Iwanow: Mieć czy być? Wszyscy chcą sprzedawać
Niemal wszystkie polskie kluby PKO BP Ekstraklasy chcą sprzedawać. Albo muszą. By spinał się budżet. By można było normalnie funkcjonować. Co okno transferowe prezesi zacierają ręce, gdy uda się kogoś „upłynnić”. Pewnie, że zawsze będziemy ligą sprzedażową. Że nie stać nas na wiele historii, która dotyczą tych zamożniejszych. Ale co ma powiedzieć kibic, który wobec swojej drużyny ma sportowe oczekiwania? Cieszyć się, że w następnej rundzie jego drużyna będzie prawdopodobnie słabsza?
Górnik Zabrze żegna się z Daisuke Yokotą i „przebitka” na nim jest kilkunastokrotna. Biznes zatem wręcz perfekcyjny, idealny, wypada nisko się kłaniać Lukasowi Podolskiemu, że udało się namówić Japończyka, że wybrał jakiś czas temu Zabrze, a nie inny adres zamieszkania. A sztabowi i drużynie, że byli w stanie właściwie go wykorzystać i wypromować. Czternastokrotny mistrz Polski jest „bezpieczny’ w tabeli, zajmuje siódme miejsce, ma osiem punktów przewagi nad strefą spadkową, europejskie puchary też mu nie grożą, w Pucharze Polski również zabrzan już nie ma. Ale bez piłkarza z Azji Górnik nie będzie wiosną na pewno mocniejszy. Czy od ekipy Jana Urbana będzie można mieć jakieś większe oczekiwania?
Zobacz także: Policja szykuje się na kolejne mecze Legii
Legia „musiała” sprzedać Bartosza Slisza ze względu na kwestię jego kończącej się umowy. Kontuzja Jurgena Celhaki, który mógłby występować jako jego zastępca czy następca, ale raczej bez zapewnienia, że będzie to w kontekście wartości „zmiana jeden do jednego” powoduje jednak jeszcze większą wyrwę, którą niełatwo będzie załatać. Stołeczny klub miał w tym sezonie walczyć o krajowy prymat. Ma dziewięć punktów dystansu do lidera z Wrocławia. A praktycznie dziesięć, bo na Tarczyński Arena przegrał przecież 0:4. Ekonomicznie transfer pomocnika reprezentacji Polski miał sens. Ale sportowo drużyna Kosty Runjaica straciła. Manko – jeśli nic się nie zmieni – będzie trzeba odrabiać „gorszym” składem. To nie jest optymistyczna prognoza.
Lech „na razie” nie sprzedaje, także dlatego, że ani Filip Marchwiński ani Filip Szymczak – nie są w tej chwili tak łakomymi kąskami, jakimi nie tak dawno byli Jakub Moder, Jakub Kamiński czy Michał Skóraś. Świetnie, że klub potrafi produkować i wysyłać na zachód swych zawodników. Ale „Kolejorz” w ostatnich dwóch dekadach ligę wygrywał tylko trzykrotnie. Za rzadko jak na ambicje wymagającego wielkopolskiego kibica.
Piast Gliwice – podobno na minusie i w długach. Jagiellonia, z aspiracjami nawet na tytuł, też za 500 tysięcy euro puszcza na Cypr swojego utalentowanego stopera Miłosza Matysika. Tu jeszcze można wierzyć w dyrektorski nos Łukasza Masłowskiego, że – z zagranicy – pozyskał znów właściwych ludzi i „Jaga” jakościowo nie będzie słabsza. Poza nawias należy włożyć Raków Częstochowa, bo ma prywatnego bogatego właściciela, więc może on robić co żywnie mu się podoba i raczej pozyskuje niż „wysyła”.
Kluby to przedsiębiorstwa więc w excellach wszystko się musi zgadzać. Ale sportu oceniać nie można przecież tylko ze względu na finansowe cyferki. Liczą się przecież sukcesy, trofea, ważne jest, aby starać się być piłkarsko mocniejszym, to przecież też w końcu da i finansowy awans. Ale ile naszych klubów będzie wiosną faktycznie silniejszych niż jesienią i w poprzednich rozgrywkach? I tu pojawia się duży znak zapytania.
Przejdź na Polsatsport.pl