Amerykański sen czy raczej koszmar?
W korytarzach siatkarskich hal sporo się ostatnio mówi o zjawisku uciekających do USA polskich młodych zawodniczek, choć coraz częściej także zawodników. Czy faktycznie jest to duży problem, a jeśli tak, to na jaką skalę?
Wyjeżdżając za granicę byłam po pierwszym roku studiów w Polsce, gdzie regularnie słyszałam „musi Pani coś wybrać: albo sport, albo nauka”. Ja jednak miałam ambicję, by pogodzić oba. Kierowałam się wieloma aspektami, jak poziom sportowy drużyny, w której mam zagrać, ranking edukacyjny szkoły, dostępnymi kierunkami studiów wreszcie, kto poprowadzi mój team i czy sportowo nie stracę. Podobnie myślą też ci, którzy dziś decydują się na studia w USA. Mówimy o stu-kilku zawodniczkach i kilkudziesięciu zawodnikach, którzy w ostatnich latach, a nie jednego roku zdecydowali się na wyprawę za ocean po naukę i sportową przygodę.
Zobacz także: Klub Wilfredo Leona zagra na zapleczu PlusLigi! Wymowna reakcja siatkarza
Jak wiadomo każdy kij ma dwa końce i kiedy wspomniani atleci cieszą się na kolejny rozdział w życiu, w kraju trenerzy zachodzą w głowę, co zrobić, by zapobiec masowej studenckiej emigracji. Patrząc z punktu widzenia zawodnika - chyba lepiej wyjechać, nauczyć się języka, doszkolić siatkarsko, niż cały sezon stać w kwadracie dla rezerwowych w przeciętnym klubie i niewiele się nauczyć, bo w ligowych zespołach oczekują zawodników już ukształtowanych, a na uczelni walczyć o życie, ścierając się z każdym z wykładowców.
Amerykańskie uniwersytety sportowo dzielą się na te rywalizujące w rozgrywkach najwyższej I Dywizji NCAA (National Collegiate Athletics Association), dwóch niższych dywizjach oraz dwóch innych organizacjach NJCAA dla uczelni dwuletnich, i NAIA, gdzie występują mniejsze uniwersytety - łącznie ponad 1800 programów siatkarskich dla dziewcząt i około 200 dla chłopców. Edukacja zawsze jest na pierwszym miejscu, więc jeśli myśli się tylko o sporcie, to lepiej zostać w kraju. Dla każdego znajdzie się miejsce i stypendium - w zależności od poziomu sportowego i znajomości języka, ale nie każdy się tu odnajdzie. To szkoła życia, która z marzeń o amerykańskim śnie, w obliczu oczekiwań boiskowych, różnic kulturowych i problemów językowych, może okazać się jednym wielkim koszmarem.
Pośród tej polskiej setki z górką zaledwie garstka marzy i codziennie pracuje na to, by powrócić na ligowe czy reprezentacyjne boisko - tu można przybliżyć sylwetkę choćby Aleksandry Gryki, która dziś walczy o miejsce w kadrze Stefano Lavariniego i wyjazd na igrzyska Paryż 2024. Była, zobaczyła i wróciła - a więc można. Wszystko jest kwestia chęci, marzeń i życiowych planów. Uczelniana emigracja stała się masowo dostępna, a niejeden rodzic - także ten związany z siatkówką - wręcz namawia na wyjazd, wiedząc, z czym się to wiąże, bo to przyspieszony kurs życia, który nie jest dla każdego. Warto się więc zatrzymać i zastanowić, dlaczego tak się dzieje, a może po prostu najzwyczajniej porozmawiać z opuszczającymi kraj, pytając, jaki mają pomysł na siebie i czy wiążą przyszłość z siatkówką. Bo może wcale nie chodzi o sport.
Przejdź na Polsatsport.pl