"Beckenbauer? Nie grałem przeciwko lepszemu obrońcy"
- Jako jedyny umiał czytać nasze zagranie z Włodkiem Lubańskim. Był nie do przejścia, jak na obrońcę świetny technicznie. Nasz mecz na Stadionie Dziesięciolecia pamiętam bardzo dokładnie. Ani mnie, ani Włodkowi nie udało się zdobyć gola – wspomina Zygfryd Szołtysik, jeden z najbardziej uznanych polskich piłkarzy przełomu lat 60. i 70., na wieść o śmierci Franza Beckenbauera.
Chodzi o spotkanie w eliminacjach mistrzostw Europy z 1971 roku. Biało-czerwoni przegrali 1:3 (gol Roberta Gadochy), ale nie strzelca dwóch goli Gerda Mullera, Juppa Heynckesa, Guntera Netzera czy Paula Breitnera nasz rozmówca zapamiętał najbardziej. Tym, który mocno dawał się we znaki Polakom, był 26-letni wówczas kapitan niemieckiej drużyny. – Weszliśmy na wysoką falę. W podstawowym składzie byliśmy aż w sześciu z Górnika Zabrze. Kilka zagrań, zwłaszcza z Włodkiem Lubańskim, mieliśmy dopracowanych w szczegółach. A Beckenbauer wszystko czytał. Nie pozwolił nam na ani jedną przygotowaną wcześniej akcję – opowiada Szołtysik, a wspominany mecz był szóstym biało-czerwonych pod wodzą Kazimierza Górskiego i pierwszy zakończony porażką. W rewanżu Polacy zremisowali bezbramkowo w Hamburgu. Wtedy też Szołtysik z Lubańskim nie zdołali zdobyć bramki.
ZOBACZ TAKŻE: Nie żyje legendarny brazylijski piłkarz
Szołtysik: - Na pewno najlepszy piłkarz, przeciwko któremu w tamtych czasach grałem. Myślę, że w ścisłej czołówce najlepszych piłkarzy świata tamtych lat obok Pele, Bobby’ego Charltona i Johana Cruyffa.
Nieprzypadkowo nazwiska Beckenbauera i Charltona stawia się obok siebie. Obaj byli bohaterami wielkiego finału mundialu w 1966 roku, kiedy niemiecki obrońca po raz pierwszy objawił się światu. Miał wtedy 20 lat, a mimo to był jednym z najgłośniej protestujących, kiedy Geoff Hurst strzelił w dogrywce kontrowersyjnego gola, który dał Anglikom mistrzostwo świata. Nieprzypadkowo zbiegają się także Beckenbauer z Cruyffem, bo w finale mistrzostw świata 1974 obaj byli kapitanami swoich zespołów. Przeciwko Pele „Cesarz” zagrał tylko w towarzyskim starciu (2:2) w 1968 roku.
O ile jednak każdy ze wspomnianych rywali miał przede wszystkim walory ofensywne, tak Beckenbauer był jedynym obrońcą, którego wymienia się jednym tchem wśród najlepszych graczy globu.
- Był niebywale wyszkolony technicznie. Ze swoimi umiejętnościami mógł spokojnie grać w środku pola, nie tylko w obronie. Do tego świetnie czytał grę, taktycznie spisywał się bez zarzutu. W ogóle się nie dziwię, że w 1974 roku Niemcy zdobyli mistrzostwo świata, a dwa lata wcześniej mistrzostwo Europy, na które nie pojechaliśmy przegrywając z nimi rywalizację w eliminacjach – dodaje Szołtysik.
Beckenbauer triumfował na mundialu również jako trener w 1990 roku powtarzając tym samym osiągnięcie Brazylijczyka Mario Zagalo, który zmarł w piątek w wieku 93 lat. Trzecim i jak na razie ostatnim selekcjonerem triumfującym w mistrzostwach świata w dwóch rolach pozostaje teraz jedynie Francuz Didier Deschamps. Jednak w Niemczech – jak opowiada Szołtysik – wspominają go dziś także jako znakomitego piłkarza Bayernu Monachium, z którym sięgnął po pięć tytułów mistrza Niemiec, cztery Puchary Niemiec, trzy razy z rzędu Puchar Europy (obecnie Ligę Mistrzów), Puchar Zdobywców Pucharów. Konsekwencją tego były zaszczyty indywidualne – dwa razy Złota Piłka (1972 i 1976) i cztery razy tytuł Piłkarza Roku w Niemczech. Warto dodać, że jako trener w piłce klubowej, choć ta kariera trwała krótko, osiągnął z Bayernem mistrzostwo Niemiec i Puchar UEFA, a z Olympique Marsylia mistrzostwo Francji i finał Pucharu Europy.
Szołtysik opowiada, że choć Niemcy mieli wielu piłkarskich bohaterów, jak choćby członkowie zespołu, który w 1954 roku sięgnął po pierwsze mistrzostwo świata, gdzie finał z Węgrami (od 0:2 do 3:2) uznano za „Cud w Bernie”, to jednak i pośmiertnie, i teraz Beckenbauer i jego drużyna z lat 70. cieszy się większą popularnością. Może dlatego, że to bliższa w czasie historia. Beckenbauer to dla naszych zachodnich sąsiadów najlepszy piłkarz w historii Niemiec.
Szołtysik: - To wszystko trochę nie do pomyślenia. Na poniedziałek zaplanowano przecież emisję filmu dokumentalnego o Beckenbauerze, a to właśnie dziś rodzina przekazała informację o jego śmierci. Siedzę przed telewizorem i oglądam wszystko. Jeszcze raz powtórzę, że to był wielki piłkarz, gigantyczny, ale i dobry człowiek.
W ślady Franza Beckenbauera nie poszedł ani żaden z jego synów. Najbliżej był Stephan, który zmarł w 2015 roku. Jako wychowanek Bayernu nie przebił się jednak do wielkiej piłki, podobnie jak jego syn, a wnuk „Cesarza” Luca, który z powodu choroby wieńcowej pół roku temu zakończył karierę w wieku 22 lat.