Ta statystyka to wstyd i kompromitacja Polaków. Jerzy Brzęczek najlepszy ze wszystkich
Reprezentacja Polski po remisie z Czechami 1:1 straciła szansę na bezpośredni awans do przyszłorocznych Euro 2024. Wymowne jest, że Biało-Czerwoni osiągnęli w grupie gorszy bilans dwumeczów od każdego rywala poza półamatorskimi Wyspami Owczymi! Do tego zdobyli zaledwie 11 punktów w ośmiu meczach, co jest najgorszym wynikiem naszego zespołu w historii eliminacji Euro od dekad. Pod tym względem najlepiej wypadają statystyki Jerzego Brzęczka.
Jeśli chodzi o bilans dwumeczów gorsi od nas są tylko Farerzy, a to dlatego, że naszym piłkarzom udało się z nimi dwukrotnie wygrać. Gorzej było w pozostałych konfrontacjach. Gdyby o losach awansu decydowały dwumecze z Albanią, Czechami lub Mołdawią, Polacy za każdym razem musieliby pogodzić się z odpadnięciem.
Albańczyków udało się pokonać u siebie 1:0, aby przegrać na ich terenie 0:2. Z Mołdawią nasi piłkarze skompromitowali się w Kiszyniowie, przegrywając 2:3. U siebie było niewiele lepiej, bo równie wstydliwy remis 1:1. No i Czechy, z którymi przegraliśmy na inaugurację eliminacji Euro w Pradze 1:3, aby w miniony piątek zremisować 1:1. W sumie Polakom "udało się" wywalczyć raptem 11 punktów. Tak źle nie było od... eliminacji Euro 1996! Wówczas Biało-Czerwoni w dziesięciu meczach zdobyli 13 "oczek", a więc mieli nieznacznie gorszą średnią niż teraz.
Dla porównania - w el. Euro 2000 nasza reprezentacja uzbierała także 13 punktów, ale w ośmiu meczach, mając za rywali m.in. Szwecję i Anglię. To właśnie tych dwóch zespołów Biało-Czerwoni musieli uznać wyższość.
ZOBACZ TAKŻE: Były selekcjoner bez ogródek. "Trzeba ostro wziąć się do roboty"
Co ciekawe, identyczny bilans 13 punktów w ośmiu meczach Polacy zapisali w ramach eliminacji Euro 2004. Znowu naszymi rywalami była Szwecja, która zajęła pierwsze miejsce. Biało-Czerwonych sensacyjnie wyprzedziła jeszcze Łotwa. Porażka z nią w Warszawie 0:1 długo była jedną z najbardziej wstydliwych w dziejach naszej reprezentacji - aż do tegorocznej postawy kadrowiczów i klęski w Kiszyniowie z Mołdawią.
Przełom nastąpił w eliminacjach Euro 2008. Polacy dowodzeni przez Leo Beenhakkera w 14 meczach zdobyli aż 28 punktów i uzyskali historyczny awans z pierwszego miejsca, wyprzedzając Portugalię.
Cztery lata później Biało-Czerwoni nie musieli grać w eliminacjach, ponieważ razem z Ukrainą współorganizowali Euro 2012.
Z rozrzewnieniem należy z kolei wspominać eliminacje do kolejnego Euro w 2016 roku. Wówczas podopieczni Adama Nawałki pokonali m.in. Niemców i z drugiego miejsca (21 punktów w 10 meczach) uzyskali bezpośredni awans na turniej, na którym otarli się o półfinał, przegrywając dopiero po rzutach karnych z Portugalią. Rywali dowodził wówczas Fernando Santos - ten sam, który zapisze się niechlubnie na kartach naszej historii kilka lat później.
I wreszcie eliminacje Euro 2020. W nich Polacy spisali się jak na faworytów przystało - w dziesięciu meczach zdobyli 25 punktów, ośmiokrotnie wygrywając i tylko raz remisując oraz przegrywając. Nasi piłkarze dwukrotnie pokonali Łotwę, Izrael, Macedonię Północną oraz wygrali i zremisowali z Austrią oraz wygrali i przegrali ze Słowenią. Podopieczni Jerzego Brzęczka w pewnym stylu zapewnili sobie promocję na turniej finałowy, ale z wychowankiem Olimpii Truskolasy postanowiono rozstać się jeszcze przed jego rozpoczęciem. A warto zaznaczyć, że to właśnie za jego kadencji Polacy osiągnęli najwyższy współczynnik punktowy w stosunku do liczby rozegranych meczów w w historii eliminacji Euro.
Brak bezpośredniego awansu na przyszłoroczne Euro 2024 jest o tyle bardziej wstydliwe, że na turniej finałowy kwalifikuje się poprzez eliminacje aż 20 zespołów z 24, które wezmą udział. Do tego grona dołączy gospodarz imprezy - Niemcy oraz trzy ekipy z baraży. To właśnie w nich Polacy mogą upatrywać ostatniej deski ratunku, aby uniknąć całkowitej kompromitacji.
Przejdź na Polsatsport.pl