Prezes Królewski nie odciął balastu! To ciągnie Wisłę na dno!
Właściciel i prezes Wisły Kraków Jarosław Królewski zaraził kibiców nadzieją na Nowy Rok, związaną z zatrudnieniem trenera Alberta Rude. Problem w tym, że klub z ul. Reymonta ma nadal najbardziej niekorzystny w kraju model biznesowy korzystania ze stadionu, a próg opłacalności meczu wzrósł z 14 tys. do ponad 15 tys. sprzedanych biletów! To balast, który ciągnie Wisłę na dno.
Prezes Królewski przeprowadził Wisłę suchą stopą przez pierwszy rok po degradacji
Pierwszy rok samodzielnych rządów w Wiśle Kraków Jarosława Królewskiego nie był łatwy. Z uwagi na spadek z Ekstraklasy klub stracił 12 mln zł przychodów z tytułu praw medialnych, dodatkowo w rundzie wiosennej ubiegłego sezonu znacznie ograniczono szanse "Białej Gwiazdy" na zarabianie podczas meczów, z uwagi na wyłączenie części trybun pod przygotowania obiektu do Igrzysk Europejskich. Dlatego wzrost zadłużenia, sezon do sezonu, o zaledwie 4,3 mln zł, to przeprowadzenie Wisły przez te perturbacje suchą stopą i to należy uznać za sukces prezesa Królewskiego. Podobnie jak fakt, że – pomimo degradacji do Fortuna 1 Ligi – za wyjątkiem firmy Nowak Mosty, udało się utrzymać wszystkich największych sponsorów, na czele z PKN Orlen.
ZOBACZ TAKŻE: Wisła Kraków ma nowego trenera. Czy pomoże w wywalczeniu awansu?
Zobowiązania finansowe spółki, z wyłączeniem długu historycznego wobec stowarzyszenia TS Wisła, wynoszą 50,8 mln zł, z czego 17 mln to dług wobec aktualnych akcjonariuszy. Kredyty i pożyczki wzrosły z 17,5 do 19,8 mln zł. Głównie przez spadek z Ekstraklasy, w ciągu półtora roku, przychody klubu spadły o 27 mln zł, z 56,295 mln zł do 29,272 mln zł.
Zaległości wobec Wisły, głównie tytułem niezapłaconych transferów, wynoszą 10 mln zł.
Królewski nie odciął balastu, który ciągnie Wisłę na dno
Bilans zysków i strat po pierwszym roku rządów Królewskiego nie wypada zatem źle. Pies jest gdzie indziej pogrzebany. Od menedżera tej klasy oczekiwałem, że odetnie balast, który ciągnie Wisłę na dno. Chodzi oczywiście o zmianę modelu biznesowego, na jakim klub korzysta ze Stadionu Miejskiego im. Henryka Reymana. Na razie Wisła płaci za każdy mecz 147 tys. 599 zł i 75 gr plus VAT. To powoduje, że za rządów prezesa Królewskiego próg opłacalności meczu podskoczył z 14 tys. do ponad 15 tys. sprzedanych biletów. Przy mniejszej frekwencji klub musi dokładać do organizacji meczu! Tak niekorzystnego modelu biznesowego nie ma żaden inny klub w Polsce.
Przez ten układ w Wiśle dochodziło do takich paradoksów, że jej ówczesny prezes Jacek Bednarz (w latach 2013-2014) apelował do PZPN-u i Ekstraklasy o zmniejszenie liczby kolejek ligowych, by ograniczyć straty klubu!
Jest to oczywiście pochodną faktu, że Gmina Kraków stadion Wisły nieporadnie zaprojektowała i jeszcze bardziej koślawo go budowała, przez co koszty przekroczyły 800 mln zł, a frycowe za to musi płacić klub.
Cracovia płaci miastu znacznie mniej za bardziej funkcjonalny stadion
Dla porównania, Cracovia, za swój mniejszy o połowę, ale bardziej funkcjonalny stadion płaci miastu 506 750,39 złotych netto rocznie i jest jego operatorem, dzięki czemu czerpie zyski z powierzchni komercyjnej. To obiekt leżący zaledwie kilometr od Rynku Głównego, więc stosunkowo łatwo zarabiać na niej.
Legia płaci pięć mln zł, ale jest gospodarzem stadionu i zarabiała na prawach do nazwy obiektu
Stadion Legii kosztował miasto Warszawa 465 mln zł, klub za jego roczny wynajem płaci pięć mln zł, ale za sprzedaż praw do nazwy obiektu ogólnoświatowemu producentowi napojów, Legia, kilka lat temu, zyskała sześć mln zł rocznie. Wisła nie ma takiej szansy.
Zgodnie z informacjami portalu Trojmiasto.pl, w myśl dwuletniej umowy wynegocjowanej i podpisanej w marcu 2022 r., a obowiązującej do 31 maja 2024 r., miasto Gdańsk przekazuje Lechii rocznie ok. 10 mln zł netto (20,325 mln na dwa lata), w ramach umowy na promocję miasta. Tylko niewiele ponad połowa tej kwoty wraca do miejskiej kasy, tytułem wynajmu Polsat Plus Areny i innych obiektów, z których korzysta klub. Po spadku Lechii z Ekstraklasy umowa została rozwiązana, ale we wrześniu ubiegłego roku zawarto nową, na mocy której Gdańsk wspomaga klub kwotą 7 mln zł za działania promocyjne. Wisła nie ma takiego komfortu od miasta Kraków.
Jeszcze bardziej szczodry jest Wrocław. Jak wyliczył portal Tuwroclaw.com, w sześć lat 2017-2022, do kasy Śląska i spółki Stadion Wrocław trafiło ponad ćwierć miliarda złotych – 255,689 mln zł. Dokładały się nawet wrocławskie zoo i aquapark. Wisła nie ma takiego wsparcia od miasta.
Trudno obarczać wyłącznie Królewskiego za fiasko sportowe
Trudno mieć pretensje wyłącznie do Królewskiego o to, że klub poniósł totalne fiasko w walce o powrót do Ekstraklasy. Misja trenera Radosława Sobolewskiego długo zapowiadała się na skuteczną, ale w kluczowych momentach drużyna zawiodła. Przegrała u siebie 1:2 z Zagłębiem Sosnowiec, a później baraż z Puszczą Niepołomice 1:4 i tak drzwi do Ekstraklasy sama sobie zatrzasnęła.
Prezes Królewski nie stawia jednak swej pieczęci jakości przy trenerze Sobolewskim. "Sobol" został wybrany na pierwszego trenera na miesiąc przed przejęciem sterów przez obecnego właściciela i prezesa Wisły, gdy obecny prezes był jednym z trzech głównych udziałowców. Tę pieczęć jakości Królewski stawia dopiero przy Albercie Rude, który teoretyczne przygotowanie do zawodu trenera ma na najwyższym światowym poziomie i biegle włada angielskim, co w wypadku Hiszpanów nie jest codziennością. Nie przemawiają za nim jednak sukcesy.
Za Albertem Rude przemawia wiedza, ale nie sukcesy
Prawdopodobnie Albert Rude teoretycznie jest jednym z najlepiej przygotowanych do zawodu trenerem w Polsce. Nie gwarantuje mu to jednak skuteczności, że jego idee przełożą się na dobry wynik, podobnie jak się nie przełożyły w CD Castellon, który objął rok temu i w którym nie poprawił ani stylu gry, ani miejsca w tabeli, nie zyskał także awansu do hiszpańskiej drugiej ligi, za co w czerwcu został zwolniony.
- Będziemy oceniać wiosnę detalicznie. Może się okazać, że nie awansujemy do Ekstraklasy, nie zdobędziemy też Pucharu Polski, a trener i tak pozostanie na swym stanowisku – zapowiedział prezes Królewski.
Szef Wisły, na łamach "Prawdy Futbolu", miał pretensje o mój tekst o Albercie Rude. - Czytam w nagłówku, że kibice Wisły chcieli kogoś głowy – dziwił się Jarosław Królewski.
Najwyraźniej nie przeczytał uważnie, ze zrozumieniem, całego artykułu. Tekst nosił tytuł:
Wielce ryzykowny ruch Wisły Kraków. Kibice chcieli głowy Hiszpana!
Odnosił się do tego fragmentu tekstu:
- Sposób gry narzucony przez Rude nie podobał się też większości kibiców, którzy podczas niektórych meczów domagali się otwarcie dymisji, zwłaszcza podczas kwietniowej porażki z Sabadell – napisało "El Mundo".
To hiszpańscy kibice Castellon chcieli głowy trenera Rude, a nie ci z Wisły.
Jarosław Królewski nie przedłużył misji Mariusza Jopa
Natomiast dziwię się też prezesowi Królewskiemu, który swego Pepa Guardiolę sprowadza z dalekiej Hiszpanii, a nie próbuje wykreować własnego, oddanego klubowi całym sercem. Mariusz Jop jako piłkarz w Wiśle wypłynął na głębokie wody, w niej też szlifował swój talent trenerski i po dokonaniach z rezerwami, a także w trzech meczach z pierwszym zespołem. Wykazał się wiedzą, trenerskim nosem, miał szczęście debiutanta, które należało pielęgnować. Nawet Napoleon Bonaparte wypowiedział słynną maksymę: "Od dwóch dobrych generałów wolę jednego, który ma szczęście".
Klamka zapadła, trzymamy kciuki za powodzenie Alberta Rude, któremu Jop będzie pomagał.
Prezes Królewski nie oszczędza się. Rzucił się w wir wydarzeń Wisły
Olbrzymim plusem prezesa Królewskiego jest fakt, że Wisły nie traktuje jak zabawkę, jest na pokładzie całym sobą, i pozostaje sobą, nikogo nie udaje. Musi pamiętać jednak, że reprezentuje nie tylko siebie, coraz bardziej sprawnego biznesmena, ale też klub ze 118-letnią tradycją, trzynastoma mistrzostwami Polski. Dlatego nawet wtedy, gdy ktoś go zdenerwuje, powinien reagować z większą klasą. Podczas rozmowy z Romanem Kołtoniem na kanale "Prawda Futbolu", jeden z kibiców napisał na czasie: "Chłop wypowiada się, jakby Wisła była na poziomie Realu, a gra w 1 Lidze".
Królewski nie wytrzymał ciśnienia i wypalił:
- Takich panów Patryków, o intelekcie rozwielitki, mamy więcej niestety w polskim futbolu - powiedział.
Dzierżąc buławę prezesa Wisły ten sam przekaz powinien ubrać w inną, mniej hejterską, formę.
Wisła nie może być klubem jednoosobowym
Wisła Kraków nie może być klubem jednoosobowym, a siłą swojej osobowości w takim świetle stawia ją czasem Jarosław Królewski. Weźmy taki, w sumie dość istotny szczegół, jakim była organizacja konferencji z prezentacją trenera Alberta Rude. Wisła zaplanowała ją dokładnie, media zaprosiła już pięć dni wcześniej, więc mogła się do niej odpowiednio przygotować.
Tymczasem dopiero podczas spotkania, ad hoc, ustalono, że w roli tłumacza angielskiego wystąpi sam prezes i właściciel klubu. To sytuacja bez precedensu. Ale na niej się nie skończyło. W konferencji uczestniczył także dyrektor sportowy Kiko Ramirez. Swoją drogą ciekawe, że po ponad dwóch latach pobytu w naszym kraju nie mówi nie tylko po polsku, ale także po angielsku. Królewski i jego ludzie musieli założyć, że będą też pytania do Ramireza. I były. Wisła przed konferencją poprosiła o pomoc w tłumaczeniu dziennikarkę, mówiąca po hiszpańsku, co nie wygląda zbyt profesjonalnie.
Przejdź na Polsatsport.pl