Pół Polski zarwało noc, gdy dokonywał cudów w bramce! "Boli mnie serce, gdy wspominam negocjacje z klubami NHL"

Michał BiałońskiZimowe
Pół Polski zarwało noc, gdy dokonywał cudów w bramce! "Boli mnie serce, gdy wspominam negocjacje z klubami NHL"
Polsat Sport
Gabriel Samolej podczas finału Pucharu Polski w Krynicy. Z prawej, podczas meczu z Kanadą na IO w Calgary

Po legendarnym pokonaniu ZSRR na MŚ w Katowicach w 1976 r. polski hokej tylko raz przebił się do serc Polaków. W meczu otwarcia IO w Calgary „Biało-Czerwoni” byli blisko zatrzymania Kanadyjczyków, bo cudów w bramce dokonywał Gabriel Samolej, który obronił 28 strzałów, a USA Today okrzyknęło go Archaniołem Gabrielem w bramce Polaków. I stanęły w kolejce po niego cztery kluby NHL. Zamiast nich wybrał jednak… uroczą nowotarżankę Grażynę.

Historia Gabriela Samoleja nadaje się na scenariusz kinowego przeboju. Zanim przebił się do składu Podhala Nowy Targ, które w 1979 r. zakończyło imponującą serię dziewięciu mistrzostw Polski z rzędu, zaistniał w… reprezentacji Polski.

 

ZOBACZ TAKŻE: Kontrowersje wokół nagrody. Sama laureatka przyznała, że... nie zasłużyła na wyróżnienie!

 

- Podczas lipcowego zgrupowania w Zakopanem przed IO w Lake Placid mieliśmy pecha do kontuzji i chorób bramkarzy. Groziło nam, że zajęcia na lodzie odbędą się bez nich. Wtedy zgłosił się młody Gabryś, mówiąc, że on broni w juniorach Podhala i może pomóc. Naradziłem się z trenerem bramkarzy śp. Jurkiem Mrukiem i doszliśmy do wniosku, że lepiej zorganizować sprzęt dla tego ochotnika, niż wstawić do bramki płachtę z otworami na krążek – wspomina w rozmowie z Polsatem Sport Czesław Borowicz, który prowadził reprezentację Polski w latach 1979-1982, zajmując na IO w Lake Placid siódme miejsce.

 

Samolej wpadł w oko trenerowi Borowiczowi do tego stopnia, że został zaproszony także na kolejny letni obóz do Cetniewa.

 

- Gabryś dobrze grał w piłkę, ale w treningu siłowym odstawał. Na drążku podnosił się tylko raz. Pamiętam, że kapitan Jurek Potz przyszedł do mnie z pretensjami: „Kogo żeście to na zgrupowanie reprezentacji przywieźli”, ale gdy przypomniałem mu, że to bramkarza, który nas wspomógł w awaryjnej sytuacji, zaakceptował go w pełni – dodaje Borowicz.

Tak Borowicz namówił Słowakiewicza, by ustąpił Samolejowi

W czasach, gdy bramki reprezentacji Polski strzeże nam naturalizowany Amerykanin John Murray, którego za moment wspomoże Czech z polskim paszportem Tomasz Fucik jak sciencie fiction brzmi fakt, że Samolej miał olbrzymie kłopoty z przebiciem się do bramki Podhala, bo taka panowała tam konkurencja w sezonie 1979/1980. Między słupkami dzielnie spisywali się Paweł Łukasz, Władysław Gołdyn i najbardziej rutynowany Tadeusz Słowakiewicz, który powoli miał kończyć karierę, ale wytrwał do 1984 r.

 

Samolej robił błyskawiczne postępy. Był pracowity i odpowiedzialny.

 

- Po IO w Lake Placid Paweł Łukaszka przyszedł do mnie i ogłosił, że udaje się na najdłuższe w życiu zgrupowanie – do seminarium duchownego. Władek Gołdyn z kolei miał problemy z sercem. W Podhalu zostali w ten sposób Tadek Słowakiewicz i Gabryś – wspomina trener Borowicz, który po reprezentacji Polski objął Podhale.


Doświadczony szkoleniowiec wiedział, że przyszłość należy do Samoleja, a nie do starszego o osiem lat Słowakiewicza. Borowicz przeprowadził szczerą rozmowę z rutynowanym bramkarzem, który zdobył dziewięć mistrzostw Polski. 

 

- Powiedziałem mu uczciwie: „Tadek ty jesteś dla mnie najlepszym bramkarzem w Euro Środkowo–Wschodniej, ale PESEL-u nie oszukasz. Po trzech świetnych meczach, gdy utrzymujesz stuprocentową koncentrację, zdarzają ci się słabsze. Dlatego chciałbym, żebyś pomógł Gabrysiowi. Żebyś sobie sam zaplanował wpuszczanie do bramki młodszego kolegę”. I to pomogło, po kilku meczach Tadek sam zaproponował, aby bronił Gabriel – relacjonuje nam Czesław Borowicz, który dziś mieszka z żoną w USA.

Gabriel Samolej stracił MŚ elity w Moskwie, bo... wcielono go do wojska

Samolej przebojem wdarł się do reprezentacji Polski. Pojechał z nią na IO do Sarajewa w 1984 r. Na MŚ grupy B w 1985 r., rozgrywanych w szwajcarskim Fryburgu, na zmianę z Franciszkiem Kuklą, bronił wręcz brawurowo. Zamurował bramkę. Ze średnią 1.2 bramki pomógł „Biało-Czerwonym” w awansie do elity, w pokonanym polu zostawiając Szwajcarię, Włochów i Austrię. Za rok miał wystąpić w elicie, na turnieju w Moskwie, gdzie w meczu otwarcia, Polska sensacyjnie pokonała obrońcę mistrzostwa świata – Czechosłowację (2:1). Zamiast tego, siedział bezsilnie w mundurze i oglądał turniej w telewizji.

 

- Boże kochany! Jak ja tego żałuję! Wojsko komunistyczne zabrało mi dwa lata występów w reprezentacji. To był ostatni przymusowy pobór. Trafiłem do Wojsk Ochrony Pogranicza, z uwagi na strzeżenie tajemnicy państwowej, nie mogłem opuszczać kraju. I tak przepadły mi te MŚ w Moskwie – żałuje do dziś Gabriel Samolej.

 

Pomimo czynnej służby wojskowej, w Podhalu był w stanie trenować. I z „Szarotkami” wywalczył wicemistrzostwo Polski (1986), a w 1987 r. sięgnął po krajowy prymat, trenerem był legendarny Walenty Ziętara.

Popis bramkarza w meczu z Kanadą po ceremonii otwarcia IO w Calgary

Służba w końcu się skończyła i Samolej został pierwszym bramkarzem reprezentacji na IO w Calgary. Mecz otwarcia igrzysk, po ceremonii ich otwarcia, miał być spacerkiem dla gospodarzy. Kanada była wielkim faworytem, mając w składzie kilku profesjonalistów z NHL, w tym trio o polskich korzeniach: Merlin Malinowski (Colorado Rockies), Jim Peplinski (Calgary Flames) i Zarley Zalapski (Pittsburgh Penguins).

 

Mecz był rozgrywany o godz. 20 14 lutego, a więc w Walentynki. W Polsce była g. 4 nad ranem 15 lutego. Połowa kraju zarwała nockę, by oglądać ten mecz, ale nikt nie spodziewał się emocji i zaciętego starcia. W piątej minucie Samoleja pokonał napastnik Minnesota North Stars – Marc Habscheid, ale na więcej wychowanek Podhala nie pozwolił ekipie „Klonowego Liścia”.

 

Nie musieliśmy przegrać 0:1. Słynnego Andy’ego Mooga mógł pokonać Krystian Sikorski, ale w III tercji trafił w poprzeczkę.

 

- Jeszcze nie grałem meczu przeciwko tak dobremu bramkarzowi – cmokał z zachwytu napastnik Steve Tambellini z Vancouver Canucks.

Kolejka klubów z NHL. By spotkać się z nimi, musiał wykiwać oficera SB

- Gdy jeszcze zremisowaliśmy 1-1 z mistrzami świata Szwedami, akurat przeciw „Trzem Koronom” bronił Andrzej Hanisz, ludzie zaczęli szaleć za nami. Z tego co słyszałem, w kraju zrodził się boom, jak w 1974 roku na piłkarzy Orłów Górskiego. Tyle że my rozgrywaliśmy swoje mecze w środku nocy – wspomina Samolej.

 

Po bramkarza Podhala Nowy Targ zaczęli się zgłaszać menedżerowie klubów NHL. Samolejowi nie było łatwo kontaktować się z nimi. Komunistyczne władze Polski wysłały do Calgary samego naczelnika Departamentu III, Wydziału IX Służby Bezpieczeństwa Piotra Ochocińskiego. Miał czuwać, by nikt nie zdradził, nie został za oceanem i by pierwiastek ideologii marksistowskiej był na odpowiednio wysokim poziomie.

 

- Bardzo łatwo było rozpoznać pracownika SB. Był w oficjalnym stroju naszej reprezentacji, a nikt go nie znał. Od razu wiedzieliśmy, że to cienkie ucho. Akurat w stosunku do mnie był uprzejmy, a co tak naprawdę myślał? Kto go tam wie. Ci, którzy mu podpadli, mieli kontrolę osobistą po powrocie na Okęcie. Przeszła ją m.in. śp. Erwina Ryś-Ferens – opowiada Gabriel Samolej.

 

Oficer SB był do tego stopnia czujny, że w ślad za sportowcami podczas IO wchodził nawet do kościoła i potrafił się przeżegnać. Bramkarzowi, który zrobił furorę w Calgary, udało się jednak zgubić „ogon”, by porozmawiać z menedżerami klubów NHL.

 

- Polonia Kanadyjska zorganizowała dla nas imprezę, z pokazami tańca. Wówczas jedna z pań z Polonii wzięła mnie na stronę i tam doszło do negocjacji z menedżerami Calagary Flames, Boston Bruins i Edmonto Oilers. Ona była także moim tłumaczem. Gwarantowali mi lukratywne kontrakty. Przed samym powrotem do Polski zgłosili się jeszcze przedstawiciele Minnesoty, ale te rozmowy były mało wiążące. Aż boli mnie serce, gdy to wspominam. Straciłem wielką szansę – opowiada nam dziś Samolej.

 

W 1988 r. myślał jednak zupełnie inaczej. Był całkowicie zakochany w nowotarżance Grażynie.

 

- Byliśmy narzeczeństwem. Z igrzysk wracałem końcem lutego, a na 30 kwietnia był już ustawiony ślub. Wtedy sądziłem, że podejmuję dobry wybór, z dzisiejszej perspektywy żałuję – nie kryje.

 

- Najbardziej chciałem zostać w Calgary, spodobało się to miasto. Rozegrałem w nim mecz życia, Polonia nalegała, bym został w Kanadzie – wspomina.

Ceremonia otwarcia IO z... zakazem pozdrawiania kibiców

Utkwiła mu w pamięci ceremonia otwarcia IO, podczas której polscy sportowcy dostali specjalne wytyczne od władz misji.

 

- Radosna chwila, otwarcie igrzysk olimpijskich, wszyscy do nas machali przyjaźnie, a  tam zabroniono jakichkolwiek gestów w kierunku publiczności, pozdrowienia jej machaniem. Dlaczego? Na trybunach sporo było Polonii, z flagami „Solidarności”, z Białym Orłem w koronie, a myśmy przyjechali z komuny, która tych symboli nie uznawała – relacjonuje Gabriel Samolej.

 

- Mieliśmy za to oficera SB, który po powrocie, na Okęciu powiedział do towarzyszy, którzy wyszli po niego: „Zadanie wykonałem, wszyscy wrócili do kraju” – opowiada.

 

Polska w Calgary przegrała 2:3 z Austrią mecz o dziewiąte miejsce na turnieju olimpijskim, ale jej występ byłby o niebo lepszy, gdyby Jarosław Morawiecki nie został złapany na stosowaniu dopingu. W jego krwi wykryto podwyższony poziom testosteronu. Przez to wygraną nad Francją 6-2 zweryfikowano jako porażkę 0:2.

 

- Drużyna rozsypała się mentalnie. Ta sprawa siedziała w naszych głowach – nie ma wątpliwości Samolej. Polska przegrała ze Szwajcarią 1:4 i Finlandią 1:5. W spotkaniu z „Helwetami”, Gabryś zastąpił Hanisza, gdy przegrywaliśmy już 0:4.

 

Samolej mógł grać w NHL, ale stało się inaczej. Po mistrzostwo Polski sięgał z Polonią Bytom, Unią Oświęcim, z obydwoma klubami odnosił sukcesy w europejskich pucharach. U schyłku kariery po jeszcze jeden krajowy prymat sięgnął z Podhalem.

Polska wróciła do elity MŚ. Samolej o szansach na turnieju w Czechach

W tym roku polski hokej będzie mógł nawiązać do momentów chwały, których udziałem był Gabriel Samolej – uczestnik trzech IO. Polska wróciła do MŚ elity, które zostaną rozegrane w maju, w Pradze i Ostrawie, a transmisje spotkań przeprowadzi Polsat Sport. Do pierwszego meczu z Łotwą zostały tylko 123 dni.

 

- Bardzo się cieszę, że nasi hokeiści, po 22 latach przerwy, wystąpią znów w gronie najlepszych drużyn. To wielka gratka zwłaszcza dla starszego pokolenia, które powoli będzie kończyło karierę. Oni zmobilizowali całą grupę i awansowali do elity po długiej przerwie. Teraz z uwagą śledzę w lidze naszych reprezentantów, którzy muszą się przyzwyczajać do wyższego tempa, walki o najwyższe cele, z pełnym poświęceniem. Bez tego trudno im będzie się utrzymać na turnieju w Ostrawie – nie ma wątpliwości Gabriel Samolej.

 

Celem podstawowym reprezentacji Polski będzie utrzymanie się w elicie. W grupie z USA, Niemcami, Szwecją, Słowacją, Łotwą, Francją i Kazachstanem „Biało-Czerwoni” muszą wyprzedzić co najmniej jednego rywala, by nie spaść do Dywizji IA. Może się okazać, że do zrealizowania zadania nie wystarczy jedno zwycięstwo.

 

- Jako były reprezentant na najbliższe MŚ patrzę w duchu patriotycznym, z nutką optymizmu. Dlatego daję chłopakom 15 procent szans na utrzymanie. Jestem całym sercem za nimi. Liczę może nie na cud, ale na to, że jeden wyjdzie im jeden dobry mecz i to wystarczy – analizuje.

 

Terminarz MŚ jest o tyle wymagający – zakłada rozegranie siedmiu meczów w dziewięć dni, co szczęśliwy. Z drużynami, które są teoretycznie w najbliższym zasięgu – Francją i Kazachstanem, gramy po dniu przerwy. Tymczasem Kazachowie, w przeddzień kończącej fazę grupową rywalizacją z Polską, zmierzą się z USA.

 

- Faktycznie, największe szanse mamy na pokonanie Francji i Kazachstanu. W ostatnim meczu o stawkę pokonaliśmy 3:2 Kazachów i to na wyjeździe, ale wtedy świetnie bronił John Murray, a jego koledzy z pola oddali praktycznie cztery strzały i padły trzy bramki. Może tym razem również zdarzy się dzień konia bramkarzowi i uda się wygrać nawet dwa spotkania – ma nadzieję Samolej.

 

Legendarny bramkarz zwraca uwagę na fakt, że po raz pierwszy od dłuższego czasu MŚ w hokeju organizowane są tak blisko Polski, w Ostrawie.

 

- Obecność sporej grupy polskich kibiców to jest duży handicap, szósty zawodnik dla naszej drużyny – ma świadomość.

Samolej: Szkolenie to temat-rzeka

O ile seniorska reprezentacja przebiła się do elity światowego hokeja, o tyle ta do lat 20 o mały włos nie spadła do światowej czwartej ligi, gdzie musiałaby się mierzyć z egzotycznymi reprezentacjami. Polska U20 przegrała nawet z Chorwacją i cudem, dzięki pokonaniu Włochów w ostatnim meczu, utrzymała się w światowej trzeciej lidze.

 

- Szkolenie to temat-rzeka. Reprezentacja dwudziestolatków faktycznie się nie popisała, ale dobrze, że chociaż nie spadła o szczebel niżej. Trener tej kadry Irek Jarosz jest moim kolegą, rozmawiałem z nim ostatnio. On mi powiedział krótko: „Gabryś, będzie jeszcze gorzej”. I to jest smutne. Gdy z pierwszej reprezentacji odejdą zawodnicy pokroju Kruczka, Pasiuta, Kolusza, Dziubińskiego, nie będzie kim ich zastąpić – martwi się Gabriel Samolej.

 

MŚ elity w Czechach rozpoczną się 10 maja, Polska swój pierwszy mecz z Łotwą gra 11 maja.

 

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie