Im gorzej, tym lepiej. Przyciśnięci do muru zaczęli grać
Konia z rzędem temu, kto przed sezonem stawiał Arkę Gdynia w gronie drużyn, które będą rozdawać karty w Fortuna 1 Lidze. Bojkot kibiców, obniżka wynagrodzeń piłkarzy, przeciąganie liny między akcjonariuszami, to wszystko nie wróżyło dobrze. Kłopoty nie przeszkodziły jednak Arce w pięknej serii ośmiu wygranych rzędu, która mocno przyczyniła się do tego, że klub pewnie usadowił się na fotelu lidera.
Arka Gdynia w poprzednich sezonach bezskutecznie walczyła o awans do PKO BP Ekstraklasy, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. A to właścicielom brakowało cierpliwości i zmieniali trenerów, a to drużynę nagle dotykała jakaś niemoc i nie potrafiła odczarować własnego stadionu, tracąc na nim punkty na potęgę.
Zobacz także: Prezes Królewski nie odciął balastu! To ciągnie Wisłę na dno!
Arka nie była faworytem
Przed startem sezonu 2023/24 nikt nie stawiał na Arkę. Po kolejnej roszadzie na stołku szkoleniowca, zamieszaniu na szczytach władzy i kibicach odmawiających przyjścia na stadion zespół został potraktowany przez ekspertów z dużą rezerwą. Faworytów widziano w spadkowiczach z Płocka i Gdańska, na Wisłę Kraków, ale Arki nikt w czubie tabeli, a tym bardziej na pierwszym miejscu, nikt nie widział.
Trafili z Łobodzińskim
A jednak tym razem wszystko zagrało. Choć poprzednikom trenera Wojciecha Łobodzińskiego trudno odmówić fachowości, to najwyraźniej dopiero jemu udało się znaleźć klucz do serca piłkarzy Arki. Strony w miarę szybko znalazły wspólny język, przypadły sobie do gustu i to się przełożyło na wynik.
- Pamiętam, jak ściągałem Wojtka, jeszcze jako piłkarza, z trzecioligowej Zawiszy do Stomilu. Wtedy był juniorem, a potem stał się ważnym piłkarzem w kadrze Beenhakkera – opowiada były trener Bogusław Kaczmarek. – Łobodziński już awansował do Ekstraklasy z Miedzią, ale tam sobie nie poradził. Zabrali mu jednak najlepszego zawodnika, a warto też pamiętać, że pierwszy sezon jest dla beniaminka bardzo trudny. Z Arką po ewentualnym awansie nie będzie miał łatwo, ale będzie się mógł odwołać do pewnych doświadczeń. To może mu pomóc.
Kłopoty ich zmobilizowały
Wkład Łobodzińskiego w sukcesy Arki jest niepodważalny, ale jak się patrzy na tę drużynę to aż się ciśnie na usta stwierdzenie: im gorzej, tym lepiej. Arka jest klubem, jakich w polskiej piłce mieliśmy dziesiątki.
- Znam to z autopsji – mówi Kaczmarek, który w swojej karierze miał okazję pracować w klubach, gdzie zawodnikom nie płacono miesiącami, a jednak wynik był. Na przekór wszystkiemu. – Pamiętam, jak z jednym takim zespołem pojechałem na zgrupowanie do Cetniewa. Po trzech dniach, kiedy zawodnicy nie doczekali się zaległych wypłat, grupa inicjatywna załatwiła autobus i już wszyscy mieli wyjeżdżać. Rozmawialiśmy do późnych godzin nocnych i przekonaliśmy drużynę, że nie warto, bo jednak, jak zrobią formę i wiosną pokażą dobrą piłkę, to ktoś ich kupi i zmienią swój los.
- Pamiętam też, jak w Lechii, zaraz po transformacji, trzeba było zastawić samochód, żeby jechać na mecz. Często jechaliśmy na ostatni moment. Raz spóźniliśmy się na Pogoń i już sędzia chciał walkowera odgwizdać. Jednak Pogoń przekonała arbitra, żeby grać. I jeszcze ich ograliśmy – przypomina Kaczmarek.
Grają lepiej za mniej
W Arce nie jest aż tak źle, jak w tamtych klubach, o którym opowiada Kaczmarek, ale jednak granie przy prawie pustych trybunach, obniżka wynagrodzeń i zamieszanie na górze z pewnością nie wpływa dobrze na komfort pracy zawodników.
- Trzymam kciuki, żeby się Wojtkowi udało, choć wiosną może się wiele zmienić. Wisła Kraków zacznie grać, GKS Tychy zaczął się budzić, a jeszcze są spadkowicze z Gdańska i Płocka. Wysoko jest jeszcze Odra Opole, ale jej się akurat nie boję – wylicza Kaczmarek.
Byli nisko. Ta seria ich odmieniła
Wygląda jednak na to, że Arka po nadspodziewanie dobrej jesieni chce iść za ciosem. W ostatnich dniach pojawiły się informacje o angażu napastnika Huberta Turskiego z Pogoni Szczecin. To ma być wzmocnienie. – Ja akurat nie wiem, kto to, ale jak powiedziałem, jestem za Arką. A mój wymarzony scenariusz, to taki, gdzie do Ekstraklasy wchodzą Arka z Lechią, gdzie po zmianie trener lepiej się dzieje. Szymon Grabowski rzetelnie podszedł do tematu i Lechia zaczyna stawać na nogi. I to pomimo tego, że zamiast zespołu tam jest istna wieża Babel – kwituje Kaczmarek.
Arka pod względem wychowanków wygląda lepiej niż Lechia. A i jej metamorfoza jest bardziej zadziwiająca. Zwłaszcza jeśli przypomnimy, że po siódmej kolejce Arka była na 11. miejscu ze stratą 8 punktów do lidera i dopiero co została rozbita na Wiśle Kraków (1:5). Potem była jednak seria ośmiu wygranych z rzędu i marsz w górę tabeli. Żeby jednak nie było tak kolorowo, to dodajmy, że w końcówce, gdy już wrócili kibice, a udziałowcy osiągnęli porozumienie, Arka wyhamowała. Po 1:0 w derbach z Lechią (mecz obejrzało 11,5 tysiąca) przyszły dwa remisy i porażka. Trudno nazwać to piorunującym finiszem.
Przejdź na Polsatsport.pl