Jesień nie była „kosmiczna”. Kwartet Polaków gra dalej - z najwyższą notą dla bramkarza
Na pewno każdy z Was ma swój ukochany zespół, dla którego ogląda Champions League. Pewnie jest to przede wszystkim Barcelona, Manchester United, Real Madryt, któryś z włoskich gigantów, może Bayern, choć wiadomo, że swoich wielbicieli mają także Feyenoord, Celtic oraz Benfica. Może kiedyś warto byłoby przeprowadzić jakieś badania? Jak rozkładają się sympatie, kwestie oglądalności, skoro po raz kolejny w rozgrywkach grupowych nie mamy naszego, polskiego klubowego przedstawiciela?
Dla mnie Liga Mistrzów od lat wiąże się z przyglądaniem się z bliska reprezentantom kraju występującym tych w elitarnych zmaganiach. Do wiosennej fazy pucharowej dostało się ich „aż” czterech i jest to w porównaniu z ubiegłym sezonem pozytywna zmiana. Może tegoroczna faza grupowa nie trzymała nas w takim napięciu jak ta ostatnia, gdzie z Napoli szalał Piotr Zieliński, który w trudnej grupie z Liverpoolem, Ajaksem i Rangersami zdobył trzy gole podparte dwoma asystami. Gdzie Robert Lewandowski mimo pięciu trafień nie był w stanie „wciągnąć” Barcelony do 1/8 bo siła Interu Mediolan i Bayernu Monachium była dla Barcelony za duża. Rywalizacje mistrzów Włoch z "The Reds" czy klubem z Glasgow, jak i dramatyczne i pełne zwrotów akcji oba spotkania „Dumy Katalonii” z czarno-niebieskimi z Mediolanu pamiętamy bardziej niż tegoroczne występy dwóch najlepszych polskich piłkarzy. Prawie wszystko było tym razem bardziej oczywiste. Napoli dość szybko wiedziało, że powalczyć z Realem o pierwsze miejsce nie ma szans. Kontuzja „Lewego” już w drugiej kolejce w Porto wpłynęła na jego słabszą dyspozycję, strzelił tylko jedną bramkę, ale z takiej grupy Barca i tak wyjść musiała.
ZOBACZ TAKŻE: Niesamowite emocje w Lidze Mistrzów. PSG gra dalej!
Najwięcej powodów do satysfakcji ma więc po jesieni Kamil Grabara. Kopenhaga, nie dość, że musiała przejść trzystopniową drogę eliminacji – z ostatnim etapem związanym z Rakowem Częstochowa, to jeszcze znalazła się w grupie z Manchesterem United, Bayernem i Galatasaray. Osiem zdobytych punktów (tak mało z zespołów z drugich miejsc uzyskało jedynie PSG) to dość niewielki dorobek ale dało to awans. Polak ma na swoim koncie osiem puszczonych goli, wszystkie z obrębu pola karnego, dwa czyste konta, jeden obroniony rzut karny i co być może w tym zawodzie najważniejsze – nie sprokurowaną żadną sytuację, żaden błąd prowadzący do straty bramki czy jakiegokolwiek większego zagrożenia. Jeszcze przed startem LM podpisał umowę z Vfl Wolfsburg i tu pojawia się pytanie, czy nie za wcześnie i czy postawił na właściwy klub, bo „Wilki” do Champions League mają dalej niż FCKO a do tych rozgrywek łatwo się przyzwyczaić i niełatwo się od nich oderwać. Taka była jednak decyzja pochodzącego z Rudy Śląskiej charyzmatycznego bramkarza. I jego agentów. Może lepiej jeść powoli, mniejszą łyżką? Na klub grający regularnie w Lidze Mistrzów może znów przyjdzie jeszcze czas.
Czwartym z naszych rodaków, który będzie miał szansę zagrać wiosną w najważniejszym z europejskich pucharów jest inny piłkarz pochodzący z Górnego Śląska, tyszanin Jakub Kiwior. Określenie „będzie miał szansę” idealnie oddaje jednak jego sytuację. W grupie niby rozegrał cztery mecze ale tylko ten ostatni – już bez znaczenia – w całości. I to na lewej stronie defensywy gdzie jego profil kompletnie nie pasuje do filozofii Arsenalu. Tam jest potrzebny piłkarz szybszy, zwrotniejszy, często wspierający atak, więc Polak nie spełnia tych wymagań. Środek „zabetonowany” jest przez Gabriela Magalhaesa i Williama Salibę – Kuba będzie mógł liczyć na minuty tylko przy specjalnych okolicznościach.
Podobno Liga Mistrzów zaczyna się tak naprawdę dopiero wiosną. Jesień tym razem nie była kosmicznie fantastyczna i niezapomniana. Może dlatego, że w fazie grupowej zabrakło Liverpoolu, Juventusu bądź Chelsea a były w niej Union, Antwerpia i Braga. A dla nas – znów – jak za czasów Jerzego Dudka wszystko co najlepsze koncentrowało się wokół bramkarza…