Iwanow: Faworyt czy „papierowy tygrys”? Test prawdy Xaviego i Barcelony
Jeżeli czekacie z utęsknieniem na jakąś niespodziankę w rywalizacji w 1/8 finału Ligi Mistrzów, to może właśnie to jest ten dzień. Mimo że wszystkie znaki na niebie i na ziemi, także te historyczno-statystyczne, pokazują, że Barcelona „musi” znaleźć się w najlepszej ósemce Champions League. Nad zespołem z Katalonii unosi się delikatny duch niepewności. Nigdy nie jesteś w stu procentach przekonany, że „Blaugrana” wykona zadanie i osiągnie wyznaczony cel. Często bowiem „coś” staje na jej drodze.
Czy to zbieg okoliczności, że odkąd Xavi oznajmił iż po zakończeniu sezonu odchodzi, Barcelona nie zaznała żadnej porażki? Gdyby nie wymęczone 3-3 z prawie zdegradowaną już Granadą czy 1-0 z Majorką, ta informacja brzmiałaby może i dobrze. Ale w piłce nie można patrzeć jedynie na wyniki. Szczególnie w tym miejscu, o którym piszę. Świetnie rozegrane pierwsze 45 minut w Neapolu nie poparte zostało zaliczką co najmniej dwóch goli, z którą można byłoby spokojnie myśleć o rewanżu u siebie. Przy stracie Gaviego, Pedriego i Frenkiego De Jonga nawet sam Pep Guardiola zacząłby drapać się po głowie, zastanawiając się, jak zestawić środek pola. A co dopiero Xavi z dużo mniejszymi kompetencjami i doświadczeniem.
To, co skonstruuje na rewanż z Napoli, będzie papierkiem lakmusowym jego trenerskiej wyobraźni i dalszych losów. Nie tylko w klubie, w którym jako piłkarz wygrał wszystko, co było do wygrania. Przecież tu toczy się również walka o szkoleniową przyszłość, którą będzie musiał zaplanować w innym miejscu niż to, które miało mu być dane na „wieki”. Jeżeli odpadnie w ćwierćfinale z wychodzącym z głębokiego kryzysu Neapolem, nie ściągnie z siebie łatki nieudacznika w Europie. Mimo że przecież nie tak dawno był przecież ligowym mistrzem przed Realem.
„Barca” Xaviego musi zagrać w Europie wreszcie wielki mecz, bo odkąd były legendarny pomocnik zarządza zespołem niemal zawsze te najważniejsze przegrywał. I to także w Lidze Europy z Eintrachtem Frankfurt i Manchesterem United. Ubiegły sezon, gdy nie poradził sobie z Bayernem czy Interem, usprawiedliwiony został klasą rywali i późniejszym ligowym tytułem. Ale teraz? Z dużo mocniejszą kadrą wzmocnioną Ilkayem Gundoganem, Joao Cancelo i Joao Felixem? Porażki w Antwerpii i Hamburgu z Szachtarem z Xavim w roli piłkarza nie byłyby możliwe. Remisując w Neapolu, mając rewanż u siebie, nikt by się nie obawiał.
Zresztą najświeższa historia spotkań tych dwóch zespołów w Europie doskonale na to wskazuje. Barcelona nie pozostawiała przybyszom spod Wezuwiusza żadnych złudzeń. Ale już patrząc na listy strzelców widzimy, że byli wtedy na nich Leo Messi, Antoine Griezman czy Luis Suarez. Wielcy artyści oraz drapieżnicy, którzy zwycięstwa byli w stanie rywalowi wygryźć, co w przypadku Urugwajczyka brzmi nawet bardzo dosłownie. Dziś tych elementów i cech jest mniej niż wtedy. Dlatego rewanżu z Napoli Barca może się obawiać. Niby wciąż jest faworytem. Ale musi też wygrać. W Napoli muszą zdawać sobie sprawę z tego, że mimo swoich kłopotów, właśnie teraz mają zdecydowanie większą szansę niż w poprzednich próbach. Barcelona jest bowiem tygrysem. Tylko, że mocno „papierowym”. Gorsze zespoły potrafiły ją już w tym sezonie rozerwać.
Transmisja meczu FC Barcelona - Napoli o 20:50 we wtorek w Polsacie Sport Premium 1. Od 19:00 na tej samej antenie nasze studio, a od 20:00 będziemy też w Polsacie Sport Extra.
Przejdź na Polsatsport.pl