Komentuje słowa Horngachera. To byłby cud. Potrzebny plan B
Po nieudanej inauguracji w Ruce mówiło się, że forma polskich skoczków eksploduje na Turnieju Czterech Skoczni. I trener Niemców Stefan Horngacher widzi naszych w roli faworytów. Jakub Kot, były skoczek, a obecnie ekspert nie jest jednak aż takim optymistą.
Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Stefan Horngacher mówi, że Polacy powalczą o czołowe miejsca w Turnieju Czterech Skoczni. Stawia nas w roli faworytów.
Jakub Kot, był skoczek, ekspert: To zwykła kurtuazja ze strony byłego trenera naszej kadry.
Nie wierzy pan Horngacherowi?
Wiara umiera ostatnia, ale ja bym raczej powiedział, że jedziemy po to, żeby walczyć i skakać jak najlepiej. W roli faworytów bym nas jednak nie stawiał. Kadra jest w trudnym momencie, coś się pogubiło. Wyniki pierwszego periodu, a zwłaszcza kończącego go turnieju w Engelbergu pokazały, że coś nie zagrało. Bo to nie było tak, że zaliczyliśmy jeden słabszy turniej. To była cała seria.
To na czym budować wiarę?
Na tym, że mieliśmy przerwę, że były święta, że głowy zawodników zostały wyczyszczone. To z tego powodu możemy powiedzieć, że Stoch, Kubacki i Żyła jadą walczyć o jak najlepsze miejsce. Na cud bym jednak nie liczył, ale na miejsce w czołowej dziesiątce jak najbardziej. Liczę na to, że z konkursu na konkurs będzie lepiej. I radziłbym wszystkim nie patrzeć na Turniej Czterech Skoczni, jako na całość, ale na każde zawody z osobna. Musimy być cierpliwi. Zawodnicy muszą być cierpliwi. Muszą odbudowywać formę krok po kroku i wracać do optymalnej dyspozycji.
To ja przypomnę tylko, że po kolejnych nieudanych konkursach eksperci mówili, że naszym skoczkom brakuje świeżości. Jeśli do tego dodamy pana słowa o tym, że głowy zostały wyczyszczone, to może jednak Horngacher ma rację?
Ten odpoczynek może pomóc, ale umówmy się, że w Engelbergu było na tyle źle, że tego nie da się odbudować ot tak. Plan po Engelbergu był taki, że mieliśmy spokojnie trenować, a potem zawodnicy mieli wystąpić w mistrzostwach Polski. To miało pomóc w wybraniu najlepszego możliwego składu na TCS. Plan jednak legł w gruzach. W sumie zaliczyliśmy jedną sesję na Wielkiej Krokwi, bo potem pogoda spłatała nam figla. I szkoda, że tak się stało, bo jednak więcej spokojnego treningu i zawody mistrzowskie, w których wszyscy skoczyliby w porównywalnych warunkach z tej samej belki, dałyby nam odpowiedź na pytanie, w jakim miejscu jesteśmy.
Czyli samo to, że nasi skoczkowie odzyskają świeżość, nic nie da.
Uważam, że potrzebne było jedno i drugie. Byłoby dziwne, gdyby teraz okazało się, że bez tego spokojnego treningu wróciła forma. Inna sprawa, że w skokach różne rzeczy się zdarzają. Pamiętam, jak Kamil i Dawid byli zamknięcie przez COVID i potem ten drugi i zdobył medal olimpijski. I to się działo w kiepskim dla nas sezonie.
Ten jest chyba jeszcze gorszy od tamtego.
Na takie opinie jeszcze za wcześnie, ale na pewno mamy więcej problemów niż tylko brak świeżości. Zasadniczo jest jakiś kłopot z przygotowaniem fizycznym. Skoro trener odpowiedzialny za przygotowanie został odsunięty, to znaczy, że coś nie zagrało i trener Thomas Thurnbichler wyciągnął wnioski. Jakby wszystko grało, to nie byłoby zmiany. Trener Marc Noelke pracowałby dalej.
W ogóle bardzo dziwne to wszystko, bo jak nie wyszła nam inauguracja w Ruce, to była mowa o tym, że to celowe zagranie Thurnbichlera, że forma ma przyjść później.
Tak miało być. Forma miała przyjść na Turniej Czterech Skoczni. Inna sprawa, że wcześniej miało to wyglądać lepiej, niż wyglądało. Nikt nie zakładał, że będzie aż tak słabo. Jasne, że potrenowaliśmy mocniej, żeby utrzymać energię do końca i żeby błyszczeć na przełomie roku, ale też cały ten okres od Ruki do Engelbergu miał wyglądać zdecydowanie inaczej. To się wymknęło spod kontroli. Plan był dobry, ale wykonanie już nie.
I teraz doszliśmy do momentu, że marzenie o dobrym wyniku możemy opierać wyłącznie na liczeniu na cud.
Marzyć można zawsze. Nawet teraz. Ambicje też powinniśmy mieć, bo jednak na ten sport idą duże pieniądze, bo jest olbrzymie zainteresowanie sponsorów. Mamy solidne podstawy, by marzyć.
Jednak kierując się logiką, czy też stąpając twardo po ziemi, nie możemy liczyć na zbyt wiele.
Patrząc przez pryzmat pierwszego periodu, trudno liczyć, że to wszystko przestawi się nagle o 180 stopni. Ja nie powiem, że nasi nie są w stanie wygrywać, bo Stoch, Kubacki i Żyła są zawodnikami, którzy mogą wszystko. Jednak na teraz będę się cieszył z ósmego czy dziesiątego miejsca. Jeśli coś takiego się wydarzy, to z większym optymizmem będę czekał na polski konkurs.
Całkiem niedawno dało się słyszeć takie głosy, że Turniej Czterech Skoczni powinniśmy potraktować szkoleniowo.
To się tak łatwo mówi, ale zrobić jest trudniej. To jest zbyt wielka impreza. Zawodnik, siadając na belce, zdaje sobie sprawę z tego, że reprezentuje Polskę w historycznym wydarzeniu i chce jak najlepiej. Presja pojawia się chcąc nie chcąc. Oczywiście będę apelował o spokój i o to, żebyśmy się rozkręcali powoli, ale nie zapominajmy, że dla skoczków ten turniej to jeden z najważniejszych momentów sezonu.
Pan mówi: rozkręcajmy się powoli. A co, jeśli i tego zabraknie? Co jeśli ten turniej, przez słabe wyniki, tylko nam zaszkodzi?
To jest sport. Trudno odpuścić, zakładając czarny scenariusz. Ja liczę na poprawę, ale może być tak, że ugrzęźniemy.
To może trener Thurnbichler powinien odsuwać zawodników, gdy zauważy, że coś jest nie tak?
Sztab musi mieć plan B i zakładam, że go ma. Ja bym się jednak teraz nad tym nie rozwodził. Skoczkowi muszą się skupić na swojej robocie, a nie myśleć o tym, co będzie, jak jeden konkurs im nie wyjdzie. Zresztą największym problem tej kadry nie jest to, że Dawid, Kamil i Piotr mają kłopoty, ale to, że nie ma zmienników.
Kto pana zdaniem powalczy o wygraną w TCS? Proszę o trzy nazwiska.
Na pewno Kraft. Wiele będzie jednak zależało od tego, czy uda się odczarować GaPa. Poza tym Wellinger, który jest bardzo równy i zawsze blisko czołówki, a to jest ważne. W TCS nie trzeba wygrywać pojedynczych turniejów. Wystarczy solidnie punktować. Do dwójki Kraft, Wellinger dorzuciłbym Kobayashiego. Na razie nie jest stabilny, ale jeśli to się zmieni, to będzie się liczył.
A który z Polaków będzie najlepszy?
Kubacki albo Żyła. Przed sezonem wydawało się, że to będzie Dawid. Był najlepszy, miał być liderem. Nawet, jak Ruka mu nie wyszła, to wierzyliśmy. Każdy mówił, że było słabiej przez chorobę. Teraz jednak jest tak, że Piotr nawet prezentuje się lepiej od Dawida. Ich szanse oceniłbym fifty-fifty. Jak wejdą na swój poziom, to mogą zaskoczyć.