Bernabeu – Liga Mistrzów w najczystszej postaci
Real Madryt - RB Lipsk. Skrót meczu
Vinicius Junior vs RB Lipsk. Tak zagrał w meczu Ligi Mistrzów
Real Madryt - RB Lipsk. Gol Williego Orbana
Real Madryt - RB Lipsk. Gol Viniciusa Juniora
Moi niezafascynowani specjalnie futbolem znajomi często pytają mnie o możliwość zobaczenia polskiej reprezentacji. Chcąc wybrać się na PGE Narodowy, by poczuć atmosferę piłkarskiego meczu. Są i tacy, którzy nigdy nie byli na żadnym stadionie. Wtedy sugeruję im, że jeśli chcą przeżyć coś naprawdę szczególnego, niech wybiorą się raczej wieczorem na Łazienkowską na spotkanie Legii. Na pewno długo nie zapomną tego, czego mogą tam doświadczyć.
Gdy przed laty bywałem nagabywany w tej samej kwestii, ale w materii zagranicznych obiektów, bez wahania wskazywałem na Old Trafford w Manchesterze i Anfield w Liverpoolu. Dziś, kiedy publiczność w "świątyni" Czerwonych Diabłów nie jest już tak żywiołowa, jak za czasów Sir Alexa, a "You’ll Never Allone" w dzielnicy Merseyside w tym sezonie prezentowane jest w Lidze Europy, a nie Mistrzów, mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć – chcesz poczuć Champions League, leć do Madrytu. Tym bardziej że jest tu jeszcze Metropolitano i Atletico. Społeczność totalnie odmienna, niż ta z Bernabeu. Gdzie noce z Champions League zawsze są niezapomniane.
ZOBACZ TAKŻE: Koszmarny błąd reprezentanta Polski! Manchester City w ćwierćfinale Ligi Mistrzów
Pewnie, że także w sensie logistycznym ta zmieniającą się z każdym tygodniem futurystyczna budowla jest idealna dla odwiedzających ją widzów. Jest w mieście, a nie na jego obrzeżach, przy autostradzie, jak arena w Monachium czy drugi z wielkich stadionów w stolicy Hiszpanii, umiejscowiony tuż przy lotnisku Barajas. Do "domu Realu" dostaniesz się w prosty sposób, metrem, autobusem, spacerem, jest przy jednej z głównych arterii, wychodząc zeń, nie musisz nałykać się spalin, patrząc na piętrzące się korki. Ale to nie jest oczywiście główny atut.
Ten obiekt jest jak deski renomowanego teatru, w którym nie wypada odstawić chałtury. Nawet jeśli występujący tu świetni aktorzy, niektórzy genialni od lat, mają gorszy dzień. Jeśli nawet się mylą, plącze im się język, stworzą taką dramaturgię, że znów ich występ będzie niezapomniany. Ale mimo napięcia i tak zazwyczaj kończy się to happy endem. Do tego reżyserem jest futbolowy Fellini czyli Carlo Ancelotti, który na swoim koncie ma już cztery "oskary", z czego dwa uzyskane właśnie w tym miejscu.
Nawet jeśli przyjeżdża tu nie Paryż, nie Manchester City czy któryś z gigantów z jego ojczystej Italii, a jak wczoraj RB Lipsk i to po porażce w pierwszym meczu u siebie, wrażenia są niezapomniane. Może fani Realu nie są tak fantastyczni jak ci w Anglii czy Neapolu, ale aura wieczoru z Ligą Mistrzów pasuje do tego gmachu jak ulał. Tu zawsze dzieją się rzeczy wybitne. Tu każdy element piłkarskiej sztuki odczuwa się całym ciałem i umysłem. Doznania są wyjątkowe.
Real nie był w obu meczach 1/8 finału wybitny. Okazał swoje słabości już w Lipsku, u siebie powinien przegrać i grać przez długą część drugiej połowy w dziesiątkę. Czy gdyby nie magia Bernabeu i weekendowe wydarzenia z Walencji sędzia Davide Massa wyciągnąłby nie żółtą, a czerwoną kartkę i wlepił ją Vinicisiusowi Jr.? Przecież gdyby na taką samą reakcję pozwoliłby sobie odpychany przez Brazylijczyka Willi Orban, pewnie ujrzałby "asa kier". Między bajki można włożyć to, że ściany nie pomagają. Włoch to jeszcze dość niedoświadczony międzynarodowo arbiter. I przede wszystkim człowiek. Drobne zawahanie, a potem decyzja, która mogła mieć kolosalne znaczenie. Gdyby to Real wczoraj odpadł, byłoby zdecydowanie większe zamieszanie niż wówczas, kiedy z Europą żegna się Lipsk. To są te detale, które robią różnice.
"Królewscy" są w małym dołku i stąpali wczoraj po cienkim lodzie. W ćwierćfinale muszą trzymać kciuki za to, żeby nie wpaść na Paryż albo "maszynę" Pepa Guardioli. Dla wszystkich pretendentów liczących na Puchar Europy marzeniem jest ktoś z pary PSV Eindhoven i Borussia Dortmund. Ale nawet jeśli do "Los Blancos" zawitają Holendrzy lub wicemistrzowie Niemiec jednego można być pewnym. Aktorzy i scenograf znów stworzą dzieło futbolowej sztyki. Na Bernabeu warto się wybrać, by taką noc przeżyć. Wszystkim Wam tego życzę.
Przejdź na Polsatsport.pl