Urugwaj znów wielki, bezradny Lionel Messi dusił rywala w Buenos Aires
Mistrzowie świata Argentyńczycy przegrali swój pierwszy mecz po mundialu. Leo Messi i spółka (grali w galowym składzie) ulegli na słynnej La Bombonerze Urugwajowi 0:2. Symbolem starcia odwiecznych lokalnych rywali będzie obraz Messiego, który chwyta za szyję (dusi) Mathiasa Oliverę.
- Wolę nie mówić co myślę, ale ci młodzi ludzie powinni się uczyć od starszych. Ten klasyk zawsze miał swoja temperaturę, ale zawodnicy odnosili się do siebie z szacunkiem - grzmiał najlepszy piłkarz świata, który mimo nieskuteczności Argentyny, znów grał świetnie.
Nazywany jego ochroniarzem na boisku Rodrigo de Paul bagatelizował temat. - Przegraliśmy drugi raz na w pięćdziesięciu ostatnich spotkaniach. To jest futbol, czasem trzeba przegrać - mówił.
ZOBACZ TAKŻE: Lionel Messi czy Diego Maradona? Papież Franciszek wskazał kogoś innego
Wydarzeniem był fakt, że Argentyńczyków pokonał jeden z twórców potęgi "Albicelestes", czyli Argentyńczyk Marcelo Bielsa. Dla niego nie był to kolejny mecz, ale powrót do ojczyzny i zmierzenie się z barwami, o które tak bardzo walczył. "El Loco" na stadionie w Buenos Aires został przywitany gromkimi brawami, a przed odegraniem hymnów serdecznie wyściskał swoich byłych zawodników Lionela Scaloniego (selekcjoner Argentyny) i Pablo Aimara (asystent).
- Jesteście najlepsi, cieszę się, że tak wam się udaje, jestem z was dumny - mówił do swoich rodaków, co od razu wychwyciły mikrofony podczas transmisji.
- Wszyscy jesteśmy naznaczeni jego ręką, to zaszczyt w ogóle z nim przebywać, ale mierzyć się z drużyną prowadzoną przez niego to nie jest przyjemność - odwzajemnił się po meczu Scaloni.
Bielsa w momencie, kiedy Roland Araujo i Darwin Nunez strzelali gole i szaleli ze szczęścia, siedział jak posąg na ławce, nawet się nie uśmiechnął i wpatrywał się w jakiś nieokreślony punkt na ziemi. Nie ma wątpliwości, że nieokazywanie emocji, było wyrazem szacunku do ojczyzny i ludzi, którzy okazywali mu przez cały wieczór tyle wyrazów sympatii.
- Argentyna jest niezapomnianym mistrzem świata. Pokonanie ich nie odbiera im niczego co zrobili, oceny po jednym meczu zawsze są przesadzone - powiedział skromnie Bielsa.
Sęk w tym, że to nie jest jedyny udany mecz Urugwaju pod jego wodzą. Miesiąc wcześniej "Charrua" pokonali Brazylię również 2:0. Zwycięstwo na terenie mistrzów świata było konsekwencją tego poprzedniego. Pierwsi w historii triumfatorzy mundialu (1930 rok) bardzo mocno pod wodzą 65-letniego Bielsy rozwijają się. Po pięciu meczach są na drugim miejscu w grupie eliminacji w strefie Ameryki Południowej (za Argentyną).
Po zejściu ze sceny takich gwiazd jak Diego Forlan, Diego Godin, Edinson Cavani (Luis Suarez jest powoływany, ale z Argentyną nie zagrał ani minuty), błyskawicznie wchodzi nowe złote pokolenie z takimi już gwiazdami jak Nunez (Liverpool, 24 lata), Araujo (Barcelona 24 lata), Olivera (Napoli, 26 lat), Fede Valverde (Real Madryt, 25 lat), Manuel Ugarte (PSG, 22 lata), Rodrigo Bentancur (Tottenham, 26 lat), Diego de la Cruz (River Plate, 26 lat) Facundo Pellistri (Manchester United, 21 lat).
W wyjściowej jedenastce na Argentynę tylko bramkarz Sergio Rochet miał więcej niż 26 lat. Łatwo sobie wyobrazić, że w 2026 roku, kiedy mundial będzie odbywał się w USA, Kanadzie i Meksyku większość wybrańców Bielsy będzie w najlepszym piłkarskim wieku, aby zawalczyć o coś wielkiego.
Dla nieco ponad trzymilionowego kraju nie byłaby to jakaś wyjątkowa nowość. Urugwaj to przecież dwukrotni mistrzowie świata, trzykrotni półfinaliści (ostatnio w 2010 roku) i aż 15-krotni zdobywcy Copa America.
Nawet w trakcie meczu na Bombonerze, widać było, że szalone motto Bielsy: "różnica miedzy zwycięstwem, a porażką jest dokładnie taka, jak miedzy życiem, a śmiercią", trafiło na bardzo podatny grunt.
W nocy z wtorku na środę Urugwaj zagra z Boliwią, a Argentyna na Maracanie z Brazylią.
Przejdź na Polsatsport.pl