Polski klub oskarżony o sabotaż! Trwa medialna przepychanka z władzami
W zeszłym roku na torze w Krośnie dwukrotnie próbowano rozegrać rundę Indywidualnych Mistrzostw Polski na żużlu. Niestety, za każdym razem na przeszkodzie stanęły problemy z nawierzchnią. Od tamtych niechlubnych wydarzeń minęło już sporo miesięcy, ale medialna hucpa trwa nadal. Wzajemnych oskarżeń i przerzucania winy końca nie widać.
W konflikcie biorą udział dwie strony - klub, który był gospodarzem niedoszłego turnieju - Cellfast Wilki Krosno oraz oficjele z Głównej Komisji Sportu Żużlowego, którzy mieli nad wszystkim czuwać. Jako że zmagania nie zostały rozegrane, mimo dwukrotnych prób (!), sprawa została okrzyknięta niemałym skandalem i klapą na wizerunku polskiego żużla.
Jak można było się spodziewać, winnych tych zdarzeń nie ma, ale przerzucania winy nie brakuje. Niedawno głośnego wywiadu dla WP Sportowych Faktów udzielił były wiceprzewodniczący GKSŻ Zbigniew Fiałkowski, który swoimi słowami oskarżył klub z Krosna o sabotaż względem organizacji turnieju IMP.
"Przede wszystkim doszło do sabotażu ze strony klubu z Krosna, na co są dowody w postaci maili, zdjęć i filmów" - rzekł działacz.
Fiałkowski miał też pretensje do zawodników, którzy według jego relacji - mimo wcześniejszych ustaleń, że są gotowi do jazdy na trudnym torze, potem odmówili startów.
Niedługo po jego wypowiedzi w mediach pojawiło się oświadczenie klubu z Krosna, a konkretnie prezes Grzegorza Leśniaka, który ostro zareagował na wspomniane oskarżenia.
"Używanie słowa sabotaż w kontekście finału IMP w Krośnie jest niedorzeczne i groteskowe. To maskowanie swojej nieudolności i błędów popełnionych przez siebie po przyjeździe do Krosna. To nic innego jak łechtanie własnej próżności i wyolbrzymionego ego. W tym miejscu podstawowe pytanie jakie powinniśmy zadać brzmi: jaki cel miałby klub gospodarz finału IMP by w jakikolwiek sposób utrudnić przeprowadzenie zawodów? Taki argument nie istnieje. Przede wszystkim wskutek wydarzenia z lipca ubiegłego roku ucierpiały nasze względy ekonomiczne i dobry wizerunek" - możemy przeczytać w oświadczeniu.
Afera związana z dwukrotnym odwołaniem turnieju w Krośnie wydaje się być studnią bez dna i pewnie jeszcze wielokrotnie temat ten będzie wracał. Poniżej przedstawiamy dalszą część stanowiska klubu z Krosna.
"Zarówno nam jak i z pewnością panu Zbigniewowi Fiałkowskiemu oraz organizatorowi zawodów – firmie Speedway Events z jej prezesem Maciejem Polnym zależało wyłącznie na przeprowadzeniu jak najlepszej imprezy. Kierowanie jednak słów o sabotażu to próba wybielenia swojej osoby przez pana Zbigniewa Fiałkowskiego, który był przewodniczącym jury krośnieńskiego finału.
Uważamy w tym miejscu, że niestety ale zbyt mocno zaufano konstrukcji organizacji finałów i przekazania odpowiedzialności wyłącznie jednej osobie na co dzień nie mającej do czynienia z danym torem. Każdy owal ma swoją specyfikę przygotowania i najlepiej przygotowuje go ten, który codziennie na nim pracuje. Wzorowo rozwiązane jest to w przypadku meczów ligowych gdzie pełna odpowiedzialność spoczywa na barkach gospodarza, a komisarz toru czuwa nad przygotowaniem i opiniuje wykonywaną pracę. W tym przypadku rolę zostały całkowicie odwrócone.
Dodatkowo pan Zbigniew Fiałkowski nie jest osobą, która na co dzień pracuje przy torach, a mówienie jeszcze, że doskonale zna specyfikę toru w Krośnie brzmi wręcz zabawie. Chyba nikt nie jest w stanie nabrać się na takowe słowa. Tym bardziej, że krośnieński owal przed sezonem 2023 przeszedł dużą metamorfozę i sami uczyliśmy się go od nowa.
Do tej pory nie odnosiliśmy się szerzej do tematu finału IMP uważając, że kolejne publikacje nie wniosą niczego nowego, a będą jedynie szkodzić dyscyplinie. Skoro jednak nasz klub został oskarżony o sabotaż to musimy poinformować, że przewodniczący jury finału IMP w Krośnie popełnił jeden wielki błąd w sztuce, który spowodował dalsze komplikacje.
ZOBACZ TAKŻE: Gwiazda reprezentacji Polski zmienia klub. Powrót po latach
W środę poprzedzającą niedzielny finał, w Krośnie spadło aż 50 milimetrów deszczu na co dysponujemy oficjalnym pismem od stacji IMGW. To ogromny opad. Nie wiemy czy pan Zbigniew Fiałkowski posiada licencję toromistrza, ale po przyjeździe w czwartek do Krosna zarządził… wezwanie równiarki. Na trzy dni przed zawodami, po tak obfitym namoczeniu toru, taka maszyna jak równiarka nie miała prawa wjechać na tor. Nie my jednak decydowaliśmy o pracach, a przewodniczący jury. Pan Zbigniew nadzorował pracę równiarki, która odwróciła i przemieszała tor co spowodowało, że przemoczona nawierzchnia została ulokowana wewnątrz toru, kilkanaście centymetrów pod jego powierzchnią.
Gdyby w niedzielę miał odbyć się jakikolwiek mecz ligowy to podmiot zarządzający nigdy nie wyraziłby zgody na pracę równiarki w tak bliskim terminie rozegrania zawodów, a tu doszedł jeszcze czynnik intensywnych środowych opadów. Popełniono karygodny błąd, który skutkował w kolejnych dniach. Gdyby o pracach decydował nasz klub i toromistrz zawodów Grzegorz Węglarz to w czwartek, czyli w dzień po środowych obfitych opadach, nikt nie mógłby nawet wejść na tor, a praca jakimkolwiek sprzętem byłaby kategorycznie zabroniona. Tor musiał przecież choć trochę przeschnąć.
Nie ukrywamy, że w minionym sezonie po ulewnych deszczach mieliśmy problemy z torem. Nauczeni jednak doświadczeniem wiedzieliśmy, że nieustanne bronowanie, przewracanie i zamykanie toru nie może doprowadzić do niczego pozytywnego, a takie prace były wielokrotnie wykonywane przez kilka dni przed samymi zawodami finału IMP w Krośnie. Gdyby decyzyjność w tym zakresie leżała po naszej stronie to obralibyśmy inną koncepcję przygotowania toru. Nigdy nie zdecydowalibyśmy się na równiarkę i całkowite przewrócenie nawierzchni. Przewodniczący jury postąpił inaczej i zarządził czynności według swojego uznania nie licząc się z niczyim zdaniem. Skutki niestety były opłakane.
Odnosząc się do słów pana Zbigniewa Fiałkowskiego o statusie meczu zagrożonego to podkreślmy, że takowy e-mail przyszedł aż dziewięć dni przed zawodami. Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z tak wczesnym komunikatem w tym zakresie. Regulamin PZM jest tutaj z kolei jednoznaczny. Gospodarz zawodów jest zobowiązany do ubicia nawierzchni niezwłocznie, jednak nie później niż dwa dni przed zawodami do godz. 20:00. Jest to element często praktykowany w przypadku meczów ligowych i stosujemy się do niego bardzo precyzyjnie. Na ogół korespondencja z podmiotu zarządzającego przychodzi do klubów na dwa lub trzy dni przed zawodami.
Pan Zbigniew Fiałkowski jednak zastosował taki wariant na dziewięć dni przed imprezą co dla klubu podlegającego pod system szkoleniowy
Ekstraligi jest czymś ciężkim do zrozumienia. Ktoś nawet może pomyśleć, że to celowe działanie pana Zbigniewa, który na co dzień jest również członkiem rady nadzorczej GKM-u Grudziądz, wówczas naszego ligowego rywala. Początek tygodnia, w którym miał odbyć się finał IMP wykorzystaliśmy przede wszystkim na pracę z młodzieżą na torze. Udział w rozgrywkach PGE Ekstraligi wymaga organizacji precyzyjnie określonej liczby treningów, a z racji niekorzystnych warunków atmosferycznych na wiosnę, sporo zajęć naszej młodzieży musiało być odwołanych. Prace, które odbywały się na torze miały na celu przywrócenie stanu nawierzchni do regulaminowego po zakończonym treningu.
W środę popołudniu nastąpiły wspomniane duże opady. W czwartek do Krosna przyjechał pan przewodniczący Zbigniew Fiałkowski i popełnił wspomniany wcześniej błąd w sztuce przygotowywania nawierzchni zlecając pracę równiarką na przemoczonej nawierzchni na trzy dni przed imprezą. Zastanawiające jest jak możemy mówić o sabotażu ze strony klubu skoro pan przewodniczący dążył do rozegrania zawodów w ustalonym terminie. Miał przecież w swoim ręku narzędzia by stwierdzić brak możliwości przygotowania toru do zawodów. Mało tego, zawody zostały przeniesione z niedzieli na poniedziałek. Tym samym dominowało przekonanie w powodzenie realizacji swojego wyzwania, jak to określił pan przewodniczący.
Nie ukrywamy, że od 25 kwietnia 2022 roku relacje naszego klubu z panem Zbigniewem Fiałkowskim określiłbym mianem chłodnych. Wówczas, na kilka dni przed spotkaniem z Falubazem Zielona Góra apelowaliśmy o odwołanie zawodów z powodu zapowiadanych na dzień meczowy intensywnych opadów. O dziwo pan przewodniczący jury pofatygował się do Krosna już dzień wcześniej i nie trafiały do niego argumenty naszego klubu by odwołać spotkanie. Prognozy jednoznacznie od kilku dni przed meczem wskazywały na intensywny opad w trakcie zawodów.
Pan Zbigniew Fiałkowski uparcie trzymał się swojej racji narażając klub i telewizję na niepotrzebne koszty. Deszcz spadł zgodnie z prognozami bezpośrednio przed zawodami. Pan Zbigniew ekspresowo opuścił stadion a my zostaliśmy z rachunkiem na 50 tysięcy złotych za koszty organizacji imprezy i kibicami z Zielonej Góry na terenie stadionu, którzy przejechali 700 kilometrów w jedną stronę.
Nie byliśmy obojętni na zaistniałą sytuację i złożyliśmy oficjalne zawiadomienie do PZM na pracę przewodniczącego jury przed meczem z Falubazem opisując szczegółowo całą historię. Dało się wówczas odczuć wspomniane ochłodzenie relacji z panem Zbigniewem. Następnie w finale ligi z Falubazem mieliśmy analogiczną sytuację, ale na stadionie w Zielonej Górze. Przewodniczącym jury był Zbigniew Fiałkowski. Dzień przed spotkaniem, będąc już na miejscu, dowiedzieliśmy się z internetowego komunikatu GKSŻ, że mecz został odwołany ponieważ następnego dnia ma padać deszcz. Czuliśmy się mocno zawiedzeni, że w identycznych sytuacjach podejmowane są różne decyzje przez jednego człowieka.
Raz nie dało się odwołać meczu, a drugim razem odwołano go dzień przed. Towarzyszyły nam duże emocje, czego niestety wyraz dał menedżer Michał Finfa, który został dotkliwie ukarany (półroczne zawieszenie i kara finansowa) za zdjęcie w okularach przeciwsłonecznych wykonane w pełnym słońcu w dniu meczu w Zielonej Górze przy ogrodzeniu stadionu. Przyznaję, że czasami rozważaliśmy w klubie dlaczego e-maile, które rozsyłała tak ważna osoba jak wiceprzewodniczący GKSŻ Zbigniew Fiałkowski nadchodziły z prywatnej skrzynki jednego z ogólnodostępnych portali.
Wyglądało to bardzo nieprofesjonalnie i mało poważnie. Być może powodem był fakt, że pan Zbigniew Fiałkowski jednocześnie sprawował dwie funkcje, wspomnianą w GKSŻ i członka rady nadzorczej klubu GKM Grudziądz. Czy tak powinno być? Cieszymy się z ostatnich zmian w strukturze zarządzającej ligą. Funkcje pełnią osoby nie łączące stanowiska klubowego z zarządzającym rozgrywkami.
W sprawie monitoringu jako klub nie mieliśmy żadnych obaw o przedstawiony materiał. Pan Zbigniew Fiałkowski wystąpił (rzecz jasna z prywatnego e-maila) o zgranie monitoringu w dniu 2 sierpnia (środa) o godz. 10.57. Niezwłocznie zgłosiliśmy do właściciela stadionowego monitoringu (MOSiR) prośbę o udostępnienie nagrania monitoringu. Zgodnie z informacją otrzymaną od zarządcy obiektu (MOSiR) materiał możliwy do zgrania to siedem dni wstecz o czym poinformowaliśmy PZM wraz z dostarczonym nagraniem wideo. Oczywiście gdyby zapytanie o monitoring przyszło wcześniej to materiał sięgałby tym samym wcześniejszego okresu.
Zbigniew Fiałkowski mówiąc o sabotażu próbuje wykreować błędne spojrzenie na sytuację i przerzucić odpowiedzialność na nasz klub. W całości sytuacji najbardziej szkoda nam kibiców, którzy dwukrotnie zawiedzeni opuszczali stadion. Chyba wszyscy życzą sobie by takie zdarzenie nigdy już nie miało miejsca".
Przejdź na Polsatsport.pl