"Szanse były ograniczone". Ekspert dosadnie o meczu reprezentacji Polski
Bartłomiej Bis: Nie taki był plan na ten mecz
Marcin Lijewski: Przez swoje błędy sami wyrzuciliśmy się z gry
Polska przegrała z Norwegią 21:32 w swoim pierwszy meczu na Mistrzostwach Europy piłkarzy ręcznych. Nie było sensacji.
Koń jaki jest, każdy widzi. Koń to polski, nasz rodzimy i ambitny. Z sensownym jeźdźcem. Chciałoby się poskakać przez wysokie przeszkody, ale niestety, nomen omen, kończyny ma się niekiedy zbyt krótkie. Polska reprezentacja jest piętnasta na świecie i to miejsce nie jest przypadkowe i z tej perspektywy należy patrzeć na bezowocne wysiłki Polaków w berlińskiej hali. Gdyby w ręczną grało się do trzech zdobytych bramek, wtedy może byłaby jakaś szansa. Odwieczna zasada jest jednak taka, że mecz trwa godzinę, czyli dwie połowy po trzydzieści minut. A propos minut, z każdą kolejną było z Polakami gorzej. Do przerwy, że sparafrazuję nieco minioną młodzieżową literaturę, 10:15, na koniec 21:32.
Zobacz także: Porażka Polaków na otwarcie ME
Ale jeśli by chcieć obiektywnie oceniać szanse Polaków w berlińskiej inauguracji, to były one od początku poważnie ograniczone, by nie powiedzieć - żadne. Norwegia należy do szóstki najlepszych reprezentacji świata. Niemal równo dwa lata temu Norwegowie wygrali z Polakami na poprzednim Euro 42:31 (zajęli wówczas w mistrzostwach piąte miejsce, my kończyliśmy na dwunastym). Kolejna sprawa, ograniczając się już wyłącznie do problemów polskiej reprezentacji - widoczny aż nadto deficyt na prawej stronie boiska - praworęczni, często debiutanci grający na prawej stronie rozegrania. To nie mogło się udać. Nie wspominając już o nieobecności najlepszego w reprezentacji Arkadiusza Moryty. Ale nie tylko to. Nie czas jednak, by na samym starcie turnieju zdradzać wszystkie tajemnice polskiej kadry.
Marcin Lijewski, skądinąd także debiutant w roli trenera na mistrzowskiej imprezie, przed turniejem mówił, że zależy mu, by Polacy walczyli na boisku i czerpali radość z gry. Cóż, były momenty, kiedy walczyli. A radość? Wydaje się, że radość może zaistnieć tylko wtedy, gdy walka skutkuje pozytywnym konkretem. W meczu z Norwegami nie skutkowała, niestety. Niech przydarzy się w rywalizacji ze Słowenią. Bo mamy ostatnio za dużo walki, a za mało w życiu radości. Niestety.
Przejdź na Polsatsport.pl