"Myślałem o zakończeniu kariery". Szczere słowa Polaka
Marcin Prachnio znakomicie rozpoczął rok 2024. Polak po trzech porażkach w trzech pierwszych walkach dostał kolejną szansę od organizacji UFC i wykorzystał ją w najlepszy możliwy sposób. 35-latek startujący z pozycji underdoga, na gali UFC on ESPN+ 94 sensacyjnie pokonał Amerykanina Devina Clarka. O swoich planach i perspektywie zmiany organizacji Prachnio opowiedział w magazynie "Koloseum".
Marcin Prachnio fatalnie rozpoczął przygodę w UFC. Polak przegrał trzy pierwsze walki w najsłynniejszej organizacji świata, a potem radził sobie w kratkę. W lipcu ubiegłego roku 35-latek musiał uznać wyższość Vitora Petrino i wiele mówiło się o tym, że może to być jego ostatni pojedynek w barwach UFC.
ZOBACZ TAKŻE: Babilon Boxing Show & K1. Ceremonia ważenia. Kiedy? O której godzinie? Transmisja TV i stream online
- Myślałem o zakończeniu kariery. Nie myślałem o innych organizacjach. Byłem wtedy po trzech porażkach z rzędu. Moje nastawienie mentalne było fatalne. Nie miałem ochoty analizować tego, czy ktoś na polskim rynku będzie mną zainteresowany. Po walce z Magomedem Ankalaevem miałem połamaną szczękę. Wróciłem do treningu i miesiąc później zerwałem Achillesa. Przygotowałem się do walki z Rodriguezem, na której znowu nic nie pokazałem i dostałem szybki nokaut. Byłem świetnie przygotowany fizycznie, ale wychodziłem i dalej coś nie grało. Pomyślałem, że jeszcze kilka takich nokautów dostanę i nie będę zdrowy. Chciałbym jeszcze trochę pożyć w zdrowiu, dlatego wtedy już powiedziałem do trenera, że chyba kończymy, bo nie idzie. Wtedy dostałem telefon z UFC i zaproponowali kolejną walkę. Zapytali, czy wchodzę w to i odpowiedziałem, że tak - powiedział Prachnio.
Gdyby Prachnio zakończył karierę po serii niepowodzeń, byłby jednym z najmłodszych zawodników, którzy zdecydowali się na takich ruch. Ostatecznie Polak postanowił walczyć o swoją przyszłość.
- Kwestia zakończenia kariery nie była związana z moim wiekiem, ale z tym że tak kiepsko mi idzie. Nie widziałem siebie w takiej, żeby robić kolejny krok wstecz. Nie patrzyłem przez pryzmat innych tylko siebie. Ja nie śledzę innych zawodników. Czułem w tamtym momencie, że jest ciężko. Przetrwanie tego było wielkim wyzwaniem. Pomiędzy walką z Ankalaevem i Rodriguezem minęło sporo czasu. Ponad rok nie walczyłem. Pracowałem wtedy z psychologiem sportowym, ale to nic nie dawało. Zmieniłem psychologa na innego. Spotkaliśmy się w Holandii i stwierdziłem, że zacznę z nim pracować. To dużo mi dało. On ściągnął ciężar z moich pleców. Wcześniej miałem nawet problem z chodzeniem na treningi. Nie mogłem się podnieść z kanapy. Przerobiłem z nim kilka tematów i poczułem się od tego wszystkiego wolny - podsumował zawodnik UFC.
Przejdź na Polsatsport.pl