Iga Świątek przetrwała koszmar. Wojciech Fibak komentuje. "Przejeżdża jak traktor"
Miniony sezon był imponujący w wykonaniu Igi Świątek nie tylko z uwagi na pobitą liczbę zwycięstw, z 67 w sezonie 2022, do 68, ale też dzięki przetrwaniu koszmaru pierwszych miesięcy, w których nasza tenisistka trzykrotnie uległa Elenie Rybakinie. - Iga taka jest! Może to brzmi twardo, męsko i brutalnie, ale walka do końca, bez litości dla rywalek, jest też kolejnym plusem i częścią fenomenu Igi – powiedział Polsatowi Sport nasz legendarny tenisista Wojciech Fibak.
Michał Białoński, Polsat Sport: Miniony sezon był rekordowy dla Igi Świątek pod wieloma względami. Pobiła w nim rekord 68 zwycięstw. W pierwszym półroczu Iga musiała przeżyć kazachski koszmar, jakim były trzy porażki z rzędu z Rybakiną: 22 stycznia 4-6, 4-6 w 1/8 finału Australian Open, 18 marca 2-6, 2-6 w Indian Wells i 17 maja w Rzymie, gdy Iga skreczowała w trzecim secie, przy stanie 6-2, 6-7, 2-2. Dlaczego Rybakina jawi się takim koszmarem dla Igi?
Wojciech Fibak: Wie pan, ona była koszmarem. Rybakina ma swoje problemy, zdrowotne i nie tylko. Nie ma aż takiej dyscypliny i motywacji, jakie prezentuje Iga w stosunku do tej swojej ukochanej dyscypliny sportu.
Jakie problemy, oprócz zdrowotnych, ma pan na myśli u Rybakiny?
Ona pokazuje różne słabości w nastawieniu, przygotowaniu. Dlatego ona była tym koszmarem dla Igi, ale już nie jest. Gdyby miały się dzisiaj zmierzyć, to dla mnie Iga byłaby faworytką w starciu z Rybakiną. Co nie zmienia faktu, że gdy wszystko wróci u Kazaszki do pełnej normalności, z jej repertuarem mocnych, płasko bitych, szybkich uderzeń, zarówno z bekhendu, jak i z forhendu, zarówno z returnu i z serwisu, to rywalizacja z nią znowu będzie zacięta. Dzięki takiej grze Rybakina nie pozwala się Idze rozwinąć, ucina wymiany uderzeń, gra staje się rwana, szarpana. Tymi mocnymi uderzeniami pokonuje Igę. Gdyby Jelena wróciła do formy z początku roku, to nadal będzie groźna, ale na razie boryka się z różnymi problemami.
Wojciech Fibak o triumfie Igi Świątek nad Muchovą, podczas Rolanda Garrosa
Jednym z największych sukcesów Igi w tym roku był wygrany 10 czerwca finał Rolanda Garrosa z Karoliną Muchovą, która w półfinale, po długim i wspaniałym boju, pokonała Arynę Sabalenkę. Czeszka okazała się być czarnym koniem turnieju pełnego niespodzianek. Do Paryża przyjechała jako 42. rakieta świata.
Podejrzewam, że Iga pokonałaby w finale również Sabalenkę, ale faktycznie, Roland Garros dobrze się ułożył dla naszej tenisistki. Z tego względu, że Sabalenka nie wykorzystała olbrzymiej przewagi nad Muchovą w trzecim, decydującym secie półfinału, Iga Świątek mogła zakończyć sezon jako jedynka światowego rankingu. Poza tym, niewątpliwie finał z Sabalenką dla naszej tenisistki byłby trudniejszy pod względem mentalnym. Zarówno Sabalenka, jak i Iga były gotowe na zwycięstwo w Paryżu, natomiast zupełnie nie była na nie przygotowana Muchova, która zachwyca pięknymi, technicznymi zagraniami. Techniką uderzeń, taktyką przypomina wręcz moje czasy, męski tenis. Jej styl gry jest piękny, ale w finale to nie wystarczyło. To był wielki triumf Igi. Byłem do końca w Paryżu i obserwowałem mecze z trybuny dla graczy na korcie centralnym i byłem dumny, że Iga zwyciężyła w kolejnym turnieju wielkoszlemowym.
Wojciech Fibak o porażce Igi Świątek z Eliną Svitoliną na Wimbledonie
Był pan bardzo zaskoczony porażką, do jakiej doszło 11 lipca, w ćwierćfinale Wimbledonu ze Eliną Svitoliną? Można było odnieść wrażenie, że Ukrainka miała więcej determinacji, poza tym grała z mniejszą presją, to nie ona była faworytką tego meczu.
Po meczu 1/8 finału z Belindą Bencic, gdy Iga powróciła do walki o zwycięstwo, będąc w beznadziejnej sytuacji i w końcu pokonała szwajcarską Słowaczkę, to wydawało mi się, że ze Svitoliną, a później, w ewentualnym półfinale z Vondrousovą, Iga przełamie wimbledoński kompleks. Dzięki brawurze, odwadze, jakie pokazała w starciu z Bencic. Wydawało się, że najgorsze jest już za Igą, że oswoiła się z trawą i dotrze do finału, gdzie miała się spotkać z kimś z trójki: Jabeur, Sabalenką czy Rybakiną, bo dopiero później okazało się, że Jabeur pokonała i Rybakinę, i Sabalenkę, by ulec dopiero w finale leworęcznej Vondrousovej. Faktycznie, wydawało się, że droga do finału stoi otworem przed Igą, tym bardziej, że dla Svitoliny ćwierćfinał z Polką jawił się być sufitem, granicą możliwości, która spowoduje, że Ukrainka będzie zadowolona z siebie jako młoda matka, ta, która dopiero powraca do gry po przerwie macierzyńskiej. Tymczasem determinacja i tym razem jej odwaga wręcz nawet sparaliżowały trochę naszą bohaterkę. I niestety, tak jak wcześniej Bencic, tak i Svitolina potrafiła ukazać słabości techniczne Igi na nawierzchni trawiastej. Ten mecz okazał się być bardzo trudnym. Specyfika trawy jest silniejsza niż nawet reguły, zasady powrotu do gry po przerwie, macierzyństwa, czy wieku. Cała ta logika, mówiąca, że Iga na Wimbledonie dotrze daleko, niestety się nie sprawdziła. Mecz zdominowała logika nawierzchni trawiastej, która się rządzi własnymi prawami, a one są silniejsze od innych argumentów.
Iga Świątek gra bez skrupułów. Wojciech Fibak ocenia
Trafnie i pięknie pan to ujął. Zgodzi się pan z tezą, że mecz ze Svitoliną był pułapką dla Igi od strony mentalnej? Wiadomo, z jaką sympatią nasza tenisistka podchodzi do Ukrainy, jak wielką pomoc jej niesie w okresie wojny, za co zresztą często wdzięczność jej wyraża Elina. Być może przez to Polce trudniej było wyzwolić z siebie złość sportową, jaką wykazuje choćby w starciach z Aryną Sabalenką?
Zadał pan bardzo ciekawe pytanie, poruszając niuanse i głębię tenisa. Proszę mi wierzyć, że Iga nie ma żadnego problemu z wyzwalaniem złości sportowej. Nie wykazuje nawet cienia najmniejszego wahania, litości, współczucia, czy jakiegokolwiek odpuszczenia. Widać to po wynikach: gdy Iga prowadzi 5-0 i coś jej się nie uda, to reaguje podobnie, jak przy stanie po cztery, 30:30. Pod tym względem Iga jest też fenomenem, że tak walczy i odrzuca wszystkie inne czynniki. Dla niej liczy się tylko zdobycie kolejnego punktu, wygranie kolejnego gema i seta, kolejnego meczu. Ona daje z siebie wszystko. Jest jak kosmiczny traktor, który przejeżdża po rywalkach. Pod względem mentalnym nie ma żadnej słabości, ulgi, politowania, ani przyjaźni. Wchodzi na kort i liczy się dla niej tylko zwycięstwo. Argumenty pozakortowe, ludzkie, jakie pan poruszył w pytaniu, przestają się liczyć. Gdybym ja prowadził z bliższym czy dalszym kolegą 6:2, 5:0, to na pewno bym już go nie dobijał, tylko bym się uśmiechnął, zagrał sztuczkę pod publikę. U Igi w ogóle coś takiego nie istnieje. I bardzo dobrze! Dlatego osiągnęła wiele więcej niż ja.
Ów brak sentymentów Iga pokazała 4 października, pokonując w Pekinie Magdę Linette niczym traktor, który pan wspomniał 6:1, 6:1.
Widzi pan, nawet zapomniałem o tym meczu. Nie musiałem zresztą szukać przykładów i kolejnych argumentów, bo ja wiem, że Iga taka jest! Może to brzmi twardo, męsko i brutalnie, ale ta jej cecha jest też kolejnym plusem i częścią fenomenu Igi. I to ważną częścią.
Wojciech Fibak: Dlatego Iga przegrała z Ostapenko podczas US Open
Do porażek w Wimbledonie Iga się pewnie bardziej przyzwyczaiła niż do tych na innych nawierzchniach, ale z pewnością bolesną musiała być dla niej ta z 3 września, podczas 1/8 finału US Open, z Ostapenką, gdzie Świątek występowała w roli obrończyni trofeum. Jak pan wspomina tę porażkę?
Ostapenko należy do tych tenisistek, które grają w stylu i taktyką, strategią najmniej przyjemną dla Igi. Nawet bardziej niewygodną niż tenis Rybakiny i Sabalenki, dlatego, że Ostapenko i być może jeszcze Danielle Collins, gdy jest w formie, ale szczególnie Ostapenko ryzykuje returnem i przerywa wymiany, rwie rytm gry od samego początku, czyli od serwisu Igi. To powoduje dyskomfort dla Igi, bo ona wówczas tylko patrzy na piłki przelatujące z olbrzymią prędkością po returnach, często wykorzystujące mocny serwis Świątek. Iga może się tylko oglądać, czy Ostapenko trafiła blisko linii z dobrej strony, czy ze złej. Kiedy piłki trafiają w aut, to Iga może się cieszyć: „Jaki szalony tenis gra Ostapenko”. Natomiast kiedy Łotyszka zaczyna trafiać w kort, to zaczynają się niestety schody. Iga traci rytm gry, a z nim harmonię, stabilność i równowagę. Nie dochodzi do wymian. Aż dziwne, że inne tenisistki nie są w stanie tak grać! Próbowała tak grać Naomi Osaka, jej początek właśnie taki był, ale po dwóch-trzech gemach popełniała tyle błędów, że się wycofała z tej strategii, choć i to nie pomogło, bo poległa równie szybko. Nawet jeśli coach zasugeruje taką strategię, okazuje się, że w tenisie kobiet jest bardzo mało tenisistek, które potrafią tak grać. Ale również w tenisie męskim nikt nie lubi takiej gry. Ja też nie lubiłem, gdy ktoś stanowczo, agresywnie i stanowczo atakował mój serwis. Tego nikt nie lubi! Nawet najwięksi na świecie tenisiści i tenisistki. Nie lubili i nie lubią. Ale rzadko kto stosuje taką taktykę.
Dlaczego?
Raz, mało kto potrafi zagrywać w taki sposób, a dwa – jest to bardzo ryzykowne. I na dodatek peszy, bo kiedy się nie trafia, to człowiek mówi sobie: „Dobrze, poodbijam i może później spróbuję zaatakować”. Ale później się nie udaje, bo ci najlepsi, tak jak Iga, wchodzą w rytm wymiany. Ostapenko ma taki element swojej psychiki, że – jak wiemy – jest arogancka i ten styl jej pasuje. Jeżeli ona nawet trzy-cztery razy przestrzeli, to się tym nie przejmuje. Dlatego jest bardzo niewygodną przeciwniczką dla Igi. Podobnie jak Collins, która też użyła tej taktyki i pewnie wygrała z Igą 6:4, 6:1 w półfinale ubiegłorocznego Australian Open.
Ostatnie miesiące sezonu Igi Świątek i tajniki jej gry Wojciech Fibak skomentuje w II części wywiadu już wkrótce.
Przejdź na Polsatsport.pl