Kowalski: Santiago z Argentyny w kadrze Probierza? Czemu nie?!
Dzwonić czy nie dzwonić, jechać czy nie jechać, namawiać czy dać sobie spokój? Trwa dyskusja na temat Santiago Hezze, Argentyńczyka, który kilka tygodni temu dostał polski paszport i teoretycznie może grać w reprezentacji Polski.
Od razu warto zaznaczyć, że 22-latek występujący dziś w Olympiakosie Pireus nie jest żadnym wirtuozem, drugim Leo Messim, ale raczej zawodnikiem zbliżonym w charakterystyce gry do tych asów drużyny mistrzów świata, którzy Leo „zabezpieczają”. Czyli graczom od czarnej roboty, czyszczenia przedpola, odbioru piłki, szybkiego jej oddania bardziej kompetentnym kolegom z przodu. Jak Leandro Paredes, Guido Rodriguez, Rodrigo de Paul (zachowując odpowiednią skalę oczywiście).
Zobacz także: Ekspert zdradził problem klubów Ekstraklasy
Ot, defensywny pomocnik. Przekładając na nasze podwórko, taki Grzegorz Krychowiak, z czasów, kiedy wzrastał sportowo, czy biorąc pod uwagę dawne chwalebne czasy Waldemar Matysik. Rację mają ci, którzy twierdzą, że to trochę obciach dla polskiej piłki, że nie jest ona w stanie wykreować solidnych defensywnych rzemieślników, którzy nie pozwalaliby nawet pochylać się nad takimi przypadkami jak Hezze.
Stuprocentową prawdą jest także informacja o pobudkach, które Santiago kierowały, kiedy występował o polski paszport. Chciał zwiększyć swoją wartość rynkową, będąc obywatelem Unii Europejskiej, bo przez to nie blokuje miejsca dla piłkarzom spoza Unii, w ligach, w których są w tej kwestii limity.
Nigdzie dotąd nie było słychać, że niedawny gracz argentyńskiej młodzieżówki w ogóle jest zainteresowany grą dla Polski. Nigdy publicznie nie deklarował, że czuje się Polakiem (jego babcia jest Polką). I przede wszystkim zanim nie pojawiła się wzmianka o przyznanym obywatelstwie mało kto go kojarzył, bo liga grecka od dawna nie jest atrakcją stojącą na jakimś wyjątkowo wysokim poziomie. A dawne potęgi Panathinaikos czy Olympiakos nie robią już wielkiego wrażenia.
Do tego, biorąc pod uwagę historię, zawodnicy z podobnego rozdania, czyli wychowani poza Polską, ale dostający w pewnym momencie polskie obywatelstwo (lub przypominającymi sobie, że je mają) rzadko robili dotąd wielką różnicę
Chwalebne przypadki to Emmanuel Olisadebe czy Roger Guerreiro, którzy w ogóle nie mieli polskich korzeni. Może w nieco mniejszym stopniu posiadający je Ludovic Obraniak. Ale lista graczy z odzysku, którzy niespecjalnie się wyróżniali albo byli wręcz niewypałami jest znacznie dłuższa. Eugen Polanski, Sebastian Boenisch, Adam Matuszczyk, Tiago Cionek, Damien Perquis czy nawet grający obecnie Matty Cash.
I właściwie wszyscy oni traktowali Polskę jako reprezentację drugiego wyboru. Byli chętni dla niej grać, bo nie chciano ich w kadrach Nigerii, Brazylii, Niemiec, Francji czy Anglii. Czyli nie były to żadne odruchy serca, ale czysta kalkulacja. Szansa zagrania na dużej imprezie, promocja.
Wszystko się zgadza i nawet trudno z powyższymi faktami dyskutować, ale…
W moim odczuciu grzechem byłoby, gdyby Michał Probierz przynajmniej nie sprawdził co w trawie piszczy. Dla selekcjonera nie jest żadnym problemem ani ujmą wybranie się do Grecji na mecz, spotkanie z zawodnikiem, jego menedżerem czy bliskimi i zbadanie sprawy.
Bo co z tego, że zawodnik jeszcze nie zadeklarował chęci gry dla nas? Przecież po takiej rozmowie może się to radykalnie zmienić. Liga grecka jest co najwyżej przeciętna, ale przecież Hezze dopiero do niej trafił i w 22 meczach, które rozegrał (liga grecka, Liga Europy, Puchar Grecji) zebrał już na tyle dobre recenzje, że interesują się nim poważniejsze kluby. Wiele wskazuje na to, że ta kariera dopiero się rozkręca. Zresztą już sam fakt, że trafił do Europy za cztery miliony euro w wieku 21 lat nie jest złą rekomendacją. My oddaliśmy jego odpowiednik, czyli też defensywnego wciąż młodego, ale już 24-letniego pomocnika, Bartosza Slisza za milion mniej do amerykańskiej MLS.
Na zdrowy rozum, najlepszy czas na przechwycenie takiego zawodnika jest wtedy, kiedy dopiero wzbija się do kariery i ma mnóstwo lat gry przed sobą, a nie kiedy jest już ukształtowany i wszyscy go znają.
Druga sprawa to pozycja na boisku. Ta teoretycznie najmniej spektakularna i efektowna, tzw. szóstka. Wielu uznanych trenerów twierdzi, że we współczesnej piłce jest to pozycja kluczowa, być może najważniejsza dla kształtowania obrazu całego zespołu. A nie przecinak, ktoś na doczepkę, jedynie walczak, niekoniecznie dobrze wyszkolony technicznie. Nie wdając się w szczegóły, kto ma wartościowego zawodnika na tej pozycji, widzącego o co w niej chodzi, ten czerpie z pozostałych ofensywnych atutów, uwypukla je. Vide: Jorginho, który w 2021 roku poprowadził reprezentację Włoch do mistrzostwa Europy i Chelsea do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Nota bene też przecież nie rodowity Włoch.
I wreszcie trzecia sprawa, być może najistotniejsza - ta, o której w pewnym sensie na swoją zgubę mówił Robert Lewandowski. Naszej reprezentacji brakuje charakteru, charyzmy, gracze są przyzwoici sportowo, ale mają osobowości miękkie, nie idą za sobą w ogień. Tego nie da się zmienić, przemawiając do nich czy stosując jakieś socjotechniczne sztuczki. Ta grupa jest źle dobrana pod względem mentalnym. Probierz po prostu musi szukać graczy o innej charakterystyce niż ci, którzy powoływani są dotąd.
Nie wiem, czy już na mecze barażowe, ale po prostu trzeba wyjść z tego zamkniętego kręgu, wpuszczać ludzi, którzy są zupełnie inni, bardziej zdeterminowani, bardziej zawzięci, być może myślący zupełnie inaczej. Tu wypada szukać rozwiązań niestandardowych.
Czy Santiago Hezze mógłby się w nie wpisać? Z całą pewnością jest przypadkiem nad którym warto się pochylić, choćby z tego powodu, aby nie mieć do siebie później pretensji o zaniechanie.
A jaki charakter ma Hezze? Możemy tylko zakładać, że skoro wychował się na ulicach Buenos Aires i mimo tego, że był kilkukrotnie odrzucany przez swój ukochany Huracan, a w końcu się do niego przebił i został korzystnie sprzedany do Europy, to raczej miękki nie jest.
Przejdź na Polsatsport.pl