Mocno uderzył w PZN Adama Małysza! "To ten ból polskiej mentalności”
- Gdy od kilku lat alarmowałem, że źle się dzieje w Polskim Związku Narciarskim, to ludzie się za głowę łapali: "Co ten Ziobro opowiada?!". Teraz ja zapytam, gdzie oni są? Czy Ziobro nie miał racji? To jest właśnie ten ból polskiej mentalności. Nawet jeżeli ktoś chciałby pomóc i dobrze radzi, to i tak nikt go nie słucha – powiedział nam były skoczek Jan Ziobro, który 10 lat temu triumfował w Pucharze Świata w Engelbergu, a teraz z boku przygląda się kryzysowi całej dyscypliny.
Michał Białoński, Polsat Sport: Ostatnio minęło 10 lat od twojego zwycięstwa w Pucharze Świata w Engelbergu, gdy wyprzedziłeś nawet Kamila Stocha, który wówczas wygrał klasyfikację generalną. Co spowodowało taką eksplozję formy w sezonie 2013/2014?
ZOBACZ TAKŻE: Tak Adam Małysz próbował pokonać strach Polaka. Poskutkowało, ale na krótko
Jan Ziobro, były skoczek kadry A: To był mój najlepszy sezon. Świetnie mi się skakało. Współpraca z trenerami Piotrem Fijasem i Robertem Mateją przyniosła dobre owoce. Kadrę mieliśmy naprawdę mocną, bo oprócz Kamila i mnie, rozwijali się Piotrek Żyła, Dawid Kubacki, był także Krzysiek Biegun.
Co było kluczowe, technika, pozycja najazdowa, odbicie, sylwetka w locie czy przygotowanie fizyczne?
Wszystkie elementy musiały zagrać, skoro wygrałem przy tak ostrej konkurencji, jaka była i nadal jest w Pucharze Świata. Półśrodkami nie dałoby się tego osiągnąć. Byliśmy świetnie przygotowania i fizycznie, i mentalnie. Pod każdym względem byliśmy mocni.
Jan Ziobro o dyskwalifikacji Aleksandra Zniszczoła na MŚ w lotach
Ostatnio naszej drużynie, w walce o czwarte miejsce MŚ w lotach, przeszkodziła dyskwalifikacja Aleksandra Zniszczoła, którego kombinezon w okolicach brzucha był za duży o dwa centymetry. Miewałeś takie problemy?
Zdarzyła mi się jedna dyskwalifikacja podczas zawodów w Rosji. Brzuch jest newralgicznym miejscem. Tam najszybciej, zupełnie nieświadomie, można popełnić błąd. Gdyby kombinezon był zbyt obszerny w rękawie, czy klatce piersiowej, to jest to ewidentne naciąganie przepisu. Na przekroczenie limitu w okolicach brzucha mogą mieć wpływ różne czynniki, jak stres, czy wystarczy, że zawodnicy przed skokiem się nie napije, czy nie zje i nieszczęście jest gotowe.
Jan Ziobro o kryzysie polskich skoków
Co się stało, że cała nasza kadra A w tym sezonie wygląda tak, jakby jej ktoś nasypał piachu w tryby? Jak na razie jedynym powodem do zadowolenia trenera Thurnbichlera jest szóste miejsce Piotra Żyły na MŚ w lotach, poza tym nikt nie może się zmieścić w czołowej dziesiątce. W piątkowych kwalifikacjach do PŚ w Willingen nasi wpadli blado. Zniszczoł był 16., Dawid Kubacki – 34., Piotr Żyła – 37., a Kamil Stoch dopiero 49. Żadne metody naprawcze nie działają, łącznie z tą ze zmianą asystenta, gdy Marca Noelke zastąpił Wojciech Topór.
Wojtek dołączył do kadry A i na pewno z całego serca chce jej pomóc. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Tyle że trudno coś wskórać, jeśli wpadnie się do pędzącego pociągu, w trakcie sezonu. Uważam, że Wojtek jest bardzo odważny, skoro przyjął tę propozycję.
Dlaczego?
Jakby nie było, bierze na siebie sporą odpowiedzialność. W razie niepowodzenia zostanie wrzucony do jednego worka z trenerem Thurnbichlerem. Musimy pamiętać o tym, że mamy trzech mistrzów świata: Kamila Stocha, Piotrka Żyłę i Dawida Kubackiego. Oni swoje już osiągnęli. Warto się jednak zastanowić nad tym, dlaczego nie mamy młodych zawodników w Pucharze Świata. Ciężko wiecznie wymagać od Stocha, Żyły i Kubackiego. Oczywiście, fajnie by było, gdyby nadal wygrywali, ale życie takie nie jest. Oni mogą, ale już nic nie muszą.
Dodatkowo tak utytułowanym i doświadczonym skoczkom ciężko jest narzucać swoje ego i mówić, że powinni skakać tak, a nie inaczej. Tym bardziej, że przez całą karierę oni sami najwięcej nabrali wiedzy o metodach treningowych, poznali swój organizm na tyle, że wiedzą, co im służy, a co im szkodzi. Najlepiej byłoby wymagać od młodych zawodników, ale my ich nie mamy i trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego tak jest.
No właśnie, dlaczego?
Wspólnie z panem ten temat poruszaliśmy już tyle razy czy to w wywiadach, czy w studiach na żywo, że aż się zastanawiam, czy jest sens się w ogóle produkować, skoro moje słowa są jak grochem o ścianę. Nikt na nie reaguje. Gdy od kilku lat alarmowałem, że źle się dzieje w Polskim Związku Narciarskim, to ludzie się za głowę łapali: "Co ten Ziobro opowiada?!". Teraz ja zapytam, gdzie oni są? Niech się zastanowią, czy Ziobro nie miał racji? To jest właśnie ten ból polskiej mentalności. Nawet jeżeli ktoś chciałby pomóc i dobrze radzi, to i tak nikt go nie słucha. A przecież ciężko komukolwiek doradzać, jak on nie chce słuchać.
By Paweł Wąsek pokonał lęk przed skoczniami do lotów stara się cały sztab, a nawet prezes Adam Małysz, który namawiał go, by rozkoszował się lotem podczas MŚ na skoczni Kulm. Ale na niewiele się zdało, Paweł poprosił trenera Thurnbichlera, by do drużyny wystawił Kamila Stocha, a nie jego. Jak pokonać strach przed wielkimi skoczniami, które zawodnicy nazywają mamutami?
Wiadomo, że skoki to sport ekstremalny i brak strachu powinien być podstawą. Oczywiście, respekt do skoczni powinno się mieć zawsze. Ja się nie bałem skoczni do lotów, ale czułem przed nimi respekt. Zresztą nie tylko przed nimi, przez żadnym obiektem nie czułem strachu, który by mnie paraliżował, ale respekt był zawsze.
Za skakanie wzięły się ostatnio moje córki. Jedna, dziewięciolatka, "na dzień dobry" złamała nogę. Druga dalej trenuje. Za każdym razem, gdy oglądam ich skoki mam duszę na ramieniu, a serce w przełyku. Naprawdę się o nie boję!
Gdzie trenują?
W Eve-nemencie Zakopane, pod okiem trenera Tomka Pochwały, a także Andrzeja i Moniki Zaryckich. Gdy z boku patrzy na to ktoś, kto nie miał do czynienia ze skokami, bądź wypadł z obiegu, jak ja, to może odczuwać strach, ale jak się jest w rytmie, to tego strachu nie powinno się odczuwać.
Wracając do Pawła Wąska, szczerze powiem, że słyszę pierwszy raz, że on się boi mamutów. Jeżeli faktycznie tak jest, to średnio jak na skoczka. Skoczek nie powinien się bać.
Jak traktowałeś skocznie do lotów?
Razem z Bartkiem Kłuskiem, gdy byliśmy w wieku juniorskim, to zawsze czekaliśmy na „mamuta”, by móc na nim wystartować. To było dla nas zwieńczenie sezonu, pokazanie swoich możliwości.
Przejdź na Polsatsport.pl