Przemysław Iwańczyk: Zbudzony z marazmu Bayern
Nawet tak rozregulowana maszyna, jak w tym sezonie Bayern Monachium, jest w stanie dostosować się do wymogów stawianych przez najlepszą Ligę Mistrzów, z jaką kiedykolwiek mieliśmy do czynienia. Wyjątkowość tegorocznych rozgrywek polega na tym, że choć w półfinałowej czwórce mamy dwóch oczywistych faworytów, ostatecznym triumfatorem może okazać się któryś z niemieckich zespołów.
I Bayern, a zwłaszcza Borussia Dortmund, która zagra w środę z PSG, są mocno niedoszacowane w eksperckich prognozach. Trudno się dziwić, skoro dortmundczycy są poza czwórka najlepszych drużyn Bundesligi, mieli całkiem przyjemnych jak na ten etap Ligi Mistrzów rywali w fazie pucharowej (PSV Eindhoven i Atletico Madryt), a w ich zespole próżno szukać gwiazd europejskiego formatu. Bayern z kolei nie robił na nikim wrażenia ze względu na – zupełnie jak nie u nich - chyboczącą się wewnątrz organizacji strukturę zarządzania, wyboistą końcówkę kadencji trenera Thomasa Tuchela, gdzie podsumowaniem tego wszystkiego stały się klęski na krajowych boiskach w Bundeslidze i DFB-Pokal. Jeśli więc Real Madryt od 2014 roku nie przegrywał z Bayernem w ogóle, notując pięć zwycięstw i remis, to tym bardziej nie miał Bawarczycy nie mieli prawa nawiązać skutecznej rywalizacji teraz, kiedy Królewscy są wyjątkowo rozpędzeni, a trener Carlo Ancelotti, będący dla każdego klubu amuletem w ligomistrzowych bataliach, prowadzi zupełnie inny styl zarządzania niż siedzący na drugiej ławce Tuchel.
ZOBACZ TAKŻE: Marian Kmita: Puchar Polski był instytucją zaniedbaną
Mieliśmy w fazie pucharowej wiele galaktycznych rywalizacji, odwrócone losy rywalizacji PSG z Barceloną to jeden z najpiękniejszych comebacków w klubowym europejskim futbolu, ale to jednak postawa Bayernu jest jednym z największych wydarzeń tej wiosny w Champions League. Złożyło się na to wiele, od samego Tuchela począwszy, który znakomicie zareagował na taktyczne gierki Ancelottiego, a na piłkarzach skończywszy, bo niemal każdy z nich przeżywał we wtorek swój dyspozycyjny skok. Przykładem niech będzie Leroy Sane, który nie był w pełni formy nawet pod względem zdrowotnym, sezon w jego wykonaniu jest daleki od ideału, co potwierdzają liczby, a dokładnie pół roku bez strzelonego gola. Na początku sezonu reprezentant Niemiec błyszczał i w Bundeslidze, i na europejskich boiskach, by utknąć później w korkociągu, który ściągał w dół nie tylko jego, a i cały zespół. To, co zrobił w 53 minucie meczu z Realem, było niewiarygodną rekompensatą dla doznających kolejnych upokorzeń fanów Bayernu. Jego indywidualna akcja prawą stroną, „złamanie” do środka i wycyzelowany strzał przy tzw. bliższym słupku było największym majstersztykiem tego spotkania.
To właśnie dzięki Sane monachijczycy są w grze, to nie tylko fenomenalny gol, to kompilacja niezwykle udanych i efektownych zagrań od samego początku, to wreszcie nadzieja, że rewanż na Bernabeu nie będzie dla Realu żadną formalnością, a ciężką batalią do ostatniej minuty. To także wchodzący na wyżyny Jamal Musiala, który razem z Sane i Viniciusem Juniorem był w trójce największych postaci tego meczu. Nie ma więc cienia przesady w tym, że gdyby Bayern tak prezentował się w trakcie całego sezonu, nie dałby się upokorzyć na rodzimym poletku, na którym rządził nieprzerwanie przez 11 lat. Nie straszny byłby ani Bayer Leverkusen, ani zespoły z niższych lig jak zwykle pragnące zawojować Puchar Niemiec. Liga Mistrzów jest więc dla ekipy z Allianz Areny jak odkupienie. Zupełnie jak ponad dekadę temu, gdzie w Bundeslidze Bayernowi zaczęła deptać po piętach Borussia Dortmund, a on tę samą Borussię (notabene z trzema Polakami w składzie) pokonał w finale Ligi Mistrzów i odzyskał prymat. Nie jest wykluczone, że podobnie będzie przebiegał scenariusz i obecnych rozgrywek, że obie niemieckie drużyny zagrają w finale grając na nosie faworytom. Urok edycji 2023/2024 polega nie tylko na galaktycznym poziomie większości meczów, to także serwowane dość regularnie niespodzianki, które czynią rozgrywki jeszcze bardziej ekscytującymi.
Bayern jeszcze nie umarł, Bayern wciąż żyje, Bayern się budzi z marazmu.
Przejdź na Polsatsport.pl