Nawet Olek Zniszczoł tego nie przykryje! Brutalna prawda o polskich skokach
Sukces Aleksandra Zniszczoła, który po 12 latach od debiutu w Pucharze Świata doczekał się pierwszego podium, nie może przykryć ogólnej biedy naszej elity. Trener Thomas Thurnbichler zarządza kryzysem jak może, ale po sezonie nie ucieknie od analizy tego, co i dlaczego zostało zepsute.
Aleksander Zniszczoł, w środowisku skoków po prostu Olek, długo czekał na ten sukces. 12 lat od debiutu w Pucharze Świata i spychania w cień, poza kadrę A. Mało kto na niego stawiał. Dopiero w erze Thomasa Thurnbichlera dostał realną szansę. Wynikała tyleż z wiary Austriaka w niego, co i z niemocy dotychczasowych liderów.
ZOBACZ TAKŻE: Polski skoczek na podium PŚ w Lahti!
Zniszczołowi życzę kilku podiów jeszcze w tym sezonie, ale tak jak dwa lata temu brązowy medal IO w Pekinie Dawida Kubackiego nie przykrył kryzysu całej kadry w erze Michala Doleżala, tak teraz Olek jest tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę o zapaści naszej elity. Za wyjątkiem Zniszczoła nikt spośród Polaków w niedzielę nie zdołał zapunktować, a uczynił to niezniszczalny Noriaki Kasai, który w tym roku skończy 52 lata.
Czy Thomas Thurnbichler ma autorytet u starszych zawodników?
Thomas Thurnbichler, po piątkowym konkursie indywidualnym, wytknął Piotrowi Żyle, że w tygodniu za dużo pracował nad górnymi partiami mięśni, przez co zaniedbał nogi, a to wpłynęło niekorzystnie na odbicie z progu – było ono za słabe. Ciśnie się na usta pytanie: dlaczego nie tylko Polak, ale i Austriak jest mądry po szkodzie? Czy nie dało się skorygować błędnych przygotowań "Wewióra" od razu?
To nie pierwszy zgrzyt na linii Thurnbichler – Żyła. Mieliśmy ich kilka także z Dawidem Kubackim. Wniosek po blisko dwóch latach pracy młodego trenera jest prosty: brakuje mu autorytetu, przez co jego metodyka na dłuższą metę nie zadziała na trio dojrzałych mistrzów świata. W ich głowach, nawet podświadomie, rodzi się diagnoza: "Pracowaliśmy z takimi profesorami skoków jak Hannu Lepistoe i Stefan Horngacher, skakaliśmy na IO, MŚ, czyli poziomie, o jaki się Thurnbichler nie otarł. Co on nam będzie rozkazywał?! My wiemy lepiej!".
Nie mówię, że ów proces myślowy jest słuszny. Natomiast rok temu, gdy wydawało się, że nasi skoczkowie są na dnie, łatwiej było Thurnbichlerowi osiągnąć sukces, tym bardziej, że Dawid Kubacki był w życiowej formie. Teraz jesteśmy świadkami sezonu prawdy i widzimy, że Thomas uczy się na błędach, choć czasem je powiela.
Dlaczego skoczkowie stali murem za Michalem Doleżalem, którego zastąpił Thurnbichler? Nie tylko dlatego, że jest on starszy o 11 lat od Thomasa, ale głównie z tego powodu, że traktowali Czecha jak przedłużenie Stefana Horngachera, przy którym wszystko działało i nie było metod prowadzących w ślepy zaułek.
Kuracja Pawła Wąska nie dała żadnych efektów
Natomiast kuracja skakania Pawła Wąska nie daje pożądanych skutków, co więcej, ona nie daje żadnych efektów. O ile w styczniowym konkursie trzech polskich skoczni zaliczał się do grona naszych liderów, w Wiśle była 21., a w Zakopanem – 22., o tyle od MŚ w lotach nastąpiło całkowite załamanie formy. I odesłanie go na treningi, gdy inni udali się na zawody Pucharu Świata do Sapporo, a później Oberstdorfu, w niczym nie pomogło. Paweł wygląda słabo mentalnie, fizycznie i technicznie. Dlatego trudno było oczekiwać punktów w Lahti.
Nic dziwnego też, że wobec powrotu Kubackiego Thurnbichler zluzował Wąska przed cyklem Raw Air, którego zwieńczenie to skocznia Vikersundbakken o punkcie konstrukcyjnym 240 m, a z tego typu obiektami nasz najmłodszy zawodnik w kadrze A ma niemały problem.
Gdy po MŚ w lotach trener odesłał Wąska na treningi, nie zdecydował się, aby posłać go na Puchar Kontynentalny, gdzie presji i poziom są znacznie niższe niż w Pucharze Świata. Może warto to nadrobić teraz, by Paweł wrócił do źródeł swojego dobrego skakania. Są jeszcze dwa weekendy z Continental Cupem – najbliższy w Lahti i kolejny – w Zakopanem.
Przejdź na Polsatsport.pl