Wszystkie grzechy Thurnbichlera. Jest ich tyle, że głowa boli
Tak fatalnego sezonu polscy skoczkowie nie mieli już dawno. Odpowiedzialność za wynik spada na trenera Thomasa Thurnbichlera, któremu rok temu byliśmy gotowi dać dożywotni kontrakt, a teraz zastanawiamy się, czy to wszystko ma jeszcze sens. Faktem jest, że Thurnbichler w bieżącym sezonie potyka się o własne nogi, a liczba błędów jest tak duża, że aż głowa boli.
Po pierwsze – za bardzo dał zawodnikom w kość
Zobacz także: PolSKI Turniej 2024. Terminarz. Kiedy skoki? O której godzinie?
Już w lecie zawodnicy mówili, że solidny trening czują w nogach. Byli tak przemęczeni, że praktycznie nie było ich widać w Letniej Grand Prix. Wiadomo, że to nie ma większego znaczenia, bo jednak liczy się zima, ale już wtedy widać było, że coś nie gra.
- Thurnbichler wtedy mówił, że wszystko jest pod kontrolą, że forma przyjdzie na Rukę, bo do tego czasu zawodnicy odzyskają świeżość – mówi Tomasz Kalemba, ekspert od skoków w Interii. - Kiedy jednak Ruka nam nie wyszła, stało się jasne, że nasz sztab przeszarżował. Odsunięcie Marca Nolke, trenera odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne, było przyznaniem się Thurnbichlera do błędu, bo to jednak on firmował całość.
Solidny trening miał sprawić, że będziemy mocni do końca. Jednak pół sezonu za nami, a my wciąż nie weszliśmy na właściwe obroty. I trudno powiedzieć, kiedy tak naprawdę odzyskamy świeżość. Najnowsza wersja jest taka, że ona wróci na polskie turnieje, które już w ten weekend.
Po drugie – medialny bałagan w kadrze
Thurnbichler nie zapanował nad przygotowaniem zawodników, ani też nad ich emocjami. Po pierwszych słabych wynikach nasi skoczkowie stanęli przed kamerami i nie gryźli się w język. Potem okazało się, że ich wypowiedzi były wymierzone w Nolke, ale wtedy, po Ruce, można było pomyśleć, że w drużynie nie ma atmosfery, że Stoch czy Kubacki już nie stoją murem za Thurnbichlerem. W każdym razie słuchając ich, kibic drapał się po głowie i zadawał sobie pytanie: czy leci z nami pilot? To wszystko wyglądało tak, jakby trener stracił kontakt z bazą.
Po trzecie – sprzęt
Pod tym względem przespaliśmy okres przygotowawczy i pierwszy miesiąc sezonu. – Thurnbichler długo zapewniał, że nie ma problemu ze sprzętem, ale na Turnieju Czterech Skoczni pojawiły się nowe kombinezony. Pewnie bardziej jako placebo, ale z drugiej strony zawodnicy powiedzieli, że w tych nowych skacze im się lepiej niż w starych. Ten błąd ze sprzętem dziwi o tyle, że przecież mamy w sztabie najlepszych specjalistów – podkreśla Kalemba.
Po czwarte – z ciepłego w zimne
Już sam fakt, że nasi skoczkowie polecieli na zgrupowanie na Cypr, był mocno kontrowersyjny. Thurnbichler miał jednak pomysł, żeby tam zawodnicy odpoczęli i złapali świeżość. – Problem w tym, że zaraz po powrocie z Cypru zabrał naszych do Lillehamer. Nagle z dużego ciepła przenieśliśmy się do minus 15 stopni. To zdecydowanie nie było dobre. Zawodnicy po Cyprze powinni byli dostać jeszcze trochę spokoju – zauważa nasz ekspert.
Po piąte – technika
To, że zawodnicy dostali w kość przełożyło się na ich problemy techniczne w pozycji dojazdowej. – Problem zrobił się o tyle duży, że doszło do zmian w butach, że weszły jednakowe wkładki, że trzeba było inaczej podejść do sprawy ruchomości stawu skokowego – wylicza Kalemba, a my dodajmy tylko, że trudno pracować nad techniką, jak nie ma się świeżości i jak głowa zaprzątnięta jest myślami o tym, jak tu odzyskać formę. Nic dziwnego, że nasi skoczkowie rozjechali się kompletnie.
Po szóste – każda decyzja była spóźniona
Thurnbichler w poprzednim sezonie potrafił zaskakiwać, uprzedzać fakty, naprawiać błędy, zanim ktokolwiek pomyślał, że mogą się pojawić. W bieżącym sezonie każda decyzja Austriaka była spóźniona. Reagował, dopiero gdy cała Polska zobaczyła, jak źle się dzieje. Na dokładkę często brakowało mu stanowczości. – Przed Klingenthal cała kadra nadawała się do wycofania. Mam na myśli Stocha, Kubackiego i Żyłę. Tymczasem odsunięty od konkursu został tylko ten pierwszy i to mu do pewnego stopnia pomogło – zauważa Kalemba, bo też w pozostałych przypadkach trener posłuchał zawodników, którzy powiedzieli, że chcą skakać. To nie było jednak dla nich dobre, bo zamiast poprawiać błędy, to tylko je pogłębiali.
Po siódme – zaplecza, jak nie było, tak nie ma
Od pewnego czasu mówi się, że polskie skoki, to Stoch, Kubacki, Żyła. Brak zaplecza, to spory problem. Niestety Thurnbichler wciąż go nie rozwiązał i teraz to wygląda tak, że jak starzy nie skaczą, to nie ma ich kto zastąpić. – On przyszedł po to, żeby młodzi weszli do kadry. Jasne, że zajmując się sprawami bieżącymi, nie jest w stanie tego zrobić, więc nie można wykluczyć, że w następnym sezonie odda starszych pod opiekę innych trenerów, a sam zajmie się grupą, która ma ich zastąpić. Wciąż będzie wszystko nadzorował, ale szczególną opieką obejmie zaplecze – komentuje Kalemba.
Swoją drogą rozwiązanie z trenerem, który w prawie 100 procentach poświęci się zawodnikom z drugiego rzędu, wydaje się potrzebą chwili. I choć liczba błędów popełnionych przez Thurnbichlera może przyprawiać o ból głowy, to powierzenie mu tego zadania wcale nie musi być głupim rozwiązaniem. Ten sezon jest dla Austriaka bolesną lekcją, ale jeśli wyciągnie z niej wnioski, to będzie o nie mądrzejszy i za rok już niewiele go zaskoczy.
Przejdź na Polsatsport.pl