"Był płacz. Mówili, że pójdą na bezrobocie". Ekspert o sytuacji w kadrze polskich skoczków
- Był jedynym, który nie narzekał i zaufał w stu procentach trenerowi Thurnbichlerowi. Nie dyskutował, nie polemizował z nim, wykonywał jego polecenia. Podporządkował się od A do Z. I dlatego jest największym wygranym, a dla nas jedyną radością w tym sezonie, jak idzie o postawę naszych zawodników – mówi Rafał Kot, członek zarządu PZN i ekspert Polsatu Sport.
Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Sezon w skokach na ostatniej prostej. Szału jak dotąd nie ma.
Rafał Kot, członek zarządu PZN: Nie ma, aczkolwiek ja zawsze wyznaję zasadę, że nadzieja umiera ostatnia. Cały czas liczę na to, że choć raz w tym sezonie Polak stanie na podium. Najbliżej tego jest Olek Zniszczoł.
ZOBACZ TAKŻE: Koniec złudzeń skoczków, decyzja zapadła. Nic nie da się zrobić
I to jest dość zaskakujące, bo to Kubacki, Stoch i Żyła są gwiazdami naszej reprezentacji.
Jednak to Olek jest jedynym zawodnikiem naszej kadry, który od początku sezonu, choć jemu też on się nie układał, miał wiarę i pracował. Cały czas był na fali wznoszącej, aż doszedł do szóstego miejsca w Willingen. Brakuje mu już takiego małego kroku. I powiem, że jemu to podium się należy. Za postęp i za postawę. Był jedynym, który nie narzekał i zaufał w stu procentach trenerowi Thurnbichlerowi. Nie dyskutował, nie polemizował z nim, wykonywał jego polecenia. Podporządkował się od A do Z. I dlatego jest największym wygranym, a dla nas jedyną radością w tym sezonie, jak idzie o postawę naszych zawodników. Dlatego mu tego podium życzę.
Może uda się w Oberstdorfie?
Loty to akurat szansa na przełamanie Piotra Żyły. On jest zagadką, jeszcze żaden trener go nie rozgryzł, ale jakoś mam przekonanie, że w Oberstdorfie on może powalczyć o wysoką lokatę. A jeśli chodzi o Olka, to wiele będzie zależeć od wiatru. Przy tylnym nie umie sobie jeszcze za dobrze poradzić, a jak będą korzystne, to może poskakać.
Zostawmy jednak sprawy bieżące, bo tego sezonu już nie uratujemy, ale teraz chodzi o to, żeby wyciągnąć wnioski na przyszłość. Żeby znaleźć błąd i nie powtórzyć tego w kolejnym sezonie.
Żeby wyciągnąć wnioski i wdrożyć program, to wpierw musi być diagnoza. Taka dogłębna z odpowiedzią na pytanie: "dlaczego tak się stało?". Jeszcze takiej potwierdzonej przez sztab diagnozy nie ma, jeszcze trzeba poczekać. Jest wiele pytań. Co zrobiono źle w przygotowaniach? Czy rzeczywiście nadążyliśmy za nowinkami? Czy tu nie zostaliśmy w tyle? Wiadomo, że decydują detale. Jedna pomyłka i jesteś parę metrów za najlepszymi. Poziom się wyrównał. Kiedyś siadali na belce Włosi, Amerykanie i my mówiliśmy: będą za naszymi. Teraz tak nie jest.
A poza pytaniami?
Poza tym mamy najstarszy zespół w całej stawce Pucharu Świata. Trójka Żyła, Stocha, Kubacki przez tyle lat, prawie osiem, była na szczycie. Oni zdobywali wszystko. Wygrywali turnieje, sięgali po medale, bili rekordy. Kiedyś musiało nastąpić tąpnięcie.
To akurat żadna niespodzianka. Każdy sportowiec kiedyś traci głód.
Jak weźmie się tych największych, to dwa, trzy, maks cztery lata byli na topie. Naszym udało się dwa razy tyle i już to jest swego rodzaju fenomenem. Teraz przyszedł sezon rozprężenia. Dobrze, że teraz, a nie w roku olimpijskim. Teraz trzeba to przeanalizować i zrobić wszystko, żeby nasi mistrzowie wrócili na właściwe tory.
Coś jeszcze?
Tylko jedno. Trener Thomas Thurnbichler musi być bardziej stanowczy. On do starszych zawodników podszedł jak do kolegów. Myślał, że u nas jest tak, jak na zachodzie, że hierarchia będzie utrzymana, że będzie ten dystans.
To chyba zdiagnozowaliśmy problem. Sam pan wcześniej powiedział, że Zniszczoł wygrał, bo słuchał.
Jak on dostał powołanie, to był wniebowzięty. Zawsze był pomijany. Nawet jak był lepszy od Wąska, to ten drugi był forowany. Dlatego rzucił wszystko na jedną szalę i teraz zbiera żniwo. A ci starsi dyskutowali z trenerem, czasem nawet przed kamerami, i to był błąd. Thomas musi zaciągnąć cugle, bo nie da się prowadzić kadry po partnersku.
A Thurnbichlera w ogóle stać na to, żeby zaprowadzić porządek. Czy ma odpowiedni charakter?
Ma to i ma też determinację i głód wyniku. Teraz piłeczka jest po stronie starszyzny. Musi się podporządkować, bo w innym razie wyniku nie będzie. A tak w ogóle, to musimy wziąć poprawkę na to, co mówią zawodnicy. Jak odstawiono ekipę Doleżala, to był płacz. Mówili, że pójdą na bezrobocie, że skończą. Za chwilę ci sami zawodnicy zachwycali się Thurnbichlerem, jego ekipą i metodami. Teraz nie idzie i znów są te komentarze dopasowane do sytuacji.
Koniec ery Doleżala nastąpił w Planicy, która już za miesiąc. To będzie dobry moment na zamknięcie starych spraw i nowe otwarcie.
Właśnie. Prezes Małysz, sztab i zawodnicy muszą tam usiąść i dyskutować, co zrobić, żeby tak słaby sezon się nie powtórzył. Według mnie tak będzie, ale trzeba ustalić jakiś program. Nie może być tak, jak w tym sezonie, że nie odstawiamy starszych, kiedy im nie idzie, że nie dajemy szans tym młodszym, gdy coś im się uda. W tym sezonie nie dawaliśmy sobie szans na zmiany, doszliśmy nawet do momentu, że nie było kogo dać w zamian. Stękała, Wolny, Murańka, mój Maciek, czy Habdas, my musimy mieć pomysł na tych zawodników.
Pod tym względem ten sezon został zmarnowany.
A my cierpimy na zapleczu, co uwidoczniło się, teraz kiedy kryzys dotknął starszych zawodników. Austriacy, Niemcy, Słoweńcy czy Norwegowie mają kogo wstawić, jak któryś z tuzów nie skacze. Tam jest tak, że jak komuś nie idzie, to wraca do Pucharu Kontynentalnego, a na jego miejsce jest tylu chętnych, że trener ma ból głowy. U nas tego nie ma, to nasza bolączka.
Trener Thurnbichler chyba miał ochotę to zrobić, ale zabrakło mu determinacji. Dopiero prezes Małysz powiedział w pewnym momencie, że Kubacki, Stoch czy Żyła mogliby skakać w Pucharze Kontynentalnym.
I dobrze, że Adam Małysz to powiedział. Ja nie mówię nawet, żeby ich zsyłać, ale na pewno można było dać im odpocząć przez dwa tygodnie, gdzie przeszliby na mniejsze skocznie i w spokoju szykowaliby się na powrót. A w tym czasie jeden, czy dwóch zawodników z zaplecza, tych wyróżniających się, zbierałoby doświadczenie. Tej rotacji jednak zabrakło.
Mówi się o pomyśle, żeby ci najstarsi zawodnicy mieli swoich trenerów, a Thurnbichler zajmowałby się wyłącznie resztą kadry.
I będziemy o tym dyskutować. Że można coś takiego zrobić. Jednak nie chcemy na siłę tego narzucać, oddzielać tych zawodników od kadry. To jest wyjątkowa sytuacja. Ta starszyzna musi mieć coś do powiedzenia. Bo jeśli się podporządkuje i będzie chciała słuchać, to może zostać. Poza tym przejście do innego trenera nie jest gwarantem powrotu do formy.
Co ma pan na myśli?
Pamiętam, jak Adam Małysz podjął decyzję, że odchodzi od Łukasza Kruczka. Argumentował to tym, że nie potrzebuje kolegi, ale bata, kogoś, kto jest od niego starszy, kto ma pozycję. Łukasz to dobry trener, ale w relacjach z Adamem było tak, że on go często pytał o zdanie. "Adam, jak uważasz", "a może to zrobimy tak". I przyszedł Hannu Lepistoe i nie było żadnych dyskusji. Trener wdrożył swój program i swoje zasady. Adam się mu podporządkował i dlatego to miało sens. Bo jeśli nasi najlepsi odejdą do nowych trenerów, ale nie będą ich słuchać, to niczego to nie zmieni.
Przejdź na Polsatsport.pl