Marek Magiera: Historia, która urodziła się na naszych oczach
W niedzielę minęło dokładnie 17 lat od wywalczenia srebrnego medalu mistrzostw świata przez naszych siatkarzy w Japonii. Medalu, który absolutnie zmienił postrzeganie siatkówki w naszym kraju. Z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że gdyby nie Japonia 2006, to nasza męska siatkówka nie byłaby dzisiaj w tym miejscu, w którym jest. A dla nas ludzi związanych z Polsatem Sport było to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii naszej stacji.
W naszym siatkarskim magazynie #7Strefa powspominaliśmy ten wspaniały czas w towarzystwie kapitana srebrnej drużyny z turnieju w Japonii Piotra Gruszki i rozgrywającego Pawła Zagumnego. Obaj panowie nie ukrywali, że kluczowym meczem turnieju był mecz z Rosją wygrany 3:2, który otworzył drogę do strefy medalowej. Później był wygrany półfinał z Bułgarią i przegrany finał z Brazylią.
ZOBACZ TAKŻE: Bartosz Kurek zniknął w trakcie meczu! Niepokojące doniesienia z Japonii
– Oni byli wtedy poza zasięgiem, w każdym elemencie i w każdym calu wyprzedzali nas o ten jeden krok – wspomina Zagumny. – Może gdybyśmy trochę lepiej rozpoczęli ten finał… Ale nie, nic by to nie dało. Oni mieli generację, która opanowała świat, trochę tak jak my teraz - powiedział.
Ten srebrny medal okazał się przełomowym momentem w obecnej historii naszej siatkówki, historii pełnej pięknych wzruszeń i fantastycznych sukcesów. Historii, którą rozpoczęła znakomita drużyna kierowana przez Raula Lozano. I w tym miejscu z pewnością warto po krótce przypomnieć tę wspaniałą historię, która z oczywistych powodów wraca na łamy naszego portalu przy każdej rocznicy tego wydarzenia.
Lozano podpisał kontrakt w styczniu 2005 roku, ale rozmowy na temat objęcia posady selekcjonera rozpoczęły się kilka miesięcy wcześniej, bo na przełomie października i listopada, kilka tygodni po wyborze na prezesa PZPS Mirosława Przedpełskiego. Wcześniej z funkcji trenera zrezygnował Stanisław Gościniak, który wspólnie z Igorem Prielożnym po raz ostatni poprowadził narodową drużynę w przegranym ćwierćfinale igrzysk olimpijskich w Atenach. Związek myślał o przeprowadzeniu konkursu i mniej więcej na takich zasadach odbyła się procedura wyboru nowego trenera reprezentacji.
Co takiego w sobie miał Lozano, a czego nie mieli inni kandydaci? Nie da się na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć, bo stwierdzenie, że miał szczęście - choć prawdziwe - zupełnie niezasłużenie zminimalizowałoby jego zasługi w rozwój polskiej siatkówki i danie jej pozytywnego kopa, który doprowadził nas do wymarzonego medalu imprezy mistrzowskiej, w tym przypadku wspomnianych mistrzostw świata 2006.
Lozano nie tylko miał szczęście, że trafił na wyjątkowo utalentowaną grupę siatkarzy, ale przede wszystkim potrafił wykorzystać jej potencjał. Potrafił wydobyć z nich w procesie treningowym wszystko, co mieli najlepszego do zaprezentowania. Potrafił też bezprzykładnie i bez żadnych skrupułów ukarać wszystkich tych, którzy okazali się niesubordynowani względem niego oraz przede wszystkim drużyny. Ale potrafił też wybaczyć i dać drugą szansę.
Mistrzostwa świata w Japonii, całe moje pokolenie wychowane na złotych juniorach trenera Ireneusza Mazura i naszych początkach w Lidze Światowej, wspomina z ogromnym sentymentem i nie ma tutaj znaczenia fakt, że później dwa razy zostaliśmy mistrzami świata, zdobyliśmy dwa mistrzostwa Europy i wygraliśmy Ligę Światową oraz Ligę Narodów, po drodze zdobywając "worek medali" we wszystkich możliwych kategoriach wiekowych też z mistrzostwami świata na czele.
Tak jak dla pokolenia mojego ojca zawsze najlepszą i niezapomnianą drużyną w historii będzie drużyna naszych wielkich mistrzów z lat 70-tych prowadzona przez Huberta Jerzego Wagnera, tak dla mnie będzie to drużyna mistrzów, choć zajęli drugie miejsce na turnieju, prowadzona przez Lozano.
– Ja to srebro traktuje na równi ze złotem z 2014 roku – mówi Paweł Zagumny, który reprezentował Polskę także na zwycięskim dla nas mundialu.
Kiedyś zastanawiałem się wspólnie z kilkoma siatkarzami srebrnej drużyny z Japonii, co by było, gdyby federacja i prezes Mirosław Przedpełski nie postawili wtedy na Raula Lozano. Wydawało się, że pierwszą opcją wyboru będzie Serb Zoran Gajić, który ostatecznie przejął stery reprezentacji Rosji, którą Polacy w wielkim stylu pokonali w Japonii w drodze do finału. Wtedy też po raz kolejny w sportowym światku okazało się, że najdroższy wcale nie oznacza najlepszy.
Nie wiem, czy wszyscy kibice to pamiętają, ale oprócz Gajića i Lozano był wtedy jeszcze jeden pretendent do objęcia posady selekcjonera siatkarskiej reprezentacji. Tym trenerem był Łotysz Boris Kolczins od wielu lat pracujący wówczas w Rosji, który swoją pracę w Polsce wycenił na 120 tysięcy Euro rocznie. Gajić był o 30 tysięcy Euro droższy. Lozano miał najmniej wygórowane warunki z całej trójki, podobno swoją pracę wycenił wtedy na 100 tysięcy Euro rocznie. Czy tak było w rzeczywistości, tego pewnie się nie dowiemy, no chyba, że prezes Przedpełski zdecyduje się na wydanie jakiejś wspominkowej książki. W każdym razie, co by wtedy nie decydowało o wyborze selekcjonera, ten ostatecznie okazał się strzałem w dziesiątkę.
Na mundialu w Japonii Polacy byli w znakomitej formie. Przez eliminacje grupowe przeszli bez żadnych strat. Tak naprawdę pierwszym poważnym wyzwaniem było starcie z Rosją, które przeszło do historii polskiej siatkówki. To ten mecz miał decydujący wpływ na wywalczenie medalu.
Biało-Czerwoni odwrócili losy rywalizacji w niewiarygodny sposób. Po dwóch gładko przegranych setach stało się coś absolutnie niewyobrażalnego. To był prawdziwy koncert zwieńczony wygraniem tie-breaka. Jest wiele obrazków, które utkwiły kibicom w pamięci, jest też jeden bardzo charakterystyczny, kiedy Łukasz Kadziewicz ściska się z Lozano, a później podnosi go na rękach. Tak, tak. Ten sam Kadziewicz, którego rok wcześniej Lozano wyrzucił z drużyny - razem z Andrzejem Stelmachem i Krzysztofem Ignaczakiem.
Później był wygrany półfinał z Bułgarią i finał z Brazylią przegrany 0:3. Finał, w którym naszym siatkarzom wyraźnie zabrakło sił. Z drugiej strony uczciwie trzeba przyznać, że z tak grającą Brazylią jak wtedy, nikt nie miał szans.
A później była wzruszająca ceremonia zakończenia turnieju, podczas której Polacy wyszli na podium w specjalnie przygotowanych koszulkach z numerem i nazwiskiem tragicznie zmarłego Arkadiusza Gołasia. Jak się okazuje, akcja była zaplanowana na długo przed mistrzostwami świata w Japonii. – Lozano nam to rozpisał na kartce – opowiada Zagumny. – Rok przed mistrzostwami jak już było wiadomo, z kim będziemy grali powiedział tak: "z tymi wygramy, z tymi też, tu nie ma problemu, to wygrywamy, panowie wystarczy wygrać jeden mecz z kimś silnym i jesteśmy w półfinale i gramy o medale".
Skończyło się srebrem, które dało początek zupełnie nowej historii. – Dzisiaj mamy srebro, ale zamienimy je w złoto i długo go nie oddamy – mówił do kamery Polsatu Sport Piotr Gruszka. – To samo powiedziałem podczas powitana kibicom na Placu Zamkowym – wspomina kapitan reprezentacji, który zanotował 450 występów – najwięcej w historii w narodowych barwach. – I wszystko się sprawdziło – dodaje ze śmiechem.
Polacy wracali do kraju w roli bohaterów narodowych. Nie tylko na wspomnianym Placu Zamkowym, ale także na warszawskim lotnisku witały ich nieprzebrane tłumy kibiców, którzy zjechali na Okęcie z całego kraju. Pierwsi fani w hali przylotów zaczęli się pojawiać w okolicach południa. Samolot z Tokio via Monachium wylądował około 19.00.
To, co się wtedy działo w Warszawie jest trudne do opisania...
Z tej okazji warto przypomnieć nazwiska głównych bohaterów tamtego wydarzenia, bo warto podkreślić, że wszyscy pozostali przy siatkówce. Zostali trenerami, działaczami, pozakładali własne akademie…
Paweł Zagumny – prowadzi własną akademię, był prezesem Polskiej Ligi Siatkówki, obecnie jest prezesem Czarnych Radom.
Łukasz Żygadło – jest dyrektorem sportowym Norwida Częstochowa.
Mariusz Wlazły – W ubiegłym sezonie zakończył karierę zawodniczą uznany graczem 20-lecia naszej zawodowej ligi, pracuje i odpowiada za przygotowanie mentalne zawodników w sztabie Trefla Gdańsk.
Grzegorz Szymański – jest komisarzem z ramienia PLS na ligowych spotkaniach.
Sebastian Świderski – jest prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
Piotr Gruszka – jest trenerem, prowadził ligowe zespoły m.in. z Katowic, Rzeszowa i Częstochowy, od tego sezonu jest komentatorem współpracującym z Polsatem Sport.
Michał Winiarski – jest trenerem Aluronu CMC Warty Zawiercie i reprezentacji Niemiec.
Michał Bąkiewicz – z reprezentacją Polski kadetów w roli trenera sięgnął po tytuł mistrzów świata, dzisiaj jest drugim trenerem PGE GiEK Skry Bełchatów.
Łukasz Kadziewicz – prowadzi własną akademię, jest restauratorem, był komentatorem Polsatu Sport, dzisiaj udziela się w mediach, komentując sportowe wydarzenia w Onecie.
Daniel Pliński – jest trenerem PSG Stali Nysa.
Wojciech Grzyb – pracuje na gdańskiej AWF.
Piotr Gacek – jest wiceprezesem i dyrektorem sportowym warszawskiego Projektu.
Przejdź na Polsatsport.pl