oblężonej twierdzy.
Gdyby Arkadiusz Milik miał czeski paszport, bez wątpienia nie tylko w kadrze na mecz z Polską, ale też pewnie z wyjściowego składu wygryzłby Tomasza Cvancarę, pod nieobecność kontuzjowanego Patrika Schicka. My jednak z niego całkowicie rezygnujemy na własne życzenie. Podobnie jak z borykającego się z brakiem minut gry w klubie Jakuba Kamińskiego, który ma w przyszłości przejąć pałeczkę pierwszego skrzydłowego Rzeczpospolitej.
ZOBACZ TAKŻE: Dyrektor sportowy Barcelony dobitnie o Lewandowskim. Nie zostawia wątpliwości
Nie twierdzę, że Milik i Kamiński byliby dziś pewniakami do wyjściowej „jedenastki”, ale z pewnością zwiększyliby rywalizację o ten skład, pozytywnie wpłynęli na kolegów, którzy zagrają, dali alternatywę na ławce.
Szalenie ważny jest także inny aspekt. Michał Probierz jest wciąż nowym selekcjonerem, który – podobnie jak większość jego kolegów po fachu – wiecznie będzie utyskiwał na brak czasu i jednostek treningowych. Akurat na listopadowym zgrupowaniu może trochę potrenować, gdyż pierwszy mecz gramy w piątek, a nie w czwartek. Budowa dynamiki tworzącej się nowej grupy, która ma na lata ciągnąć ten wózek, ćwiczenie stałych fragmentów, które nie są naszym atutem – to wszystko mogłoby udziałem także Kamińskiego i Milika, który jest w kwiecie piłkarskiego wieku i z racji na doświadczenie, klasę, umiejętności może przejąć pałeczkę po Robercie Lewandowski, gdy ten powie „pas”.
Jeśli trafimy do barażów, mecz z Czechami jest próbą generalną
Tej straconej szansy nikt i nic już nie wróci. Tymczasem są tylko dwa wyjścia. Ewentualna wygrana nad Czechami może nam dać awans, o ile nasi południowi sąsiedzi potkną się w Ołomuńcu na Mołdawii. O wiele bardziej prawdopodobne jest wyjście drugie, skazujące nas na marcowe baraże. Przy nim starcie z Czechami będzie ostatnim poważnym sprawdzianem przed nimi. We wtorek, 21 listopada, zagramy wprawdzie towarzysko z Łotwą, ale w tym meczu nie będzie takiego bagażu emocji, jak w starciu o wysoką stawkę, pomijając fakt, że w barażach czekać nas będą silniejsi rywale.
Selekcjoner Probierz czuje się atakowany
Michał Probierz, zamiast budować w kadrze Kamińskiego i Milika, którego przecież tak gorliwie bronił miesiąc temu, zaczyna budować oblężoną twierdzę. Oto jej elementy konstrukcyjne, z poniedziałkowej konferencji:
„U nas zawsze najlepszym zawodnikiem jest ten, który nie został powołany. Do tego dochodzi rzucanie nazwisk z kapelusza. Wszyscy mówią, że powinno się powołać Michalskiego, bo strzelił ładną bramkę.”
"Rola selekcjonera jest bardzo ciężka, jeżeli z boku ciągle się słyszy, że robi się wszystko źle”.
„To nie jest tylko moje decyzje, tylko całego sztabu”.
„Gdy powołałem Wdowika, to wszyscy pukali się w czoło i pytali, co ja robię.”
„Nie jestem cudotwórcą. Przez siedem tygodni nie zrobię cudów, a przychodziłem nie dlatego, że wszystko było dobrze.”
„Mogę patrzeć w lustro i mogę wygrać te eliminacje. Wielu mówi, że one zostały teraz przegrane, a to nieprawda.”
„Nie zgadzam się z opiniami ekspertów. Z Mołdawią zagraliśmy dobry mecz, tylko zabrakło bramki.”
„Jak podobnie do mnie w szatni przemawiał Arteta, to komentowano, że się zna. Gdy takie przemowy stosował Guardiola, to mówiono, że są rewelacyjne, ale gdy zastosował to Probierz, to ‘wróciliśmy do archaicznych czasów’. Jak to robił selekcjoner Arabii Saudyjskiej, to prawie wszyscy go zatrudniali w Polsce”.
Wróćmy na moment do zdania: „U nas zawsze najlepszym zawodnikiem jest ten, który nie został powołany”. Nie przypominam sobie jakiejkolwiek polemiki, gdy w październiku zrezygnował pan z Jana Bednarka. Każdy przyjął to ze zrozumieniem.
Plaga dziwnych kontuzji przed zgrupowaniem kadry
Teraz jednak rezygnujemy z piłkarzy ofensywnych, a szczególnie na skrzydłach mamy olbrzymie kłopoty.
Kolejny problem dotyczy nie tylko Probierza, bo już za czasów Fernando Santosa dało się go zaobserwować – plaga kontuzji kadrowiczów. Gdy we wrześniu Lewandowski zarzucił kłamstwo ws. afery premiowej Łukaszowi Skorupskiemu, ten zgłosił kontuzję i nie przyjechał na zgrupowanie, choć w Serie A wszystkie mecze gra od dechy do dechy.
"Bartek Drągowski ma uraz. To też wiedziałem, że zmaga się z urazem" – tłumaczył w poniedziałek Michał Probierz. Sęk w tym, że powołania, bez Drągowskiego, ogłosił w czwartek, a trzy dni później, w niedzielę, nasz bramkarz rozegrał cały mecz ligowy w barwach Spezii, przeciw Ternanie.
Wielu dziwi też kontuzja barku Matty’ego Casha, który w niedzielę rozegrał pełne 90 minut w Aston Villi, w starciu z Fulham i nie było widać oznak żadnego urazu. Klubowy lekarz skontaktował się jednak z doktorem reprezentacji Jackiem Jaroszewskim, zgłaszając kontuzję Casha. Oczywiście, nie można wykluczyć, że do niej jednak doszło.
Ogólnie jednak, jak bumerang, wraca temat traktowania gry w reprezentacji Polski. To chyba nie powinna być tylko okazja do wypromowania się do lepszego klubu, silniejszej ligi, tylko coś więcej. O niebo więcej. Coś, co nie przemija i łączy nas wszystkich o Tatr po Bałtyk – wspólnota narodowa.
Z Brzęczkiem i Michniewiczem media obchodziły się znacznie ostrzej
Michał Probierz będzie miał łatwiejszy los w reprezentacji, gdy obiektywnie zacznie oceniać fakty. I zauważy, że na razie media obchodzą się z nim niczym z jajkiem. Nie otrzymał takiej salwy na starcie jak choćby Czesław Michniewicz, o długoletnią znajomość z „Fryzjerem”, a później o styl gry i kłótnie o premię. Probierz nie dostał też batów krytyki, jakie regularnie przyjmował Jerzy Brzęczek, za kadencji którego ekspertom nie podobała się defensywna taktyka, choć ta torowała nam drogę do celu – finały Euro 2020.
" Gdyby to Jurek Brzęczek zremisował tak ważny mecz jak z Mołdawią, to mielibyśmy drugiego ukrzyżowanego po Chrystusie" – pół żartem, pół serio zauważył Zbigniew Boniek.
Przejdź na Polsatsport.pl