Iwanow: Jaki to spokój… Uśpiony żywioł spod Wezuwiusza
Neapol w ciągu kilkunastu miesięcy zmienił się nie do poznania. Nie w sensie charakteru miasta, jego chaosu, wywieszonego na większości balkonów suszącego się prania, wszechobecnych skuterów oraz ogólnego hałasu i bałaganu. Stadio Diego Maradona też jest ten sam. Wciąż z zewnątrz wygląda, jakby za chwilę miał szykować się do rozbiórki. Chodzi mi o generalny nastrój, który panował tu wiosną i latem.
Stan euforii, radości i prawdziwego szczęścia z uzyskania "scudetto" po ponad trzydziestu latach. Świętowany tu już nawet wtedy, gdy tytuł nie został jeszcze formalnie zdobyty. Ale wiadomo było, że to tylko kwestia czasu.
ZOBACZ TAKŻE: Xavi opuści Barcelonę przed końcem sezonu? Jak wpłynie to na "Lewego"? Analizujemy możliwe scenariusze!
Samochody okraszone flagami, transparenty umieszczane w oknach, ulice obwieszone niebiesko-białymi wstążkami i stragany, na których można było kupić dosłownie wszystko, co związane jest z klubem, kiczowate figurki albo charakterystyczne maski "zorro", na wzór tej noszonej przez Victora Osimhena. Tak wyglądała niemal każda uliczka.
A teraz? Kawiarenka naprzeciw stadionu, w której wiszą koszulki niemal każdego ważnego piłkarza Napoli, w tym także Piotra Zielińskiego, też jest zadziwiająco pusta. I nietętniąca tym samym życiem, jak w marcu czy kwietniu, kiedy przyjeżdżaliśmy tu na mecze Ligi Mistrzów z Eintrachtem Frankfurt czy AC Milan.
Jasne, że ta obserwacja dotyczy dnia przed meczem, a nie kilku godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego, ale wtedy też poruszaliśmy się po tych samych zaułkach właśnie wówczas, kiedy od spotkania dzieliły nas 24 godziny. I atmosfera była diametralnie inna. Czuło się radość, dumę, szczęście, dziś jest stypa. Nawet odpadnięcie w ćwierćfinale Champions League z "rossonerrimi" przyjęto tu ze względnym spokojem. Nikt nie rozdzierał szat. Szykowanie się na mistrzowską fetę przykrywało to europejskie rozczarowanie. Mimo że droga do finału wydawała się w miarę prosta. Następnym rywalem miał być Inter. Ścieżka z Manchesterem City bądź Realem była zdecydowanie bardziej wyboista.
Upadek sportowy klubu, który jeszcze niedawno nie miał sobie równych w Italii, jest bolesny. Neapol w tej chwili chciałby marzyć, by za rok znowu gościła tu Champions League. Póki co bardziej musi walczyć o to, by w ogóle znaleźć się w europejskich pucharach. Trzeci trener w ciągu kilku miesięcy, do tego tylko do końca sezonu, łączący tę pracę z prowadzeniem reprezentacji Słowacji to przedziwna kombinacja. Czy w tym szaleństwie jest metoda? Być może.
Wieczorem na Stadio Diego Armanda Maradona znów obudzi się jednak nadzieja. Przecież w tak nieciekawym dla klubu okresie pokonanie Barcelony nie wydaje się misją nie do spełnienia. W tym mieście wciąż tkwi przecież żywioł. W tej chwili uśpiony. Jak to, co znajduje się we wnętrzu Wezuwiusza. Od 1944 roku ten wulkan nie wykazuje żadnej aktywności. I całe szczęście. Ciekawe czy w środę wreszcie obudzi się tak kojarzona z nim piłkarska drużyna.
Przejdź na Polsatsport.pl