Tak Adam Małysz próbował pokonać strach Polaka. Poskutkowało, ale na krótko
Dwa lata temu polskie skoki przechodziły kryzys, ale na imprezie czterolecia ówczesny trener Michal Doleżal obronił się brązowym medalem olimpijskim Dawida Kubackiego. Gwoździem bieżącego sezonu były MŚ w lotach i trener Thomas Thurnbichler wraca na tarczy. Szóste miejsce Piotra Żyły na pewno go nie obroniło. Nie tak wymarzył sobie loty na Kulm Paweł Wąsek, któremu otuchy przed skokami na wielkim obiekcie dodawał sam Adam Małysz.
Wahania formy liderów, na czele z Żyłą, tylko potwierdzają kryzys
MŚ w lotach, rozgrywane w Bad Mitterndorf, tylko potwierdziły, że kryzys elity naszych skoczków jest głęboki i zaklinanie rzeczywistości, bajania o postępach, widocznych z próby na próbę, z pewnością nie pomogą się z niego wydostać. Wahania formy Żyły są najlepszym na to przykładem. Podczas weekendu z Pucharem Świata w Zakopanem "Wewiór" właściwie nie istniał. Odrodził się na konkurs indywidualny MŚ w lotach, po dwóch seriach miał prawo marzyć o medalu. Ostatecznie doleciał po szóste miejsce, ale i trzeci skok dał mu radość, pokazał w nim energię, czucie skoczni Kulm.
ZOBACZ TAKŻE: Thomas Thurnbichler ruszył do kontrolera. "Coś takiego zdarzyć się nie powinno"
Można było czekać spokojnie na konkurs drużynowy, bo Piter jawił się liderem. Tymczasem niespełna dobę po konkursie indywidualnym skakał znowu przeciętnie, by nie rzec słabo. O ile w serii próbnej jego wpadkę (tylko 195 m) można było zganić na brak koncentracji, o tyle konkursowe loty na 212,5 i 175 m zobrazowały pełnię bezradności największego weterana naszej kadry.
Podobnie jest zresztą z Dawidem Kubackim, w wypadku którego optymizm tryska tylko z wypowiedzi, ale skoki rażą przeciętnością. Wobec dyskwalifikacji Aleksandra Zniszczoła, najrówniej i najpewniej prezentującym się Polakiem był Kamil Stoch, który odleciał na 211 m i 210 m. Widać, nawet zepsute przygotowania do sezonu nie były w stanie przygwoździć do dna "Orła z Zębu".
Przed MŚ w lotach Wąska mobilizował sam Adam Małysz
Przygnębiającym obrazem w Bad Mitterndorf była także sobotnia audiencja Pawła Wąska u Thomasa Thurnbichlera, z wnioskiem o wycofanie go ze składu drużyny, bo pogubił się w locie na Kulm i nie chciał zaszkodzić drużynie. Teoretycznie cel Pawła był szczytny – stracił pewność siebie i zrobił miejsce Stochowi. Pytanie tylko, czy zamiast wywieszać białą flagę po dwóch nieudanych próbach, nasz jedyny młody skoczek w elicie nie powinien obudzić w sobie złości sportowej, by pokonać tę niemoc? Tak poradził sobie w niedzielę w pierwszym konkursowym skoku Ren Nikaido. 22-latek z Japonii skoczył 214 m.
Warto podkreślić, że w pokonaniu lęku przed skoczniami do lotów pomagał Wąskowi nawet prezes PZN-u Adam Małysz, który po PŚ w Zakopanem przekonywał go, żeby czerpał przyjemność z długiego lotu nad Kulm. Dodawał otuchy, uświadamiając, że bula tej skoczni ma stosunkowo łagodny spadek. Poskutkowało, ale tylko na piątkowe loty.
Razem z Norwegami podaliśmy Niemcom medal, jak na tacy
Osobny temat to dyskwalifikacja Aleksandra Zniszczoła, przez którą straciliśmy szansę na czwarte miejsce w konkursie drużynowym, a wespół z Norwegami, wśród których zawiódł na całej linii Daniel Andre Tande, Niemcom podaliśmy brązowy medal jak na tacy. Podopieczni Stefana Horngachera cieszyli się z miejsca na podium, choć na dobrym, równym poziomie skakał wśród nich tylko Andreas Wellinger. To wieli pech, ale też niedopatrzenie naszej kadry, skoro wykluczono tylko Olka, za zbyt obszerny w brzuchu kombinezon.
Gdy rok temu stery kontrolera sprzętu przejął Christian Kathol, trener Thurnbichler był zadowolony.
- Przynajmniej obowiązują teraz klarowne i sprawiedliwe zasady – powiedział mi.
Oczywiście, stroje będą szyte do granicy dopuszczalnych rozmiarów, by zwiększyć skoczkom szanse na dalekie loty. Warto jednak przemyśleć tę strategię, bo wychodzi na to, że wykraczając obszarem strojów poza limit, gramy nie fair i ryzykujemy zniweczenie wysiłku całej drużyny, jak to się stało w niedzielę.
Nie wiem, czy w XXI wieku, gdy sztuczna inteligencja wkracza do sportu drzwiami i oknami, pomiary nart, butów i kombinezonów powinny się odbywać w ten sposób – na wyrywkę, w ciasnym kantorku kontrolera. Przecież one zaczynają przypominać loterię, podobną do tej z wiatrem. W Wiśle z konkursu wyleciało aż pięciu skoczków, za zbyt obszerny kombinezon. Nie lepiej byłoby dokonać dokładnych pomiarów każdemu przed dopuszczeniem do kwalifikacji? Wówczas wszystko byłoby jasne. Zawodnik miałby zatwierdzony sprzęt i tylko w nim mógłby startować. Na razie przypomina to szopkę – jednym zbyt duży sprzęt się upiecze, inni są za to przykładnie karani.
Polscy skoczkowie jak dinozaury
Jak bumerang wraca temat starzejącej się naszej kadry. Podczas gdy u Japończyków debiutował na MŚ w lotach 22-letni Nikaido, u Amerykanów – 18-letni Tate Frantz, nasz debiutant – Zniszczoł w marcu będzie obchodził "trzydziestkę", a najmłodszy Wąsek prosił, żeby go nie wystawiać do drużynówki. Stan polskich skoków na zakończenie imprezy sezonu nie daje spokoju.
Słoweńcy, którzy zdobyli drużynowe mistrzostwo świata mają łącznie tylko 101 lat, srebrni Austriacy – 125 lat, brązowi Niemcy – 124, Norwegowie – 111, Japończycy – 108, a Polacy są jak dinozaury – czwórka Piotr Żyła, Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Aleksander Zniszczoł ma łącznie 133 lata.
Przejdź na Polsatsport.pl