Historyczny medal reprezentacji Polski
W zakończonych w niedzielę w Gdańsku mistrzostwach Europy w short tracku dorobek medalowy naszej reprezentacji zamknął się w dwóch medalach. Historyczne srebro zdobyła nasza sztafeta mieszana, a brąz wywalczyli w nasi panowie w rywalizacji męskiej sztafety. W dotychczas rozegranych 27. edycjach ME reprezentanci Polski zdobyli łącznie dwanaście krążków, osiem w konkurencjach indywidualnych i cztery w rywalizacji sztafet.
Przed rokiem Polacy zdobyli pierwszy brązowy medal w rywalizacji męskiej sztafety, a historyczny medal w tej konkurencji jest zasługą naszej żeńskiej sztafety, która podczas zawodów w Malmoe w 2013 stanęła na najniższym stopniu podium.
Zobacz także: Dwa medale Polski na koniec mistrzostw Europy. "Rośniemy jako reprezentacja"
Pierwsze podium ME w rywalizacji drużynowej wywalczyły nasze panie, które w jedenaście lat temu zdobyły brązowy medal. W Malmoe skład naszej sztafety tworzyły Aida Bella, Paula Bzura, Natalia Maliszewska, Patrycja Maliszewska i Marta Wójcik. Trenerem kadry Polski na tych zawodach był Kanadyjczyk John Monroe, który wcześniej z powodzeniem pracował z reprezentacją Holandii.
- Wprowadził dużo zmian, kiedy przyszedł do pracy w naszej federacji. Zależało mu, żeby zbudować mocny team, podobny do tego, jaki stworzył, pracując w Holandii. To właśnie tam spod jego ręki wyszli zawodnicy tej klasy co Sjinkie Knegt czy Jorien ter Mors. Wtedy może nie do końca doceniałam jego decyzje i metody, które wprowadzał do naszych treningów, ale po latach zrozumiałam, że wykonał z nami świetną pracę. Mam z nim cały czas kontakt, wymieniamy się ciągle doświadczeniami i naszymi spostrzeżeniami. To taka znajomość na całe życie – podkreśla Patrycja Maliszewska.
- Ogromny nacisk w treningach położył na zbudowanie mocnej sztafety, a jak wiadomo nie jest to łatwa konkurencja w short tracku. Miał w swoich zajęciach bardzo wiele nowatorskich metod, jak choćby specjalne „klikacze”, które mentalnie przygotowywały nas do jazdy w sztafecie. Zamykałyśmy oczy i podczas wirtualnego przejazdu specjalnym przyciskiem w odpowiednim momencie dokonywałyśmy zmian w czasie takiego wyścigu. To pomogło nam zbudować nasz zespół i znalazło to przełożenie w czasie naszych startów w sztafecie. Nie można mu było odmówić chęci do pracy, ale to nie był trener, którego potrzebowaliśmy. Zdecydowanie lepiej układała nam się współpraca z jego poprzednikiem – Chińczykiem Yang He i jego asystentką Urszulą Kamińską, która obecnie prowadzi naszą kadrę wspólnie z trenerem Durandem – uważa Paula Bzura.
- To prawda, że trener Monroe miał swoje zasady, lubił chodzić swoimi ścieżkami, ale musiał znaleźć sposób aby do nas dotrzeć. W tamtym czasie potrzebowałyśmy kogoś kto stworzy mocną ekipę i jemu to się udało. Warsztat miał naprawdę dobry, o czym świadczyły znakomite wyniki, które osiągnął wcześniej z kadrą Holandii. Z naszej grupy byłam najstarsza, mój syn Filip miał już wtedy trzy lata i ten kontakt z trenerem był trochę inny, bo przez to więcej ode mnie wymagał, a ja często byłam osobą, która „spajała” relacje na linii zawodnik - trener. Na pewno te wyniki, które wtedy osiągałyśmy były jego zasługą – mówi Aida Bella.
Historyczny finał w Ventspils
Pierwsze mistrzostwa Europy w short tracku odbyły się w 1997 roku w Malmoe. Polskę reprezentowali wówczas Marta Bakier oraz Ludwik Krawczyk i Maciej Pryczek. W Szwecji nie startowaliśmy w konkurencji sztafet zarówno żeńskiej, jak i męskiej. W 2005 roku ME organizował Turyn i właśnie we Włoszech po raz pierwszy wystartowały obie nasze sztafety. Polacy rywalizację zakończyli na 9. Miejscu, a bardzo dobry występ w debiucie na mistrzostwach Europy zanotowała nasza żeńska sztafeta, która startując w składzie Aida Popiołek (Bella), Karolina Regucka (Konopko), Patrycja Maliszewska i Malwina Zawada zajęła szóste miejsce. Polki w półfinale były trzecie za Włoszkami i Rosjankami, a przed Bułgarkami.
W kolejnych dwóch latach naszej żeńskiej sztafecie nie udało się awansować do finału zarówno podczas ME w Krynicy w 2006 roku, jak i rok później w Sheffield. Po raz pierwszy Polki awansowały do finału w 2008 roku w łotewskim Ventspils. Skład naszej sztafety tworzyły Agnieszka Bawerna, Aida Popiołek (Bella), Karolina Regucka (Konopko), Patrycja Maliszewska i Anna Romanowicz. Polki w finale zdołały poprawić rekord Polski (4:25,857), ale to nie wystarczyło na zdobycie medalu i ostatecznie zajęły czwarte miejsce za Brytyjkami, Bułgarkami, Niemkami, wyprzedzając Węgierki.
W kolejnych czterech mistrzostwach Starego Kontynentu (Turyn, Drezno, Heerenveen i Mlada Boleslav), Polkom nie udało się awansować do finału sztafety. Kolejne ME odbyły się w Malmoe w 2013 roku. Zbliżały się igrzyska olimpijskie w Soczi i ten sezon był takim przygotowaniem do kwalifikacji do zawodów w Rosji. Właśnie sezon 2012/13 miał pomóc zbudować sztafety żeńską i męską, które miały docelowo powalczyć o wyjazd na igrzyska olimpijskie. Takim pierwszym sprawdzianem miały być właśnie mistrzostwa Europy w Szwecji.
- Pamiętam, że przed wyjazdem do Malmoe więcej szans na zdobycie medalu w sztafecie dawano naszej męskiej ekipie, która prezentowała się całkiem nieźle i osiągała lepsze wyniki w zawodach. Zbudowanie sztafety w short tracku to jest długi proces, na który składa się wiele czynników. Trzeba umiejętnie wyselekcjonować osoby, w dodatku z odpowiednimi predyspozycjami i optymalnie każdą z nich ustawić w kolejności jazdy w czasie wyścigu. Ja z Patrycją Maliszewską byłyśmy typowymi sprinterkami, a zdecydowanie lepiej na długich dystansach czuła się Paula Bzura. To było bardzo ważne, aby umiejętnie wykorzystać nasz potencjał – twierdzi Bella.
W pięcioosobowej kadrze kobiet na mistrzostwa Europy w Szwecji, obok doświadczonych Belli, Bzury, Wójcik i Patrycji Maliszewskiej, znalazła się jej młodsza, wówczas zaledwie 17-letnia siostra Natalia. - Myśleliśmy, że najważniejszym startem dla Natalii będą mistrzostwa świata juniorów w Warszawie, ale ona zaskakuje nas z zawodów na zawody. Na pierwszym turnieju z cyklu Pucharu Świata w sezonie była wystraszona, a na następnym przepychała się już z faworytkami z Chin. To jest talent, który wyprzedza założenia, które my jako trenerzy jej wyznaczamy. Będzie to jednak jej pierwszy start na imprezie takiej rangi, więc chcę tylko, aby w każdym wyścigu walczyła ze wszystkich sił od startu do mety – argumentował wówczas swoje powołanie młodej łyżwiarki Juvenii Białystok, trener Monroe.
Polki zdecydowanie mocniejsze od Białorusinek…
Faktycznie młodsza z sióstr Maliszewskich przebojem wdarła się do kadry zarówno w rywalizacji indywidualnej, jak i w konkurencji sztafet. W ćwierćfinale „drużynówki” rywalkami Polek były Włoszki i Białorusinki. Do półfinału kwalifikowały się dwie najlepsze ekipy oraz kolejne dwie z najlepszymi trzecimi czasami.
- W naszym wyścigu startowały trzy ekipy, a w dwa pozostałe miale czterozespołowe obsady, więc wiedziałyśmy, że musimy ten bieg przejechać czysto, bo zdawałyśmy sobie sprawę, że Białorusinki były od nas zdecydowanie słabsze – mówi Patrycja Maliszewska.
- Pamiętam że bardzo się stresowałam przed biegiem, ale po jego zakończeniu byłam wniebowzięta, ponieważ był to super przejechany przez nas wyścig. Zaraz za Włoszkami przejechałyśmy cały dystans i to pokazało nam że nie odstajemy od najlepszych – wspomina ćwierćfinałową rywalizację w Malmoe, Wójcik.
Na pierwszej zmianie jechała Patrycja Maliszewska, na drugiej Marta Wójcik, dalej Natalia Maliszewska i Paula Bzura. Wyścig wygrały Włoszki o 0,2 sekundy przed Polkami, które o prawie siedemnaście sekund wyprzedziły sztafetę Białorusi.
Biało-Czerwone w walce o finał zmierzyły się z Brytyjkami, Holenderkami i Włoszkami. Awans zapewniały sobie tylko dwie najlepsze ekipy. Polki nie były faworytkami w tym wyścigu, bo więcej szans na awans dawano Holenderkom i Włoszkom, a swoje aspiracje zgłaszały też Brytyjki. W naszej kadrze nastąpiła jedna zmiana. W miejsce Wójcik startowała Bella.
Koncertowa jazda w półfinale!
- Ta zmiana była zaplanowana, bo jechałyśmy na zawody do Szwecji z medalowymi aspiracjami i chcąc, aby każda z naszej piątki mogła otrzymać fizycznie medal, to poza oczywistym wywalczeniem miejsca na podium, trzeba było wystąpić w przynajmniej jednym wyścigu. Dlatego w ćwierćfinale startowała Marta, a w kolejnych wyścigach zastąpiła ją Aida, która w tym czasie prezentowała się trochę lepiej – wyjaśnia Patrycja Maliszewska.
Półfinał był popisem naszej sztafety. Polki wygrały wyścig, wyprzedzając na mecie o dwie sekundy Holenderki. Trzecie ze sporą stratą były Brytyjki, a Włoszki otrzymały karę.
- Pamiętam, że wypychając Aidę na jednej zmianie doszło do starcia z jedną z Holenderek, ale świetnie utrzymała równowagę i dalej kontynuowała jazdę. To był trudny wyścig. Ważne, że jechałyśmy od startu na początku stawki, bo w pewnym momencie doszło do upadku za naszymi plecami jednej z ekip. Na szczęście nie brałyśmy udziału w tej kolizji i bezpiecznie dojechałyśmy do mety. Cały czas starały się nas wyprzedził Holenderki, ale do końca utrzymałyśmy pierwszą pozycję i zapewniłyśmy sobie awans do finału – wspomina z uśmiechem ten wyścig Bzura.
- Nasza radość na mecie była ogromna. Wprawdzie to nie był jeszcze finał, ale wtedy czułyśmy się tak jakbyśmy wygrały decydujący wyścig. Fizycznie i psychicznie byłam bardzo mocna w tamtych zawodach i od początku zmagań czułam się naprawdę dobrze. Nasz awans do finału był tego najlepszym potwierdzeniem – podkreśla starsza z sióstr Maliszewskich.
- Przed półfinałem to było wiadome, że ktoś będzie musiał się zmienić w kolejnym biegu. Nie byłam zła, że padło na mnie, ponieważ byłyśmy drużyną i każda z nas jechała w tym samym celu. Wtedy zmieniła mnie Aida, która pojechała bardzo dobrze – zapewnia Wójcik.
Wymarzony prezent na urodziny…
W wielkim finale rywalkami Polek były Holenderki, które broniły złota wywalczonego rok wcześniej w Czechach oraz Węgierki i Niemki. Zdecydowanymi faworytkami do złota były reprezentantki Oranje, a walka o pozostałe dwa miejsca na podium miała rozegrać się pomiędzy pozostałymi trzema ekipami. Węgierki i Niemki startowały też w ubiegłorocznym finale, zajmując w tym decydującym wyścigu odpowiednio trzecie i czwarte miejsce.
Od startu rywalizacja w wielkim finale była bardzo wyrównana. Wszystkie cztery ekipy jechały obok siebie i niemal do mety trwała walka o podium. W wyścigu prowadziły Holenderki przed Niemkami, a między Polkami i Węgierkami trwała walka o trzecie miejsce. Na dwa okrążenia przed końcem, podczas ostatniej zmiany, Patrycja Maliszewska świetnie wypchnęła Paulę Bzurę, która na pełnej prędkości wyprzedziła Węgierkę i Polki były w tym momencie trzecie. Ścigająca naszą zawodniczkę reprezentantka Węgier zanotowała upadek i historyczny brązowy medal Polek w sztafecie stał się faktem.
- W finale wiedziałyśmy, że nie mamy nic do stracenia, dlatego żadna z nas się w tym wyścigu nie oszczędzała, tylko wszystkie jechałyśmy na absolutne maksimum. Na tej ostatniej zmianie miałyśmy odstęp kilku metrów i idealnie wyszłam do jazdy. Miałam na tyle dużą prędkość, że wykorzystałam ten moment i wyprzedziłam Węgierkę. Zamknęłam ją, a ona dopiero później upadła po swoim błędzie – oceniła ten decydujący moment Paula Bzura.
- Upadek Węgierek miał miejsce dopiero na dwa okrążenia przed końcem i do tego momentu cały czas ta walka była bardzo zacięta. Pamiętam, że krzyczałam cały bieg do dziewczyn z „beatboxu” i na ostatnich dwóch okrążeniach kiedy Węgierki już upadły, z całych sił wołałam do Pauli żeby jechała stabilnie bez upadku – wspomina ten wyścig Marta Wójcik.
- To był dla mnie jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu, bo właśnie wtedy obchodziłam swoje urodziny. Żartowałam, że dziewczyny zrobiły mi najlepszy prezent na świecie. Wtedy w Szwecji przejechałyśmy wszystkie trzy wyścigi bardzo równo i szybko, co w tej konkurencji jest bardzo ważne. Cała nasza piątka dziewczyn, które wtedy startowały w sztafecie w pełni zasłużyła na miejsce na podium – podkreśla Aida Bella.
- To prawda. Wszystkie trzy biegi przejechałyśmy bardzo dobrze. Równo, nie było żadnych kontrowersji z naszej strony. Czułyśmy, że jesteśmy w gazie i nasze awanse do kolejnych wyścigów nie wynikały z przypadku czy szczęścia, a z bardzo dobrej postawy każdej dziewczyny. Wszystkie solidnie zapracowałyśmy na ten medal – zapewnia Patrycja Maliszewska.
Na mecie pierwsi z gratulacjami dla naszych medalistek przybiegli nasi panowie, którzy startowali w Malmoe: Bartosz Konopko, Adam Filipowicz, Jakub Jaworski, Sebastian Kłosiński, Dawid Rzemieniecki i rzecz jasna trener John Monroe.
- Pamiętam, że trener Monroe mówił nam dzień wcześniej na odprawie, abyśmy pamiętały o zabraniu ze sobą naszych bluz reprezentacyjnych na wypadek wręczenia medali. To była dla nas nowość i jedna z dziewczyn nie miała swojej bluzy, więc idąc na podium pożyczyła ją od któregoś z chłopaków. Trochę była na nią za duża, ale otrzymany medal w pełni zrekompensował tę niedogodność – uśmiecha się Bella.
Przejdź na Polsatsport.pl