Dobra wiadomość od Kamila Semeniuka. "Jestem coraz bliżej"

Siatkówka
Dobra wiadomość od Kamila Semeniuka. "Jestem coraz bliżej"
fot. PAP
Dobra wiadomość od Kamila Semeniuka. "Jestem coraz bliżej"

- Jestem coraz bliżej "Semena" z ZAKSY. Występuję w Perugii drugi rok, wiem, z czym się wiąże gra we Włoszech, a w drużynie czuję się dużo bardziej komfortowo, niż w pierwszym sezonie, wręcz jak u siebie w domu. To przekłada się na moją postawę na parkiecie - mówi w rozmowie z Polsatem Sport Kamil Semeniuk.

W miniony weekend 27-letni przyjmujący włoskiej Perugii zdobył ze swoją drużyną Klubowe Mistrzostwo Świata. Reprezentant Polski świetnie spisał się w rozgrywanym w indyjskim Bengaluru turnieju i potwierdził, że w pierwszym miesiącach sezonu 2023/2024 znajduje się w wysokiej formie.

Zobacz także: Klubowe Mistrzostwa Świata siatkarek 2023: Kiedy mecze? Kto gra?

 

W rozmowie z Polsatem Sport Semeniuk opowiada o wyprawie do Indii, odniesionym tam sukcesie, współpracy z trenerem Angelo Lorenzettim i gwiazdorem Perugii Simone Gianellim oraz o tym, jaki był dla niego kończący się 2023 rok. Mówiąc o swojej aktualnej dyspozycji przekazuje dobrą wiadomość - jest coraz bliżej "Semena" z czasów występów w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle, którym swego czasu zachwycał się cały siatkarski świat.

 

Grzegorz Wojnarowski, Polsat Sport: Twoja drużyna klubowa wygrała tegoroczne Klubowe Mistrzostwa Świata siatkarzy nie tracąc po drodze ani jednego seta. To był sukces, który przyszedł wam stosunkowo łatwo, czy jednak takie stwierdzenie byłoby nadużyciem?

 

Kamil Semeniuk, siatkarz reprezentacji Polski oraz klubu Sir Susa Vim Perugia: Jeśli spojrzeć na same wyniki, wszystkie mecze wygraliśmy 3:0, to można powiedzieć, że turniej nie był dla nas wymagający. Żeby go wygrać musieliśmy jednak rozegrać cztery mecze w cztery dni, a to nigdy nie jest łatwe. Najtrudniejszym spotkaniem był dla nas półfinał z Halkbankiem Ankara, który według mnie był przedwczesnym finałem. W Bengaluru wszystko poszło zgodnie z naszym planem. Jechaliśmy tam jako faworyt i wywiązaliśmy się z tej roli w stu procentach. Jesteśmy zadowoleni, że z podróży do Indii wróciliśmy ze złotymi medalami.

 

Dla ciebie najtrudniejszym spotkaniem było chyba to przeciwko najsłabszemu przeciwnikowi - mistrzowi Indii Ahmedabad Defenders. Na to wskazują twoje statystyki z poszczególnych meczów KMŚ.

 

Sam wciąż wracam myślami do tego meczu. Moje podejście do niego nie było odpowiednie. Jeżeli miałbym okazję zagrać to spotkanie jeszcze raz, na pewno byłoby ono inne i zagrałbym lepiej. Trudno było mi się zmotywować, głową byłem wtedy już przy półfinale z Halkbankiem.

 

Trochę zlekceważyłeś indyjski zespół?

 

Do starcia z każdym rywalem staram się podchodzić z takim samym zaangażowaniem, natomiast w tym wypadku było mi trudno się zmotywować. W dniu tego meczu mocniej popracowałem na siłowni, żeby w trzecim dniu turnieju, w spotkaniu przeciwko zespołowi z Turcji, być w jak najlepszej formie fizycznej. Przeciwko Ahmedabad Defenders brakowało mi świeżości, ale nie zmienia to faktu, że mentalnie byłem gdzieś obok meczu. To nie było właściwe z mojej strony. Zawsze trzeba zachowywać respekt wobec rywala, mieć w sobie mobilizację i pokazywać na boisku pełne zaangażowanie.

 

W półfinale z Halkbankiem i w finale z Itambe/Minas prezentowałeś się już zdecydowanie lepiej.

 

Pod względem fizycznym i mentalnym w obu tych spotkaniach czułem się bardzo dobrze, wręcz wyśmienicie. Praca wykonana w dniu meczu z drużyną z Indii przyniosła efekty w półfinale, a jako że wygraliśmy w trzech setach, energii starczyło mi również na finał.

 

Jak ważne było dla was zwycięstwo w KMŚ? Na filmikach zamieszczonych w mediach społecznościowych Perugii widać, że bardzo was ten sukces ucieszył.

 

Może zwycięstwo nie wymagało od nas jakiegoś ogromnego nakładu sił, ale przemierzyliśmy kawał drogi, żeby w Indiach zagrać i musieliśmy wygrać cztery mecze dzień po dniu, żeby zwyciężyć. Fajnie było po tych kilku dniach wysiłku, spędzonych na zasadzie hotel-hala-hotel, zakończyć turniej ze złotymi medalami na szyjach i móc wspólnie poświętować.

 

Jadąc do Indii mówiłeś, że liczysz na taką atmosferę wokół siatkówki, jaka jest na Filipinach - na wypełnione trybuny i duże zaangażowanie kibiców w doping. To, co zobaczyłeś, spełniło twoje oczekiwania?

 

Kibice dopisali, licznie przychodzili na mecze i świetnie się bawili, mieli fajną komunikację ze spikerem zawodów. Jak na pierwszy raz, wyglądało to fajnie. Organizacyjnie w Bengaluru jest jeszcze dużo do poprawy, ale na Filipinach też nie od początku było super. Myślę, że jak drużyny podzielą się z organizatorami swoimi odczuciami co do turnieju, powiedzą co mogłoby funkcjonować lepiej, zostaną wyciągnięte wnioski i przyszłoroczne Klubowe Mistrzostwa Świata, które też odbędą się w Indiach, będą wyglądać lepiej.

 

Jakie niedociągnięcia najbardziej wam doskwierały?

 

Jeżeli chodzi o hotel nie ma się do czego przyczepić, wszystko było na bardzo wysokim poziomie. Może z jakością i różnorodnością jedzenia mogłoby być trochę lepiej. Na pewno dojazd z hotelu do hali mógłby trwać krócej, bo choć mieliśmy do przejechania tylko pięć kilometrów, podróż zajmowała nam od 40 minut do godziny. My, zawodnicy czulibyśmy się lepiej, gdyby trwała 10-15 minut. Przedmeczowa kawa nie przestałaby wtedy działać (śmiech). 

 

Jakie wrażenie wywarły na tobie Indie? Byłeś tam po raz pierwszy.

 

Bardzo ciekawy kraj, choć Bengaluru wydało mi się trochę chaotyczne i zaniedbane. Z turystycznego punktu widzenia na pewno jest to jednak niezwykle ciekawy kraj.

 

W ostatnim czasie wyglądasz na boisku na bardzo pewnego siebie. W czasie KMŚ świadczyło o tym chociażby ekstrawaganckie zagranie, na jakie zdecydowałeś się w finale - wystawę z wyskoku z drugiej linii do Ołeha Płotnickiego.

 

Jeżeli w czasie meczu poczuję się komfortowo, złapię swój rytm, a moja gra wygląda dobrze, czasem ponosi mnie fantazja i wykonuję takie zagrania. Fajnie, że akcja, o której mówisz, udała się - Olek po tej mojej wystawie zdobył punkt.

 

Czujesz w ostatnich tygodniach, że znów grasz tak dobrze, jak w swoich najlepszych sezonach w barwach ZAKSY Kędzierzyn-Koźle?

 

Jestem coraz bliżej "Semena" z ZAKSY. Występuję w Perugii drugi rok, wiem, z czym się wiąże gra we Włoszech, a w drużynie czuję się dużo bardziej komfortowo, niż w pierwszym sezonie, wręcz jak u siebie w domu. To przekłada się na moją postawę na parkiecie. Mam bardzo duże wsparcie od trenera. Angelo Lorenzetti daje mi pole do popisu. Kiedy próbuję niekonwencjonalnych zagrań, jak wystawa o której wspomniałeś, to nawet jeśli mi nie wychodzą nie ma do mnie pretensji, a wręcz jest zadowolony, że ich próbuję.

 

Trener Lorenzetti ma duży udział w tym, jak się obecnie prezentujesz na boisku?

 

Tak. Zaufanie, jakie u niego mam, jest kluczowe dla mojej postawy. Mam nadzieję, że utrzymam dobrą formę. Początek sezonu mamy fantastyczny, ale pamiętajmy, że poprzedni też zaczęliśmy świetnie, a skończyliśmy źle. Myślę, że każdy z nas odrobił lekcję i tym razem postaramy się, żeby finisz sezonu był zdecydowanie lepszy.

 

Jak scharakteryzowałbyś trenera Lorenzettiego po tych kilku miesiącach współpracy?

 

Jest spokojną osobą, całkowicie skoncentrowaną na swojej roli w zespołu. Cechuje go skrupulatność, wszystko jest u niego dopięte na ostatni guzik. Nie jest to szkoleniowiec, który w czasie meczu zachowuje się w szalony sposób, ale od czasu do czasu udzielają mu się meczowe emocje i cieszy się razem z nami z wygranych ważnych akcji, co jest bardzo fajne. Podoba mi się u niego również to, że kiedy nam nie idzie, nie złości się i nie dodaje nam dodatkowego balastu, tylko mocno nas wspiera.

 

Dogadałeś się już na dobre z Simone Gianellim jeżeli chodzi o tempo wystaw do ciebie?

 

Jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Simone jest specyficznym rozgrywającym. Ma dwa metry wzrostu i bardzo wysoko łapie piłkę po przyjęciu. Jeśli złapie ją na swoim maksymalnym zasięgu, to lepiej, żeby nie podrzucał za bardzo piłki do góry, bo wyjdzie z tego dość wolna wystawa. Musimy jeszcze dograć pewne rzeczy, ale nasza współpraca na pewno układa się lepiej, niż w poprzednim sezonie.

 

Jaki był dla ciebie dobiegający końca 2023 rok?

 

Określiłbym go jako rok z tendencją zwyżkową. Na jego początku nie prezentowaliśmy się dobrze, moja forma gdzieś się zapodziała, ale w sezonie reprezentacyjnym dostałem szansę odbudowania się, za co bardzo dziękuję trenerowi Nikoli Grbiciowi. Od tego czasu siatkarsko idę do góry i mam nadzieję, że utrzymam ten kierunek.

 

Niedługo rozstrzygnie się plebiscyt na najlepszego polskiego sportowca roku. Kto twoim zdaniem najbardziej zasłużył na tę nagrodę?

 

Będę wierny swojej dyscyplinie, bo polska siatkówka pokazała w tym sezonie swoją siłę. Nasza męska reprezentacja miała kapitalny sezon i dlatego uważam, że Aleksander Śliwka w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" i Polsatu powinien zająć pozycję w czołowej trójce. Kibicuję mu i bardzo tego życzę. A i Magdalena Stysiak zasłużyła na to, by zakończyć plebiscyt na bardzo wysokim miejscu.

Grzegorz Wojnarowski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie