Takie słowa po skokach Innsbrucku. Nic nie da się zrobić. Co z polskimi turniejami?
Po turnieju w Insbrucku powiało optymizmem, bo Kamil Stoch zaliczył najlepszy występ w sezonie, a Piotr Żyła po pierwszej serii był tuż za podium. Niektórzy mówią o przełomie lub co najmniej iskierce nadziei na lepsze jutro i dobre wyniki przed czekającymi nas za chwilę polskimi turniejami. – Co weekend mówimy, że coś drgnęło, ale ja poprawy nie widzę. Formy, jak nie było, tak nie ma – mówi nam trener skoków Kazimierz Długopolski.
- Pojedyncze skoki już nam wychodziły. Piotr Żyła też już wcześniej oddał skok na miarę pierwszej dziesiątki w kwalifikacjach. Uważam zatem, że nic nie drgnęło. Jeśli już miałbym szukać pozytywów, to zwróciłbym uwagę na postawę Stocha. Jego forma zaczyna się stabilizować. Może nie na wysokim, ale na takim dobrym poziomie – ocenia Długopolski.
Trener gasi optymizm
Nasz trener gasi więc tych, którzy z pierwszego konkursu Żyły w Innsbrucku wyciągają optymistyczne wnioski i mówią o wracającej formie.
– Trzeba patrzeć przez pryzmat dwóch skoków, z których pierwszy był przyzwoity, a drugi szarpany. I nie zwalałbym winy na pogodę. Gdyby Piotrek był w formie, to skoczyłby dalej. Po pierwszym skoku chciał na siłę zrobić coś więcej i lepiej, ale nie wyszło. I to jest najlepszy dowód na to, że nic nie drgnęło. Piotrkowi i pozostałym wciąż brakuje tej płynności – komentuje nasz ekspert.
Skoro jest źle, to czy jest szansa na to, by jakoś to odmienić. Jeśli Długopolski zwraca uwagę na poprawę u Stocha, to my przypominamy, że Kamil jako jedyny z trójki naszych doświadczonych zawodników był odsuwany od turnieju i mógł spokojnie potrenować przez dwa dni. Skoro jemu pomogło, to może ten sam wariant warto zastosować u pozostałych?
To pomogło Stochowi
- Problem w tym, że ja nie uważam, żeby ta przerwa i te dwa dni treningu pomogły Kamilowi. To nie miało żadnego znaczenia – przekonuje Długopolski i dodaje: - Stoch skacze lepiej, bo złapał trochę luzu. Nie spina się, nie mówi sobie przed skokiem: muszę i to się przekłada. Wcześniej Kamil skakał z przeświadczeniem, że skoro rok temu było dobrze, to teraz też będzie. To mu nie pomagało.
Czy jest zatem jakaś recepta (jeśli założymy, że wycofanie z zawodów nią nie jest), która mogłaby naprawić naszych skoczków na dobre? – Jest ta sama szansa, co w przypadku Kamila, czyli złapanie luzu. Jak każdemu z naszych wyjdą cztery dobre skoki, to jest szansa, że się odblokują i poprawią wyniki – twierdzi trener.
- Jednak to, co było kiedyś, to już nie wróci. Zresztą to już chyba wszyscy zrozumieli. Zauważyłem, że dziennikarze w trakcie transmisji zaczynają się cieszyć z tego, że nasz zawodnik wskoczył do trzydziestki. Już to traktują za sukces – dodaje Długopolski.
A z Kubackim coraz gorzej
À propos miejsc w trzydziestce warto zauważyć, że tym, który do niej nie wskakuje, jest Dawid Kubacki. Na niego najbardziej liczyliśmy przed sezonem. Mówiło się nawet, że może powalczyć o Kryształową Kulę. Jednak Kubacki zaczął sezon od falstartu, a potem wcale nie było lepiej. A teraz jest jeszcze gorzej. I nawet jeśli Długopolski mówi, że odstawienie zawodnika od turnieju, danie mu odpoczynku nie jest dobrą receptą, to może chociaż u Kubackiego warto by zastosować taką szokową terapię. Bo nie sposób nie zauważyć, że tam z każdym kolejnym konkursem jest coraz gorzej.
- Przyznam, że Kubacki to dla mnie największa zagadka, bo nawet jeśli na innych nie liczyłem, to na niego już tak. Twierdziłem, że będzie najlepszy. Wielkim znawcą nie jestem, ale widać, że Dawid po skoku idzie za bardzo do góry, że za progiem wytraca przez to prędkość. To jest błąd, który robił kilka lat temu. Myślę, że trenerzy to widzą, ale to nie jest łatwo tak poprawić. Może i w przypadku Dawida odpuszczenie byłoby słuszne, ale sztab nie skorzystał z tej drogi. I też trudno to jakoś krytykować, bo u nas nie ma warunków do spokojnego treningu. Trzeba by wysłać Kubackiego do Skandynawii, ale nie wiadomo, czy to by coś dało – zastanawia się Długopolski.
Kiedy polscy skoczkowie źle zaczęli sezon, to mówiło się, że forma wróci na Turniej Czterech Skoczni. Przed nami finał TCS, a przełomu nie ma. Pozostaje więc mieć nadzieję, że nastąpi on w polskich turniejach. – Polskie turnieje będą lepsze, ale cudów nie oczekujmy. Jeśli mielibyśmy się trzymać logiki, to już skok jednego z naszych na miarę dziesiątki będzie sukcesem. Podium oczywiście może się zdarzyć, ale trochę na przekór logice, bo formy, jak nie było, tak nie ma – kończy Długopolski.