Łukasz Kuczyński przed PŚ w Gdańsku: Jest we mnie bardzo dużo pozytywnej energii
- Moim celem w Gdańsku jest awans do finałów A, ale aby tak się stało, potrzebna będzie chłodna głowa, odpowiednia taktyka i umiejętna jej realizacja. Bo o formę sportową jestem spokojny – mówi w rozmowie z Polsatsport.pl przed finałowymi zawodami Pucharu Świata w short tracku w Gdańsku reprezentant Polski, Łukasz Kuczyński. Transmisja zawodów od piątku do niedzieli w Polsacie Sport News.
Za Tobą znakomity start w Pucharze Świata w Dreźnie, gdzie zdobyłeś brązowy medal na 500 metrów. Zdążyłeś już ochłonąć po tym sukcesie?
Oczywiście, zresztą jesteśmy już w Gdańsku i przygotowujemy się do kolejnego startu, ale to, co wydarzyło się w Niemczech, pozostanie w mojej pamięci do końca życia.
Dla Ciebie jest to drugi medal w Pucharze Świata. Ten pierwszy, także brązowy na 500 metrów, wywalczyłeś w zeszłym sezonie podczas rywalizacji w holenderskim Dordrechcie. Który z tych krążków ma dla Ciebie większą wartość?
Oba medale są bardzo ważne, ale ten zdobyty w Holandii traktuję bardziej sentymentalnie z racji tego, że był moim pierwszym medalem w Pucharze Świata i dzięki niemu zrobiłem ten najtrudniejszy i decydujący krok w mojej karierze. Wtedy w Dordrechcie wyścigi w moim wykonaniu były bardzo dobre, począwszy od preeliminacji, a skończywszy na tych decydujących. Czułem się wtedy znakomicie i w zasadzie wszystko mi wychodziło. Wygrałem wyścigi ćwierćfinałowe i półfinałowe, a w tym decydującym zdołałem przyjechać na pozycji medalowej. Teraz w Dreźnie było trochę inaczej, ale radość na mecie na pewno była taka sama. W półfinale byłem pierwszy, gdy na ostatniej prostej po świetnym finiszu wyprzedziłem Belga Stijna Desmeta. Decydujący wyścig miał swoją dramaturgię, ale najważniejsze, że udało się zakończyć go miejscem na podium.
Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że na sukces w short tracku składa się wiele czynników.
To prawda. Muszą „zgadzać” się wszystkie proporcje, aby osiągnąć sukces. Do tego potrzebny jest plan i jego realizacja oraz odpowiednia taktyka, umiejętne podjęcie ryzyko i odrobina szczęścia. Short track to sport kontaktowy i chwila nieuwagi, najmniejszy nawet błąd czy choćby złe wyjście z wirażu mogą wszystko zmienić.
W Dreźnie w rywalizacji na 500 metrów chyba wszystkie czynniki było spełnione.
W ćwierćfinale był upadek i zrobił się „garb”, czyli duża przestrzeń między pierwszym i drugim zawodnikiem. Prowadził Denis Nikisha, a ja byłem drugi i to mnie gonili rywale. Udało mi się odeprzeć te ataki i utrzymać na mecie to miejsce, które dało mi awans do półfinału. Byłem z siebie bardzo zadowolony, bo podobną sytuację miałem w tym sezonie podczas zawodów Pucharu Świata w Kanadzie i wtedy nie dałem rady utrzymać tej pozycji.
Dosłownie kilka minut przed Twoim startem w finale 500 metrów w rywalizacji kobiet na tym samym dystansie brązowy medal wywalczyła Kamila Stormowska. Ten wynik dał Ci jeszcze większą motywację?
Oczywiście! Finału z udziałem Kamili nie widziałem, bo właśnie wtedy wychodziłem z szatni na start do swojego wyścigu, ale kiedy wchodziłem do boksu, to na tablicy świetlnej zobaczyłem wynik. Byłem szczęśliwy jej miejscem i to też napędziło mnie do jeszcze lepszej jazdy.
W Dreźnie byłeś blisko zdobycia drugiego medalu. Do Finału A po raz pierwszy awansowała nasza męska sztafeta i ten decydujący wyścig ukończyliście na miejscu, które dawało wam miejsce na podium. Niestety, po analizie wideo sędziowie zdecydowali się nałożyć na was karę i tym samym zostaliście przesunięci na piąte miejsce. Wykroczenie, które popełniliście w czasie wyścigu, było mocno dyskusyjne…
Po ogłoszeniu decyzji czułem dużą złość i rozczarowanie. Na jednej ze zmian zawodnik ze Stanów Zjednoczonych omijał mnie i stracił równowagę. Chwilę później, jadąc z dużą prędkością, upadł i sędziowie to zakwalifikowali jako nasze przewinienie. Żadnego kontaktu ze mną nie było. Short track jest sportem kontaktowym, a zwłaszcza w rywalizacji sztafet, gdzie w czasie wyścigu dzieje się bardzo dużo i jest mało miejsca. To była kontrowersyjna sytuacja i niestety skończyła się dla nas otrzymaniem kary. Czujemy się trochę pokrzywdzeni tym werdyktem.
Taktycznie ten wyścig przejechaliście znakomicie. Długo byliście drudzy za sztafetą Korei Południowej, zresztą kilka razy próbowaliście ich wyprzedzić, a gdy to się wam udawało, to niemal od razu Koreańczycy przyśpieszali i wracali na prowadzenie.
Koreańczycy od startu narzucili mocne tempo i chcieli mieć ten wyścig pod swoją kontrolą. Nie chcieli dać nam możliwości rozprowadzenia akcji po naszej myśli. Wyścig był bardzo szybki, ale próbowaliśmy jechać na pierwszym miejscu. Kiedy te nasze próby przyniosły efekt, to Koreańczycy wrzucali dodatkowy bieg i wracali na pierwszą pozycję. Widać było, że byli świetnie dysponowani i zasłużenie wygrali ten wyścig.
Przed wami finałowe zawody pucharu świata, które po raz pierwszy odbędą się w Gdańsku. W styczniu w Olivii odbyły się po raz kolejny mistrzostwa Europy. Teraz do Polski zawita ścisła światowa czołówka. Można porównać te dwie imprezy?
Mistrzostwa Europy, które odbyły się w tym roku czy w zeszłym sezonie, potwierdziły, że były to wyjątkowe zawody. Na trybunach obecni byli nasi najbliżsi, czuliśmy wsparcie kibiców. To nam bardzo mocno pomagało. Teraz będzie podobnie z tym, że będziemy rywalizowali z najlepszymi zawodnikami na świecie. To wyzwala u nas dodatkowe emocje, zwłaszcza że będziemy startować u siebie.
Jak podchodzisz do tych zawodów?
W taki sam sposób jak do każdych innych. Pod względem przygotowań nie ma większej różnicy. Jest ona w kwestiach typowo sportowych, bo będziemy rywalizowali z całą światową czołówką, a do tego będziemy startować u siebie i przed naszymi kibicami. Jestem pozytywnie nastawiony do starów i jest we mnie bardzo dużo pozytywnej energii. Owszem, to wszystko może Ciebie trochę „przepalić”, ale staram się zachować zimną głowę. Moim celem w Gdańsku jest awans do Finałów A, ale aby tak się stało, potrzebna będzie chłodna głowa, odpowiednia taktyka i umiejętna jej realizacja. Bo o formę sportową jestem spokojny.